Do blogowania w s24 skłoniła mnie irytacja tematyką i formą komentarzy. Komentarzy pseudopolitycznych. Polityka jest sprawą poważną i dotyczy sposobów realizacji interesu narodowego, przy założeniu, że wszystkie strony sceny politycznej rozumieją strukturalny stan rzeczy w państwie. Nie dało się tego powiedzieć o tzw. III RP, która nie była demokracją, bo demokrację charakteryzuje pewna struktura, a tzw. III RP miała strukturę nie demokratyczną, lecz postkomunistyczną z demoliberalną fasadą.
Komentowanie idiotycznych poczynań postkomunistów mijało się z celem, chyba że chodziło o wskazanie przyjętych przez nich błędnych/fałszywych założeń i popełnianych przez nich błędów. Komentowanie idiotyzmów takich jak posunięcia Gomułki, Gierka czy Jaruzelskiego sensu nie miało i podobnie sensu nie miało komentowanie posunieć postkomuny w wykonaniu Tuska czy Millera. W zwiążku z tym, by udowodnić błąd w założeniach, zająłem się kwestiami systemowymi dla systemów społecznych, wynikającymi z najnowszych osiągnięć nauki.
Komentowanie polityki ma sens wyłącznie wtedy, gdy komentator dysponuje wystarczająco głęboką i szeroką perspektywą, która pozwala miarodajnie ocenić kierunek prowadzonej polityki. To co się dzieje w s24 ma niewiele wspólnego z tego typu widzeniem polityki. A żeby uzyskać właściwą perspektywę patrzenia na politykę, trzeba ogarnąć poziom cywilizacyjny, więc moje starania poszły w tym kierunku.
Wydaje mi się, że pewien etap mojego blogowania mogę uznać za zakończony. Do tej pory zajmowałem się interpretacją pewnych zjawisk natury społeczno-politycznej, prowadzoną w oparciu o najnowsze dostępne mi badania naukowe, a w szczególności z uwzględnieniem teorii ewolucji, kogniwistyki i neurobiolgii. W oparciu o te badania doszedłem do pewnego przekonania na temat społecznej natury ludzkiej.
https://www.salon24.pl/u/zetjot/1146835,nie-jestem-badaczem-jestem-przezuwaczem
Interpretacja ta pozwoliła mi przejść na poziom społeczno-polityczny, określić charakter systemu demoliberalnego i wskazać na jego upadek, dostrzegalny zarówno w codziennych zachowaniach jak i i polityce. Wygląda na to, że pandemia wyraźnie uwypukliła naturę tego systemu i zaznaczyła cezurę w rozwoju wydarzeń. Co będzie dalej trudno prorokować, można zakładać z pewną dozą prawdopodobieństwa, że dalszy postęp globalizacji zostanie zahamowany i nastąpi powrót do zainteresowania warunkami działania lokalnego czy krajowego.
Po pandemii Rosja zaatakowała Ukrainę, realizując swoje imperialne interesy, co jeszcze bardziej uwypuklić błędy związane z polityką globalizacji.
Na pewno pojawi się więcej opracowań na temat przyczyn upadku demoliberalizmu.
Jeżeli chodzi o mnie, to oczywiście będę starał się interpretować zjawiska związane z przemianami po upadku liberalizmu, ale to będzie trudne do uchwycenia na bieżąco. Ciekawe będą także dalsze losy Ameryki, Chin, Rosji czy Niemiec - w tym zakresie będzie się wiele działo.
Ja jednak będę starał się kontynuować tematykę dotychczasową, z uwzględnieniem pewnych wątków dotychczas przeze mnie pomijanych ze względów metodologicznych.
Spróbuję więc zająć się jedną z przyczyn upadku liberalizmu, jaką jest odejście od chrześcijańskich korzeni. Analiza cywilizacji Zachodu byłaby niekompletna bez uwzględnienia jej chrześcijańskiego rdzenia. Oczywiście interesują mnie nie tyle pewne ogólniki i hasła, lecz mechanizmy społeczne czy psychospołeczne. Warto by się było pokusić o wskazanie konkretnych mechanizmów stworzonych przez kulturę chrześcijańską, które pozwoliły na taki błyskawiczny rozwój naszej cywilizacji.
Innym ciekawym wątkiem byłoby szczegółowe wejście w sferę wiary religijnej i skonfrontowanie jej z nauką, a tu jest szerokie pole do rozważań i mnóstwo dostępnych konkretów, które ze względu na dominację politpoprawności były odrzucane i ignorowane.
Np. możemy zastanowić się nad wiarygodnością przekazów religijnych, w tym nad wiarygodnością Ewangelii. Przecież w życiu realnym operujemy głównie na bazie wiary, bo wiarygodność dowolnego źródła informacji to tylko kwestia wiary a nie stuprocentowej pewności naukowej. Nie ma więc powodu by wiarę religijną traktować inaczej i dyskryminować..
Zastanówmy się więc nad sukcesem cywilizacji chrześcijańskiej, która nazywana jest także cywilizacją Zachodu. Popatrzmy na problem metodologicznie, rozpoczynając od kontekstu. Otóż warto zauważyć, że cywilizacja ta była i jest najwyższym osiągnięciem ludzkości. Miała ona swoje wzloty i upadki, związane najczęściej z odchodzeniem od chrześcijańskich korzeni. Komunizm, faszyzm i liberalizm to epoki odchodzenia od chrześcijaństwa, a więc rezygnacji z mechanizmów generujących rozwój i próby poszukiwania mechanizmów zastępczych. Żadna inna cywilizacja nawet nie była w stanie zbliżyć się do tego poziomu rozwoju, bo nie mogła przekroczyć granicy rewolucji przemysłowej, która wymagała indywidualizmu i wynikającej z niego kreatywności. Ani cywilizacja islamu ani nawet chińska. Chińczycy nie mogli tego dokonać, bo brak było w systemie instytucji reprezentującej wolną ludzką wolę i mechanizmów promujących indywidualizm, a jednocześnie trzymających ten indywidualizm w ryzach, jakie były w chrześcijaństwie. W islamie jest jeszcze gorzej, bo wolna wola jest wykluczona przez sprzężenie autorytarnego czynnika religijnego z władzą, zabójcze dla refleksji i indywidualizmu.
Przejdźmy teraz stopniowo na poziom jednostkowy. Otóż są środowiska religijne jak i środowiska kwestionujące wiarę. Do oceny stopnia wiarygodności tych środowisk potrzebny jest nam tylko wynik ich praktycznej skuteczności. Środowiska odcinające się od wiary, takie jak komuniści czy faszyści, ponoszą klęski, a wspólczesne lewactwo jest tego najlepszym dowodem, bo stopień jego irracjonalności przekroczył wszelkie granice, a ideologia popadła w konflikt z nauką.
Przejdźmy wreszcie na poziom świadectw religijnych i konfrontacji postaw życiowych. Tu nie ma namniejszych wątpliwości - postawa pani Lempart nie da się nijak porównać ze świadectwem siostry Faustyny. Jeżeli porównamy statusy wiary/niewiary to oczywiście mamy na pierwszej linii konfrontację słowa ze słowem, ale po tej konfrontacji następuje konfrontacja postaw wynikających z tego słowa i w tej konfrontacji wygrywa bezapelacyjnie jedna strona reprezentowana np. przez ojca Kolbe..
Weźmy na końcu świadectwo decydujące czyli Ewangelię. Dla nas tutaj jest to tylko słowo na temat wiary, ale zejdźmy do konkretnego poziomu apostołów, uczniów Jezusa. Jaką wartość ma ich słowo ? A jaką wartość ma słowo ich przeciwników ? Trzeba te wartości porównać ze sobą i wyciągnąć konkretne wnioski.
Lecz zacznijmy, dla stworzenia tła porównawczego, od czynnika zewnętrznego - od Mahometa. Mahomet to też słowo, ale jest to słowo ze specyficznej sytuacji, metodologicznie podejrzane, bo jednostkowe, podczas gdy świadectwo uczniów Jezusa jest świadectwem zbiorowym. Mahomet, tak jak każda inna jednostka mógł mieć okreslony własny interes w promowaniu swojego "objawienia" i nie musiał go konfrontować z innymi uczestnikami, bo takich nie było. Odniósł polityczny sukces i tylko tyle da się powiedzieć. Brak tu innych danych do analizy.
Natomiast sytuacja uczniów Jezusa była diametralnie inna. Oni musieli się skonfrontować z sytuacją porażki, porażki w kategoriach świeckich, wyrażającej się w śmierci swojego nauczycila i z przeciwnikami. Umiera człowiek, któremu wierzyli, upada więc i wiara w jego słowa. Co się jednak stało takiego, że ta rzekoma porażka nie tylko ich, kilkunastu indywidualnych osób, nie załamała, lecz stała się, mimo morderczych prześladowań, bodźcem do wytężonej dzialalności i okazała się sukcesem, dla którego byli chętni ponieść nawet śmierć męczeńską, a do tego stała się sukcesem historycznym ? Co było impulsem, który wywołał tak niesłychanie sprzeczne z potoczną logiką zachowanie ? I to jest właśnie clue programu.
Przejdźmy teraz do współczesnych nam realiów.
Każdy system, zgodnie z zasadą entropii, psuje się po pewnym czasie lub też zmienia pod wpływem rozwoju, swoją strukturę a zatem i równowagę, bo stawia pewne wymogi, polegające na stałym dopływie energii nezbędnej dla jego utrzymania i wprowadzania zmian. Rozwinięty system rozwija indywidualne, często wzajemnie sprzeczne interesy i postawy, pojawiają się grupy ograniczające swój wkład do systemu, zaś chętnie korzystające z jego dobrodziejstw. Dochodzi więc do konfrontacji, w której jedna strona stara się zawłaszczyć władzę i zasoby, by sterować systemem w swoim tylko własnym interesie.
Na drodze takim dążeniom stoi wiara religijna, nic więc dziwnego, że system świecki dąży do likwidacji wiary religuijnej. W krajach protestanckich, w których religia podporządkowana była władzy politycznej, przechwycenie władzy przez lewicę doprowadziło do upadku protestantyzmu, bo duchowni zostali zmuszenii, z racji zależności politycznej i ekonomicznej, do realizacji postulatów lewicy.
W przypadku katolicyzmu trudniej ten cel osiągnąć, bo władza polityczna oddzielona jest od religii formalnie. Walka z katolicyzmem jest tu elementem szerszej walki z konserwatyzmem, więc toczy się na dwóch frontach - na froncie politycznym i na froncie religijnym i kulturowym.
Na froncie politycznym, komunizujące i faszyzujące lewactwo stosując mechanizm projekcji szermuje hasłem "faszyzmu" w stosunku do przeciwników politycznych, a ponieważ jednak hasło to wskutek naduzywania uległo dewaluacji, zmieniono je na hasło walki z populizmem.
Na froncie religijnym, opierające się na dążeniu do powszechnej seksualizacji, w tym do zinstytucjonalizowanej pedofilii w postaci sexedukacji, lewactwo także uruchamia mechanizm projekcji i oskarża Kościół o pedofilię, by złamać bądź zmienić obowiązujący w Kościele mechanizm bezwzględnego zaufania odrzucającego mechanizmy przymusu prawnego.
Jak widać toczy się walka o naszą wolność, której źródłem jest specyficzny dla naszej cywilizacji chrześcijańskiej mechanizm wolnej woli wypracowany przez religię. Próba wycięcia korzeni cywilzacji grozi oczywistym jej upadkiem.
Teraz zaś, w związku z agresją Rosji na Ukrainę, pojawia się możliwość sprawdzenia realnych, a nie tylko suflowanych przez propagandę obrazów postaw i stosunku do cywilizowanych zasad. Ujawniają się rzeczywiste motywacje i ukrywane interesy i tym samym wzrasta presja na liberalne rządy i establishmenty. Sytuacja staje się barddziej przejrzysta.
Ale z drugiej strony zachodzące zmiany polityczne będą miały reperkusje gospodarcze, trudne do przewidzenia.
W przypadku prób komentowania na moim blogu, będę wymagał od ewentualnych czytelników znajomości podstawowych tez, na których jest oparta moja koncepcja świata społecznego, do której musi odwołać się każdy, kto próbuje komentować politykę, która jest przecież aktywnością społeczną. A poniżej opisuję ramy teoretyczne mojej koncepcji.
Dlaczego liberałowie nie lubią rozważania kwestii społecznych ?
Żeby uzasadnić to pytanie, trzeba cofnąć się do stwierdzenia liberalnej pani premier Thatcher, skądinąd świetnego polityka, która stwierdziła kiedyś, że społeczeństwo nie istnieje, istnieją tylko jednostki. Jest więć jakiś powód, dla którego pojęcie społeczeństwa nie cieszy się popularnośćią wśród liberałów.
Od lat interesuje mnie aspekt społeczny życia homo sapiens i jego ewolucja. Rozmaici autorzy pisząc o ewolucji posługują się pojęciem środowiska, środowiska naturalnego, które wymogło na gatunku ludzkim ewolucję w pewnym kierunku. Często mówi się także o środowisku społecznym, ale to pojęcie tak spowszedniało, że nikt nie usiłuje go uściślić.
Mówi się więc o środowisku naturalnym, środowisku geograficznym i środowisku społecznym. Ale jeśli się mówi o środowisku geograficznym, to stąd blisko już do pojęcia przestrzeni geograficznej, a od niego do pojęcia przestrzeni społecznej. Pojęcie przestrzeni społecznej, przez analogię do przestrzeni fizycznej, da się już uściślić, ale jakoś żaden z czytanych przeze mnie autorów nie palił się do tego żeby to zrobić. Najczęśćiej autorzy uzywający pojęcia oprzestrzeń społeczna mówią o przestrzeni fizycznej, geograficznej, tyle ze z dodaniem przymiotnika "społeczna". I to niczego nie wnosi. Więc sam na własną rękę przed paru laty, zacząłem to pojęcie rozpracowywać i stosować. Dopiero parę miesięcy temu w książce prof. Sztompki o kapitale społecznym zetknąłem się z użyciem tego pojęcia w nauce.
Prof. Piotr Sztompka posługuje się pojęciem przestrzeni społeczej w znaczeniu sieci relacji międzyludzkich i to jest krok we właściwym kierunku. Niestety na tym się kończy, bo okazuje się,że relacje społeczne rozumie prof. Sztopkna jako rozmaite fizyczne , a więc konkretne, formy kontaktów międzyludzkich, podczas gdy ja rozumiem to analogicznie do przestrzeni fizycznej jako głębszy zespół wymiarów, które kryją się za kontaktami fizycznymi, tak jak wymiary fizycznej przestrzeni kryją się za obiektami fizycznymi. Czysta wyliczanka konkretów nie pozwala na stworzenie abstrakcyjnego modelu przestrzeni społecznej.
Stan wiedzy na temat społecznego aspektu ludzkiej natury jest więc bardziej niż żenujący. Wiemy tak niewiele na temat środowiska w którym żyjemy ? Jak to możliwe ?
Wygląda na to że to jest pojęcie niewygodne i niebezpieczne w XXI w. a może nawet wywrotowe. A może przyczyna tego stanu rzeczy jest bardziej banalna, może to efekt złudzeń optycznych ? Rozejrzyjmy się.
Żyjemy w przestrzeni fizycznej. Widać przestrzeń ? Nie widać.
Przestrzeń ma wymiary. Widać wymiary ? Nie widać.
To skąd wiemy,że żyjemy w przestrzeni ? Bo naklada na nas ograniczenia. Otóż w przestrzeni pojawiają się obiekty, a te zajmują przestrzeń. Jeżeli chcę gdzieś pójść, to idę na wprost przed siebie i mam do pokonania jakiś odcinek o pewnej długości, Jeśli na drodze spotkam skałę, a w niej szczelinę, to może mi się uda przez nią przecisnąć i w ten sposób stykam się z drugim wymiarem, czyli z szerokością. Jeżeli nie ma szczeliny a skała jest wysoka, to nie pomoże mi podskakiwanie, bo to jest bardzo specyficzny trzeci wymiar czyli wysokość.
Przestrzeń jest więc pewną abstrakcją, pustką nie wypełnioną żadnymi obiektami i objawia się dopiero wtedy, gdy pojawią się w niej obiekty. Niektóre z tych obiektów, jak powietrze, też są niewidzialne, ale stanowią niezbędne wyposażenie naszej ludzkiej, nie tylko fizycznej, lecz biologicznej już przestrzeni. Tak więc przestrzeń nakłada na nas konkretne ograniczenia, ramy przestrzenne.
Ale nie żyjemy tylko w przestrzeni fizycznej, żyjemy także w przestrzeni społecznej. I ta przestrzeń, analogicznie do przestrzeni fizycznej, jest niewidzialna i ma swoje wymiary, też niewidzialne, które objawiają się dopiero z pojawieniem się innego człowieka. Jakie to są wymiary ?
Te wymiary to relacje społeczne.
Jeden wymiar to prawda - relacja poznawcza pozwalająca nam rozpoznać z kim i z czym mamy do czynienia.
Drugi wymiar to miłość - relacja emocjonalno-uczuciowa, która pozwala nam nawiązywać relacje uczuciowe z innymi i tworzyć rodziny czy grupy.
Trzeci wymiar to wolność, relacja wolicjonalna, która pozwala nam realizować swoją wolę i dbać o siebie i swój stan i interes w kontaktach z innymi.
Oczywiście są to relacje połączone, bo jak głoszą popularne hasła: "nie ma wolności bez solidarności" oraz "prawda was wyzwoli". Relacje te występują w nierozdzielnym pakiecie, może się tylko zmieniać ich natężenie.
Relacje same w sobie, to najbardziej podstawowy i abstrakcyjny pioziom rzeczywistości społecznej. Ale żeby społeczność mogła przetrwać, relacje muszą zostać utrwalone i temu służą powoływane przez ludzi instytucje. Tp jest drugi poziom analizy, nieco bardziej konkretny. W sferze relacji prawdy mamy naukę i edukację, w sferze miłości działa instytucja Kościoła, w sferze wolności - instytucja Kościoła i instytucja państwa. W toku rozwoju historycznego na bazie tych podstawowych instytucji powstają liczne inne instytucje i sfery działania.
Skąd się wzięła przestrzeń społeczna ?
To sprawa ewolucji, która wrzuciła jednostki ludzkie w gęste, intensywne grupowe interakcje i tak ukształtowała relacje między nimi składające się na byt społeczny homo sapiens.Rozwijaj relacje albo giń.
Koncepcja to pozwala wskazać źródło klopotów społecznych. W przestrzeni społecznej nieostrożne jednostki czy środowiska polityczne mogą wywołać zakłócenia naruszając wskazane relacje społeczne, zakłócając ich równowagę lub eliminując z pakietu poprzez wpływ na istniejące i powoływane lub likwidowane instytucje. Komunizm wyeliminował wszystkie relacje, próbując zastąpić je przemocą i dyktatem partii i aparatu bezpieczeństwa. Liberalizm skupił się tylko na wolności doprowadzając najpierw do zakłocenia równowagi systemowej np. poprzez "politykę tożsamości" naruszającej rozdział sfery publicznej od prywatnej, a następnie do zaprzeczenia wolności w postaci nowego totalitaryzmu prawniczego.
Tak więc psychologia musi brać pod uwagę nowy paradygmat naukowy, antropologiczny, który wskazuje na całkowitą zależność jednostki od społeczności. Ta zależność jest tak głęboka i powszechna, że niemal niezauważalna, niezauważalna jak powietrze. No i ta niezauważalność może być niebezpieczna.
Jednostka zależy od rodziców, od opiekunów, od grupy rówieśniczej, od szkoły, od środowiska w jakim przebywa, od środowiska zawodowego, od mediów, od popkultury. Źródeł wpływu jest, jak widać, tak wiele, że jednostce może się wydawać, że ona ma tak szeroki wybór i nad wszystkim panuje, może kreować wydarzenia i rzeczywistość. Tymczasem może sobie zupełnie nie zdawać sprawy z faktu, że to ona jest przedmiotem a nie podmiotem wpływu.
Stary paradygmat, głoszący, że to jednostka jest motorem i podmiotem absolutnie niezależnym trzyma się jednak mocno. Być może ten pogląd jest celowo podtrzymywany przez pewne ośrodki, żeby karmić ludzi iluzjami i ukrywać za nimi swoje manipulacje ich świadomością. W tej sytuacji jest niezbędna świadoma kontrola społeczna wyraźnie wskazująca na oba te wymiary bytu i je chroniąca.
I tu, w tym braku świadomości uzależnienia tkwi niebezpieczeństwo, bo jednostka latwo może paść ofiarą manipulacji. A przecież najbardziej spektakularna i powszechna manipulacja to działanie systemu konsumpcjonistycznego poprzez marketing i reklamę oraz popkulturę. Ostatnio do tej sfery wpływowych instytucji doszły media tzw, jak na ironię, społecznościowe, formatujące młode umysły w zatrważający sposób, dezindywidualizujący je i wprowadzające ukryty kolektywizm pod kontrolą potężnych platform cyfrowych.
Przedstawioną wyżej koncepcję można wykorzystać do interpretacji i oceny aktualnej rzeczywistości. Każdy uzytkownik mediów widzi, że zamiast wymienionych relacji w systemie demoliberalnym panoszy się kłamstwo, hejt a w efekcie nasza wolność ulega systematycznej redukcji. Można też formułować prognozy co do przyszłości i pożądanych kierunków polityki.
Ten tekst należałoby potraktować jako tekst ramowy, do którego moznaby podpinać kolejne teksty poświecone kwestiom bardziej szczegółowym, dochodząc kolejno aż do szczególowego poziomu politycznego.
Tu w grę wchodzą projektowane teksty o roli Kościoła czy o pochodzeniu wolności, zresztą się zazębiające.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo