Służba zdrowia czy ochrona zdrowia - ta zmiana semantyczna też coś nam mówi - jest ostatnio modnym tematem. A w moim przypadku jest tematem nawet bardzo aktualnym. Bo parę dni przez świętem 11 listopada dostałem, po dłuższym okresie spokoju, ataku kolki nerkowej i żona musiała odwieźć mnie na SOR w szpitalu na Zaspie.
Jeśli chodzi o sam SOR to ma on jedną optycznie natychmiast zauważalną wadę - wąski korytarz z niezbyt wygodnymi plastikowymi krzesełkami - tu potrzebna jest niewielka modyfikacja z zakresu aranżacji wnętrz, taka, by wprowadzić nieco luzu eliminującego sztuczny tłok i szum. Miałem szczęście, że pielęgniarka obsługująca ten rejon zapakowała mnie na łóżko w sali dla pacjentów.
Swoją drogą, ta pielęgniarka, młodo wyglądająca niemal sześćdziesięciolatkau, śmigała jak fryga. Stamtąd po jakimś czasie wożony byłem na rozmaite badania, po zakończeniu których zgłosił się lekarz dyżurny z urologii z propozycją bym pozostał w szpitalu na jego oddziale. Wyraziłem na to zgodę i zabrano mnie na odział.
Oddział mieścił się w świeżo wyremontowanym skrzydle i robił wrażenie. Moja sala była czteroosobowa, a każde miejsce parkingowe było oddzielony od pozostałych przesuwaną zasłoną. W sali były szafki na ubrania i nieźle wyposażona toaleta. Łazienka była osobno w korytarzu. Był też telewizor, ale by go uruchomić, trzeba było w dokonać wpłaty w punkcie, by uzyskać kod dostępu. Udało mi się tym sposobem obejrzeć fragment Marszu Niepodległości, ale niestety tylko w TVP, a tam w kółko wałkowali temat... bezpieczeństwa.
Przejdźmy do organizacji. Widać perfekcjonizm jeśli chodzi o procedury. Wszystkie służby dzialają szybko i sprawnie. Posiłki są niezłe, a nawet, jak na mnie, chudzielca, zbyt obfite. Sala, a właściwie gabinet pielęgniarek, naszpikowany jest technologią - wszędzie monitory, tak że wygląda to bardziej na jakieś laboratorium technologiczne, a nie szpital. Ma to swoje konsekwencje w stosunku do pacjentów. Pielęgniarki zostały najwidoczniej przekonane, że wystarczy sama technologia, a pacjent traktowany jest jak obiekt poddawany proceduralnym manipulacjom. Do tego, w założeniu jest szybka obsługa, więc personel ulega w sposób naturalny takiej mechanistycznej postawie wobec pacjenta.
Jeżeli chodzi o lekarzy, to nie miałem okazji bliżej się przyjrzeć ich pracy. Trzeciego dnia pobytu zostałem zabrany na zabieg z narkozą i wyposażony w stosowną, acz uciążliwą aparaturę, a czwartego dnia wypisany ze szpitala z wyznaczonym na początek lutego terminem dalszego leczenia czyli usuwania kamieni i z papierami sugerującymi, co mam robić dalej. Jednak trzy dni w szpitalu to za mało - można odnieść pewne wrażenie, ale właściwa ocena wymagałaby dłuższego pobytu. Bo nie mogę odpowiedzialnie zredukować moje wrażenia do faktu, że pielęgniarka tak mi dała zastrzyk przeciwbólowy w tyłek, że do tej pory nie do końca mogę się zgiąć.
Generalnie widać, że personel, a zwłaszcza lekarze, pracujący w takim rygorze, powinni, bez żadnych wątpliwości, zarabiać dobrze, ale cały kontekst okołomedyczny wcale im dobrze nie służy, bo wprowadza element pośpiechu, nerwowości i tymczasowości. Medycyna zacznie funkcjonować sprawnie pod warunkiem, że sprawnie zacznie działać aparat państwa z kompetentną biurokracją i efektywna gospodarka dostarczająca środków finansowych na niezbędne eksperymenty organizacyjne i lepsze możliwości organizacji służby zdrowia.
Inne tematy w dziale Rozmaitości