W przededniu polskiej konferencji naukowej w sprawie Smoleńska przypomnijmy sobie jak powinien (gdyby nie nastąpiło "ustanie" działania sił natury), zachować się TU-154 10 kwietnia 2010, spadając z czubków drzew na podmokły zagajnik.
Jak wszyscy obserwowaliśmy, zjawisko "ustania" sił natury zostało ogłoszone z pompą na podstawie "raportów": kremlowskiego MAK oraz rządu Tuska i Pawlaka, zwanego dla pozoru "raportem Millera", bazując głównie na badaniach organoleptycznych i tworząc mit pancernej brzozy.
W tym miejscu wypada wyjaśnić, że mimo uływu ponad 2 lat od najbardziej szokującej tragedii w historii Polski, ktora zdekapitowała elitę polityczna i militarną kraju, nie doczekaliśmy się wiarygodnych eksperymentów na Tu-154, mimo że dysponujemy bliźniaczym modelem samolotu.
Przywołany eksperyment przeprowadzony został w kwietniu 2012 roku na meksykańskiej pustyni przy użyciu Boeninga 727, ktorego kopią, w ramach sowieciarskich kradzieży własności intelektualnej , byl TU-154.
Samolot naszpikowany aparaturą badawczą, i filmowany z ziemi i powietrza, ulega katastrofie łamiąc się zaledwie na 2 części, z których kadłub pozostaje w 80 % bez uszczerbku, podobnie jak manekiny symulujące pasażerów.
Znacząca uwaga - w przeciwieństwie do polskiego Tu-154M , który służył do przewozu najwyższych dygnitarzy państwa - nie był to modeł specjalnej konstrukcji.
A oto, jak przebiegał:
http://www.youtube.com/watch?v=pSTiUOascyo
Poniższy film natomiast, kompiluje materiał z efektownym manewrem "touch&go", ktorego, rzekomo, TU-154M nie był w stanie wykonać:
http://www.youtube.com/watch?v=cdQO6Tlr9XY
Za komentarz, niech nam posłuży tekst Jacka Kaczmarskiego (w tle)
Albośmy "wilki", albo "mięso na strzał"...
Czas zdecydować.