Irytują mnie wąskotorowi ekonomiści. Najlepiej widać ich przy okazji dyskusji w których uczestniczy Rafał Woś. Tacy ekonomiczni doktrynerzy kompletnie pomijają szeroki społeczny kontekst, w tym jednoczesne spiętrzenie się rozmaitych problemów, wywołane w zasadzie tempem rozwoju technologii, w jaki uwikłane są ekonomiczne działania ludzi. Najprościej taka postawa ujawnia się w uznaniu, że każdy sposób zarabiania jest dobry, bo skoro jest popyt. to może być i podaż. Tu trzeba wskazać, że na pornografię i nierząd też jest popyt, a na Zachodzie ten dogmatyzm posunął się aż do uznania prostytutek za pracownice seksualne, a dochody z nierządu i pornografii zaliczono do PKB.
Tymczasem badania pokazują, że na dochód narodowy nie składa się tylko formalna działalność zawodowa. Ocenia się, że ok. 30% dochodu narodowego, a niektórzy twierdzą że i 50%, bierze się z pracy w gospodarstwie domowym,
No i te dane mogą nam wyjaśnić trwałe źródła kryzysów ekonomicznych i biednienie kolejnych pokoleń. Jeżeli upada rodzina, to upadek ten generuje automatycznie upadek gospodarczy. Mówiąc inaczej - rodzina tworzy pewien kapitał społeczny, bez którego ani rusz.
A ekonomiczni dotrynerzy nie biorą tego pod uwagę. Tymczasem rozsądni znawcy ekonomii piszą o irracjonalności ekonomicznego poglądu na świat. Jak np. dawno już przeze mnie przywoływany Jacek Giedrojć w "Pułapka, dlaczego ekonomiczne myślenie blokuje innowacje i postęp".