Finał sprawy oskarżonej mieszkanki Torunia osadzonej w areszcie.
Finał sprawy oskarżonej mieszkanki Torunia osadzonej w areszcie.

Areszt za złamanie kwarantanny z koronawirusem. Po czterech miesiącach wyszła na wolność

Redakcja Redakcja Koronawirus Obserwuj temat Obserwuj notkę 77

Karolina L. - mieszkanka Torunia - opuściła kwarantannę mimo dwóch pozytywnych wyników testów na COVID-19. Od maja przebywała w areszcie, a sąd zdecydował dziś o zwolnieniu kobiety. 

Ta historia wstrząsnęła całą Polską i jest jednym z wątków w wieloletniej dyskusji na temat zastosowania środka zapobiegawczego w postaci aresztu tymczasowego. Karolina L. wiedziała, że zakaziła się koronawirusem. Po wykonaniu dwóch testów postanowiła jednak wyjść z domowej kwarantanny. Przyłapana przez policję zasłaniała się koniecznością wyjścia po lekarstwa do apteki. Okazało się jednak, że po drodze odwiedziła jeszcze dwa sklepy spożywcze. 

Prokuratorzy nie mieli wątpliwości i oskarżyli mieszkankę Torunia o sprowadzenie zagrożenia dla życia i zdrowia wielu osób. "Kto sprowadza niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia wielu osób albo dla mienia w wielkich rozmiarach, powodując zagrożenie epidemiologiczne lub szerzenie się choroby zakaźnej albo zarazy zwierzęcej lub roślinnej, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8" - brzmi dokładnie paragraf kodeksu karnego, wobec którego odpowiadała zakażona koronawirusem. 

- Zachodzi obawa ukrycia się bądź tez ucieczki podejrzanej, bo zachodzi groźba wymierzenia surowej kary. A to może skłaniać ją do podejmowania działań zakłócających, czy uniemożliwiających bieg postepowania przygotowawczego. Zachodziła też przesłanka, że podejrzana ponownie może wyjść z miejsca izolacji i znowu może dojść do narażenia wielu osób na zarażenie koronawirusem - wyjaśniał Andrzej Kukawski z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. 

Prokurator dodał, że areszt tymczasowy miał zastosowanie w związku z wysoką karą za popełniony czyn. Ponadto, funkcjonariusze policji musieliby ciągle patrolować okolice zamieszkania Karoliny L., a nie mogą poświęcać tyle czasu zakażonej. Kobieta chorowała bezobjawowo na COVID-19, a po tygodniu przebywania w areszcie została uznana za ozdrowieńca. Wszystkie osoby, przebywające w tym samym czasie w sklepach wraz z Karoliną L., odesłano na przymusową kwarantannę. Żadna z nich nie zakaziła się koronawirusem. 

Mieszkanka Torunia trafiła najpierw do Zakładu Karnego w Potulicach. Gdy stwierdzono, że już nie jest chora, przeniesiono ją do kobiecego aresztu w Grudziądzu. Zdaniem adwokata oskarżonej, mocno podupadła na zdrowiu, przechodziła przez depresję. Mecenas Mariusz Lewandowski zwrócił też uwagę na trudną sytuację życiową Karoliny L. - jej mąż jest starszy i nie mogła liczyć na nikogo z rodziny w pomocy domowej. Dlatego kobieta wybrała się na zakupy. 

- W żadnym wypadku nie było jej zamiarem szkodzić komukolwiek. Uważa, że tego niebezpieczeństwa nie chciała absolutnie sprowadzić. Motyw jej opuszczenia mieszkania ogniskował się na tym, żeby zapewnić środki spożywcze sobie i członkowi rodziny, jak i nabyć leki, które stosuje regularnie - mówił pełnomocnik oskarżonej. 

W czwartek sąd cofnął decyzję o zastosowaniu aresztu tymczasowego. Dzięki temu Karolina L., po czterech miesiącach, mogła wyjść na wolność. Osadzona mogła uniknąć aresztu, gdyby rodzina kobiety w maju wpłaciła 4 tys. złotych poręczenia majątkowego, ale bliskich wówczas zakażonej nie było stać na taki wydatek. Do obrońcy Karoliny L. zgłosili się w środę prywatni darczyńcy dopiero po opisaniu przypadku przez "Polskę The Times". 

Rekord zakażeń na koronawirusa

W czwartek 24 września padł nowy rekord zakażeń koronawirusem - już 1136 przypadków w Polsce. W ciągu doby w związku z COVID-19 zmarło 25 osób. W laboratoriach przeprowadzono  23,7 tys. testów. 

Według prof. Krzysztofa Simona, za taki stan pandemii odpowiadają ludzie na ulicach, którzy poruszają się w zamkniętych przestrzeniach bez maseczek. Lekarz uważa też, że policja nie egzekwuje obostrzeń, a zagrożeniem dla życia i zdrowia są ruchy antymaseczkowe i antyszczepionkowe. 

- Ludzie zamiast masek zakładają przyłbice, jakby się szykowali na kolejną bitwę pod Grunwaldem, nie myją rąk, ignorują dystans społeczny. Z drugiej strony policja nie egzekwuje przestrzegania tych zaleceń - wyliczał dyrektor Kliniki Chorób Zakaźnych Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. 

- Kolejnym problemem jest tolerowanie tych wszystkich ruchów antymaseczkowych i antyszczepionkowych. To jest działalność na szkodę państwa. To jest też skrajna głupota, działanie antypaństwowe, którego nie jestem w stanie zrozumieć. Są to po prostu grupy szkodników społecznych - dodał prof. Simon w rozmowie z "WP ABC Zdrowie". 

Specjalista przypomina, że noszenie maseczek ogranicza zasięg infekcji koronawirusem w naszym organizmie. Osoby, które się zarażą, zazwyczaj łagodniej przechodzą chorobę właśnie dzięki osłonie ust i nosa. 

GW

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości