Jean-Marie Le Pen lubi prowokować. Najnowszym tego przykładem był jego wywiad dla dziennika « La Croix », w którym powiedział, że zamachy 11 września 2001 roku były „incydentem”.
Wsparł się przy tym porównaniem, że liczba ofiar tych zamachów jest w przybliżeniu równa liczbie osób, które giną w ciągu jednego miesiąca w Iraku. Dodał jeszcze, że alianckie bombardowania Marsylii i Drezna pod koniec drugiej wojny światowej pochłonęły znacznie więcej ofiar i że były to również akty terroryzmu, albowiem wymierzone były w ludność cywilną, choć ich celem było zmuszenie wojska do kapitulacji.
Te słowa wywołały wiele reakcji negatywnych, bo choć argumentom Le Pena nie brakuje pewnej logiki, to tego typu porównywanie i przeciwstawianie sobie ofiar wzbudziło niesmak.
Jak widać atakowanie Amerykanów nie zawsze we Francji popłaca. Z drugiej strony, afiszowanie się z administracją Busha również nie jest wyborczo opłacalne. Przekonał się o tym jakiś czas temu Sarkozy, któremu przeciwnicy wciąż wypominają jego wizytę w Białym Domu i jego sugestie, że jako prezydent będzie łatwiejszym partnerem niż Chirac.
A dodatkowo, i tu już raczej na wesoło, wypomina się też Sarkozy’emu wspólne oficjalne zdjęcie z Bushem, na którym obaj wyglądają, jakby byli tego samego wzrostu. W rzeczywistości jest między nimi co najmniej 20 centymetrów różnicy. Nikt nie rozumie, jak udało się to zdjęcie spreparować, by wyrównać tę dziejową niesprawiedliwość.
Do niedawna - korespondent Polskiego Radia we Francji. A teraz - zapraszam do polskiego portalu Euronews: http://pl.euronews.com/ i do naszego fejsbuka: http://www.facebook.com/euronewspl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka