niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru
624
BLOG

reforma oświaty w naszej dzielnicy

niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru Edukacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Napisali, że obecność obowiązkowa, to poszedłem. Zebranie było w świetlicy, ze względów lokalowych, bo rodzice całego rocznika nie zmieszczą się w jednej klasie.

Spóźniłem się minimalnie, dyrektorka już zaczęła i czytała teraz zarządzenia wykonawcze, czy jak się ten czort zwie, do nowej ustawy. Beznamiętnym tonem wyliczała przy tym nieścisłości i błędy w nich zawarte. Po świetlicy patałętało się kilkoro dzieci młodszych, których rodzice nie mieli gdzie zostawić. Odgłosy ich zabawy trochę ubarwiały monotonię tego odczytywania, ich harce przywoływały czasem uśmiech na twarz dyrektorki, pozbawioną wyrazu poza tymi chwilami. Zdawała się zmęczona i mało przekonana do tego, co musi przyjść.

Potem przyszła pora na nową rejonizację, dyrektorka równie beznamiętnie odczytała listę ulic znajdujących się w rejonie szkoły.

Siedział obok niej jakiś inny facet, sądziłem najpierw, że może ktoś z wydziału oświaty UM, ale okazał się być dyrektorem pobliskiego gimnazjum. Oznajmił, że już 36 lat robi w oświacie, przeżył wszystkie zmiany to i tę przeżyjemy. W jego „wygaszanym” gimnazjum w przyszłym roku szkolnym będzie pierwsza, czwarta i siódma klasa podstawówki. Jeden oddział siódmej klasy zamierza utworzyć z uczniów, którzy mogą tam przejść z „naszej” podstawówki.

Mówi, że 200 tys. będzie kosztować przygotowanie sal dla pierwszaków i świetlicy dla nich. Stwierdza też, że nawet jak będzie za co zamówić nowe meble szkolne, to nie sądzi, by – jak wszystkie szkoły zamówienia złożą – znalazły się wystarczające moce produkcyjne by zamówieniom podołać. „Ktoś tu czegoś do końca nie przemyślał”, wymyka mu się.

Oboje z dyrektorką mówią wiele o dobru ucznia, że zrobią co się da, by zminimalizować stres dla uczniów, związany ze zmianami. Któryś rodzic pyta: „tylko jak ich do tych zmian przekonać?”

Następuje dłuższa dyskusja o drugim języku obcym, większość rodziców chce hiszpańskiego, ale dyrektorzy nie są w stanie obiecać, że znajdą do tego nauczycieli. (A mnie po głowie krąży złośliwa myśl: castellano czy lunfardo? No bo przecież raczej nie catalan, tu nie może być mowy o choćby śladzie myśli o autonomii. Uśmiecham się w duchu na wspomnienie tych dwu lat, kiedyś, gdy grzebaliśmy w hiszpańskim pod kierownictwem sympatycznego inżynieria, co przywiózł miłość do tego języka z Kuby, gdzie był na kontrakcie. Concordancia de los tiempos en la oración principal y  en la subordinada – były fajne czasy). Ktoś wspomina o rosyjskim, ale ten głos jakoś nie znajduje oddźwięku. Nie dowiedzą się co to stichotworienie, co znak miękki a co twardy. Nie będą opisywać kartin Ajwazowskiego.

Tematyka zebrania schodzi na problemy z zapewnieniem nauczycieli („Przyjdą z gimnazjum specjaliści co zęby na nauczaniu fizyki i geografii zjedli”), ale wkrótce skręca w uliczkę, że to raczej chodzić będzie o zapewnienie nauczycielom pracy.

Myśli mi uciekają i nie potrafię skupić się na przebiegu zebrania. Na szczęście to prawie koniec, na który w ramach podsumowania składa się parę ogólnych zapewnień, w stylu „damy radę”, możemy się rozchodzić. A, dyrektorowi gimnazjum w rozbiórce wymyka się jeszcze, że „referendum strajkowe i może Państwa dzieci pójdą pierwszego września do gimnazjum, jak jeszcze niedawno myślały, że pójdą.”


inkszy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo