Kiedy idziesz na start, upał ci nie przeszkadza. Jeszcze nie wiesz, że jest twoim wrogiem. Jeszcze nie biegniesz, więc wydaje ci się, że to nieistotne, że i tak prześcigniesz wiatr, mknąc jak strzała. Zaczynasz biec. Bez kompleksów, świeżo, tak, jak musieli biegać ludzie, zanim cywilizacja odebrała ich nogom chyżość i sprężystość. Po lewej ręce masz rzekę, chłodny wiatr od wody niesie ze sobą wilgoć, listowie wielkich nadrzecznych drzew zasłania cię przed zabójczym słońcem. Jakiś dzieciak chce się z tobą ścigać, inne głośno cię dopingują; staruszkowie spacerujący nad wodą oglądają się za tobą. Jeden twierdzi, że w młodości był dwa razy szybszy. Są też dziewczyny. O tak. Wychodzą z psami albo po prostu w paroosobowych grupkach cieszą się słońcem. Kiedy je widzisz, podświadomie przyśpieszasz. Chcesz pokazać jaki jesteś dobry. Na ich oczach bierzesz dwóch innych biegaczy, którym wydaje się, że bieg to takie przestępowanie z nogi na nogę. Nie czujesz upału. Nawet się obejrzały. W ogóle nie czujesz upału. Jedyne, co ci przeszkadza, to ten koleś, który minął cię dziesięć sekund temu i teraz jest już dwadzieścia metrów przed tobą. Ale olej go. Gdybyś trenował dziesięć lat, , może zdołał byś utrzymać się w jego tempie na tyle długo, żeby zapytać, jak on to robi. Nie odpowiedziałby ci albo byś nie zrozumiał. Próbując go dogonić, też nie czujesz upału.
Ale drzewa w końcu się kończą, rzeka oddala się od trasy, a ty mijając ostatni wiraż wychodzisz na prostą. Długa ta prosta. Kula przebędzie ją w pięć sekund. Ty potrzebujesz więcej. Już wiesz, że nie będzie łatwo. Biegniesz sam, zupełnie sam, bo tu już nie ma żadnych panienek. Tu zwykli biegacze stają i zaczynają spacer. Ale nie ty. Ty chcesz biec, mknąć, prześcignąć ich wszystkich. Więc suniesz naprzód, zawieszony w przestrzeni, która fascynuje cię i przeraża, która jest wyzwaniem, na które boisz się spojrzeć. Jesteś tylko ty, przestrzeń dzieląca cię od sukcesu i czas, w którym musisz ją pokonać. I jest upał.
Właśnie zacząłeś go czuć. Gorąca dłoń jakiejś wielkiej siły, która przygniata cię do ziemi, która wyciska litry potu, która odbiera oddech i zdolność myślenia. Im szybciej chcesz biec, tym mocniej uderza. Już nie jesteś panem trasy, jesteś jej niewolnikiem.
Każdy krok to heroizm, każdy metr to męczarnia. Słyszysz już własny oddech i bijące w szalonym tempie serce. Każdy zmysł, każdy nerw woła do ciebie „zatrzymaj się!”. „Popatrz ja k pięknie jest wokół” – woła ten słabszy ty i nie sposób odmówić mu racji. Bezkresna łąka, na której każda kępa, każdy krzew jest idealnym miejscem do odpoczynku. Jeżeli tylko oddasz się upałowi i dasz mu spijać twój pot, pozwoli ci szybko zasnąć. Nic nie czuć. Odpocząć. Ale ty nie chcesz jednego krzaka. Chcesz mieć je wszystkie. Być panem przestrzeni. I dopiero teraz widzisz, jak bardzo są nieosiągalne. Po zimie przyszła wiosna, wszystko rozkwitło, ale nie będziesz tego wszystkiego miał. Nie przebiegniesz całej cudownej łąki, nie skosztujesz zapachu wszystkich światów. Upał ci nie pozwala. A przynajmniej nie chce pozwolić. I jeszcze ten blask. Upiorny, biały blask słońca, doprowadzający cię do szaleństwa. Czy to nie to samo słońce, które świeciło w zimie?
Ale w końcu doszedłeś celu. Znowu jesteś przy rzece, most przez nią przerzucony daje ci wybór, w którą stronę się zwrócić. W zimie go jeszcze nie było, kto chciał wybierać, musiał płynąć wpław. Tylko dla orłów. Dziś każdy może skręcić do lasu, nacieszyć się jego cieniem i wilgocią, albo biec dalej przez łąki, aż mu się znudzi. Biec przez upał, duchotę i kurz. Przez wiatr, który jeśli nawet zawieje, to w twarz, wilgoci ze sobą nie niosąc. Biec, spowalniany przez upał, aż się padnie, nie osiągnąwszy celu. I wielu tak biegnie, bo kocha swoje łąki. Biegnie i może nawet podziwiając ich piękno, nie czuje upału. Ale on ich dopadnie i stłamsi. I niewielu z nich zostanie wielkimi biegaczami
Dlatego większość biegaczy przebiega do lasu przez most, póki kolejna wielka powódź go nie zerwie. Tam też jest upał, ale mniejszy, przygnieciony ciężarem starych drzew, które pamiętają czas wiosny, kiedy można było biec bez zmęczenia. To w lesie trenują sprytni biegacze. Tam nie ma przestrzeni, którą można by pokonać. Ale można trenować.
Przyjdzie powódź i deszcze, oczyszczą łąki, upał zelżeje. A kiedy wody opadną, biegacze z lasu wrócą na swoją łąkę. Wytrenowani, przygotowani, pewni swej siły. I pokonają przestrzeń, nie niepokojeni przez upał. Dopną swego.
Dlatego kiedy widzicie tych, którzy wolą biegać w lesie, nie szydźcie z nich że słabi, że porzucają łąkę. Oni łąkę kochają. Ale kochają też biegać. Póki upał na łące, oni będą uciekać do lasu. Ale wrócą. Wiem. Bo jestem jednym z nich.
Twórca - raz na miesiąc, leniwy do imentu. Libertarianin - tyle wolności ile można tyle atlantyckiego imperializmu żeby zlikwidować jeszcze gorsze państwa. Amerykanin - i do tego nacjonalista! Przykład na to jak można nim zostać nie mając obywatelstwa i nigdy nie ruszając się z Europy. Transhumanista - religia taka, popularna szczególnie w Dolinie Krzemowej; głosi ze przy tym tempie postępu technicznego ludzie zaczną niedługo posiadać cechy boskie, a przynajmniej nadludzkie, takie jak dodatkowe zmysły czy nieśmiertelność, i z tego każdy już sobie sam wyciąga wnioski. Można sobie wierzyć, znajdować w tym pociechę, czuć się wyjątkowym i w imię tego tworzyć i zabijać, jak w przypadku każdej innej religii. GG: 7211588 - nabluzgaj mi w cztery oczy ;)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura