Wojtek Kucharski Wojtek Kucharski
199
BLOG

Dlaczego matryca Eisenhowera nie ma sensu

Wojtek Kucharski Wojtek Kucharski Psychologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Każdy zetknął się zapewne z podziałem kartki/ekranu na cztery sekcje spraw: ważne i pilne zarazem, ważne i niepilne, nieważne i pilne i ostatnia – nieważne i niepilne (której właściwie mogłoby nie być). Sporo z nas przypuszczalnie próbowało, z własnymi modyfikacjami albo bez, stosować ten schemat segregacji rzeczy do wykonania. I z jakim efektem?


Wynotowywanie tematów, o których myślimy albo myśleć powinniśmy, zdecydowanie przynosi pożytek (trudniej o nich zapomnieć). Być może oddzielenie ich pod względem pilności – też, chociaż mniejszy.


Sprawy mają swoje (czy raczej – nasze) priorytety, ale czy da się je wg tych priorytetów uszeregować? Często – zupełnie nie. Jeśli przedsiębiorca ma do zapłacenia CIT i PIT, a dysponuje środkami tylko na jeden z tych podatków to, być może po zasięgnięciu porady, zapłaci PIT, bo przepisy mówią, że oprócz zalegania i konieczności zapłaty odsetek za zwłokę stałby się jeszcze przestępcą. Jeśli natomiast mamy pilnie odwiedzić wujka w Przemyślu i ciocię w Szczecinie albo na egzamin z historii nauczyć się i o Jagiellonach, i o rozbiorach – to trudno to szeregować, a z szeregowania na siłę niewiele wynika. W oparciu o „efekt motyla” (akurat książka otworzyła się na rozbiorach albo – u wujka czujemy się trochę swobodniej niż u cioci) bierzemy rzecz pierwszą z brzegu.


Ważne – bo co? Kiedy mówimy, że coś jest ważne – co w zasadzie mamy na myśli? Ważne ze względu na konsekwencje (a konsekwencje, które czegoś nam nie dadzą, jeśli będą negatywne czy może odbiorą sens temu, co robiliśmy wcześniej?) czy z powodu, dajmy na to, pierwszego kroku naszego scenariusza na nowe życie? Pilne, bo domaga się tego ktoś choleryczny i złośliwy, a może robimy coś dla osoby, u której mamy (wciąż) dobrą opinię i nie chcielibyśmy jej zepsuć albo po prostu lubimy tego, kto czegoś od nas potrzebuje?


Oprócz tego, jest sporo zadań, które są pilne, właśnie dlatego, że są ważne – np. dostać większe pieniądze, które pozwolą na realizację innych planów – albo są ważne, bo są pilne – np. wylicytować towar przed zakończeniem aukcji (choćby to był jakiś drobiazg). Widać, że pilność i ważność są nie tylko zniuansowane, ale również występują między nimi liczne sprzężenia.


To wszystko jeszcze nic. Największą wadą matrycy Eisenhowera jest to, że:

a. nie wiemy, jak szybko uda nam się załatwić poszczególne sprawy (klasyczny przypadek – umówienie wizyty do lekarza; niby powinien wystarczyć jeden telefon, a bywa, że schodzą na to godziny) – i w związku z tym, jak zaczną się na bieżąco przetasowywać różne priorytety (to co było niepilne, nagle staje się niezbędne do załatwienia);


b. nie wynotowujemy sobie (nawet nie bardzo wiadomo, jak to zrobić – za pomocą skali cyfrowej? cyfrowo-literowej? kolorami? symbolami papier/kamień/nożyczki?) wagi konsekwencji niewykonania albo wykonania nie na czas wylistowanych zadań (i to na różnych polach – materialnym, emocjonalnym, rozwojowym, społecznym... adnotacje musiałyby być w rodzaju: 1m, 5e, 3r itp.).


Tak więc, twierdzę, że rozdzielanie spraw na ważne i pilne o raz ich przeciwieństwa sprawdzić się nie może, ponieważ rzadko kiedy mamy wystarczająco precyzyjny obraz rzeczywistości (zwłaszcza dotyczy to tych, którzy robią dużo... czyli chyba tych samych, którym jakaś użyteczna matryca z kolejnością zadań najbardziej by się przydała). Dodatkowo, próby głębszej refleksji nad priorytetami poszczególnych czynności rozbijają się o trudną przewidywalność wielu zdarzeń i abstrakcję zestawiania ze sobą skutków działania lub niedziałania dotyczących różnych sfer życia.


Jeśli nie matryca Eisenhowera, to co w takim razie? A o tym w następnym odcinku (jak wymyślę).

Postanowiłem wrzucić tu parę tekstów niefabularnych. (Fabuły zdarzało mi się już próbować i wiem, na co mnie stać.) Teraz chciałbym się zorientować, na ile strawne są dla Was moje refleksje na temat życia. Będę wdzięczny za wszelką, pozytywną i negatywną krytykę ;-) – zależy mi, żeby pisać lepiej (uniwersalnie ;-) a nie tak, że tylko wtedy, kiedy sam odczytuję swój tekst, jest on zrozumiały). Chętnie bym się dowiedział, w którym miejscu zasypiacie i co z innych blogów polecacie jako kontrprzykład.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości