Ludzie mają skłonność do uproszczeń i czasami trudno im zliczyć do dwóch i zapominają, gdy mowa o kwestiach społecznych, o zasadzie, że kij ma dwa końce. Każda sprawa bowiem ma dwa aspekty: jednostkowy i zbiorowy.
Jeżeli dobrze się przyjrzymy polskiej scenie politycznej, to ten błąd widać natychmiast. Okazuje się, że nietrudno dojść do wniosku, iż to nie sam Tusk jest problemem, Tusk jest jedynie produktem pewnego problemu. A tym prawdziwym, istotnym problemem to jest istnienie paru grup wyborców. Tuska można przegłosować, ale z wyborcami jest inaczej.Tuska należy, oczywiście, zwalczać, ale pamiętając, że jest on tylko symptomem, flagą, a nie przyczyną.
Nie należy więc kierować głównej refleksji na kwestie samego Tuska, lecz na mentalność owych wyborców. Tusk jest tylko efektem popytu. Skoro jest popyt, pojawia się i podaż. Mało roztropni analitycy snują więc analizy koncentrujące się na symptomach zamiast na przyczynach i proponują dziwaczne projekty np. podziału Polski na województwa dla różnych opcji politycznych, zapominając, że już to przerabialiśmy 800 lat temu.
Zastanowić się należy nad przyczynami takiego zachowania różnych grup Polaków, a ponieważ zachowania są kierowane przez umysł, należy zwrócić szczególną uwagę ma strukturę umysłowości i przyczyny takiej struktury, a następnie zaproponować zbiorową, odpowiednio ukierunkowaną terapię.
Niestety, taka zbiorowa terapia wymagałaby władzy cieszącej się politycznym autorytetem, więc może się okazać, że stosowną i bolesną terapię zafunduje nam, jak zwykle, historia, bo głupi Polak i po szkodzie głupi.
Chyba do większości ludzi interesujących się polityką może zacząć wreszcie, po rewolucji Trumpa, docierać, że zasadniczym celem polityki jest realizacja interesu narodowego czyli dobra wspólnego. Konsekwencją uznania tego faktu jest konieczność obalenia rozmaitych popularnych mitów owocujących błędną polityką.
Odpada więc ulubiony mit lewactwa o postępie wyhodowany na poczuciu dyskomfortu odczuwanego przez ludzi z rozmaitym defektami i zaburzeniami osobowości, wskutek których nie są w stanie adaptować się do norm społecznych i domagają się od państwa by im ten dyskomfort zredukowało w absurdalny sposób, np. przez wdrażanie politycznej poprawności.
Odpada także mit wybujałego indywidualizmu i jego politycznych konsekwencji i nadużyć, bo dobro wspólne ma charakter zbiorowy, a nie indywidualny. Polityka nie jest więc narzędziem do realizacji wydumanych interesów konkretnej jednostki, a polityk na którego głosuje nie jest jego osobistym reprezentantem lecz reprezentantem interesu Rzplitej.
Nie jest więc też celem polityki realizowanie interesu grupowego jakiegoś środowiska politycznego a polityk nie jest reprezentantem interesów żadnego środowiska - jest reprezentantem tylko tego co dane środowisko sądzi na temat dobra wspólnego.
Powyższe uwagi odnoszą się do środowisk w miarę normalnych. Nie da się do nich zaliczyć środowisk nie respektujących podstawowych zasad cywilizacji, czego dowodem są takie przypadki jak 8* czy publikowanie przez nich informacji o lekach jakoby zażywanych przez prof. Cenckiewicza. Takie zachowania wypadają poza skalę. To jest działka psychopatologii. To jest sfera paskudnej obrzydliwości, ale jak ktoś nosi nazwisko Czuchnowski, to nomen jest omen.
Inne tematy w dziale Polityka