Relacja Gazety Wyborczej ze spotkania z ekipą kręconego właśnie filmu o Powstaniu Warszawskim nie spotkała się z zainteresowaniem niezależnych mediów. A szkoda, bo reżyser Komasa odsłonił koncepcję swojej produkcji, koncepcję prawdziwie "europejską".
Nie wiem na ile relacja GW z tego promocyjnego spotkania jest pawdziwa, ale coś mi mówi, ze akurat w tym przypadku przekazali słowa młodego rezysera Komasy wiernie. W końcu film jest finansowany przez PISF, a tuskowi urzędnicy "po linii kultury" lubią walić Polaków w łeb pałką dekonstrukcji.
A oto treść bardzo niepokojących wypowiedzi rezysera Komasy, przekazana przez lokalnę funkcjonariuszkę warszawskiego dodatku GW:
"Komasa mówi, że aspekt historyczno-strategiczny powstania mniej go interesował niż emocje, motywy i postawy - Chciałbym, żeby to nie był film antyniemiecki, antypolski czy antyradziecki. Chcę zrobić film europejski. Taki, w którym widać, jak sąsiedzi wyrzynają sąsiadów, ale wszyscy są tak naprawdę do siebie podobni - tłumaczy reżyser."
Hmmm, "sąsiedzi wyrzynają sąsiadów". Rozumiem, że Ochotę wyrżną na tym filmie sąsiedzi z Woli. I odwrotnie.
Inne tematy w dziale Polityka