Ryszard Majdzik, opozycjonista z okresu PRL. Fot. Jacek Bednarczyk
Ryszard Majdzik, opozycjonista z okresu PRL. Fot. Jacek Bednarczyk

Reforma sądów. "Wiele rzeczy nie idzie jak powinno, ale to nie wina Zbigniewa Ziobry"

Redakcja Redakcja Sądownictwo Obserwuj temat Obserwuj notkę 86

Wywieźli nas do lasu. Powiedzieli, że wsadzą nam nogi do wiadra, zaleją betonem, wrzucą do wody. I skończymy jak Popiełuszko. Po latach okazało się, że za porwaniem stało SB. Sąd uznał, że sprawcy są winni, ale nie można ich skazać – mówi Ryszard Majdzik, opozycjonista z okresu PRL.

Jako działacz opozycji w czasach komunistycznych poznał Pan wymiar sprawiedliwości Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Jak on wyglądał wtedy, jak zmieniła się sytuacja dziś?

Ryszard Majdzik: Z sądami PRL miałem do czynienia już przed stanem wojennym i w stanie wojennym. Byłem dobrze sędziom znany, nie tylko jako działacz opozycji, ale też jako syn więźnia stalinowskich kazamatów i wnuk oficera zamordowanego przez sowietów w Katyniu. Przez te sowieckie sądy moja rodzina była traktowana szczególnie. Podkreślam to bardzo wyraźnie, SOWIECKIE SĄDY. Bo w PRL wymiar sprawiedliwości nie był Polski, był nam narzucony przez sowiecką armię, na ich bagnetach, torując sobie drogę do władzy poprzez mordowanie patriotów, żołnierzy niepodległościowego podziemia zbrojnego. A sądy w tych zbrodniach miały swój udział.

Co się zmieniło po 1989 roku?

Co się zmieniło? Niewiele. Jedna istotna rzecz – wronę bez korony, bo tak nazywałem tego peerelowskiego orła, w sądach jak w innych instytucjach publicznych zastąpił orzeł w koronie. I to jedyna pozytywna zmiana. Bo poza tym – nie dokonano żadnej weryfikacji, żadnego oczyszczenia. Po 1989 roku wciąż orzekali sędziowie z PRL, którzy skazywali nas w stanie wojennym. Co więcej, często do sądów trafiali potem potomkowie tych sędziów z lat 80-ych, ba, nawet i sędziów z lat stalinowskich. I duch ludzi pokroju Stefana Michnika, który wysłał na śmierć wielu polskich patriotów, jest w polskim wymiarze sprawiedliwości wciąż obecny. Nie dokonano transformacji, ale też nie dokonano prawie żadnego osądzenia komunistycznych zbrodni. Strzelania do robotników, pacyfikacji, pobić, skrytobójczych zbrodni. Zabójstwo Grzegorza Przemyka, Staszka Pyjasa. Ale też porwania, pobicia. Pamiętam jak mnie i śp. Agatę Michałek w 1984 roku bandyci porwali spod sądu w Krakowie. Było to po zamordowaniu bł. Ks. Jerzego Popiełuszki. Wywieźli nas do lasu. Powiedzieli, że wsadzą nam nogi do wiadra, zaleją betonem, wrzucą do wody. I skończymy jak Popiełuszko. Po latach okazało się, kto stał za porwaniem – na podstawie materiałów Instytutu Pamięci Narodowej ustalono, że była to oczywiście akcja Służby Bezpieczeństwa, kto był konkretnym sprawcą. I prokuratura wniosła akt oskarżenia, sprawa trafiła do sądu.

I jaki był wyrok?

Działanie sądu było zadziwiające. Uznano, że sprawcy są oczywiście winni, ale nie można ich skazać. Oto efekt działania grubej kreski, porozumień przy okrągłym stole. Dzięki sądom w III RP komuna spadła na cztery łapy. Dla zbrodniarzy, dyktatorów, typu Kiszczak, Jaruzelski, stosowano taryfę ulgową. Oni wysyłali wojsko przeciw protestującym robotnikom, nigdy nie liczyli się ze światem pracy. A za zbrodnie nie odpowiedzieli, jeśli gdzieś były jakieś wyroki, to śmiesznie niskie. A karano tych, którzy domagali się sprawiedliwości. Zdarzało się też, że o ile komuniści, bandyci, byli bezkarni, wobec porządnych ludzi sądy były skrajnie surowe. Taką oburzającą sprawą, jest historia przedsiębiorcy, Mirosława Ciełuszeckiego.

Tę sprawę znam doskonale, piszę o niej od lat. Przypomnijmy – 19 lat procesu, kuriozalne zarzuty, gubione przez sąd dowody, w tle tragiczna śmierć Marka Karpia, dyrektora Ośrodka Studiów Wschodnich, który także w procesie był oskarżony?

Mirosław Ciełuszecki, polski patriota, jako przedsiębiorca zarobił pieniądze w Stanach Zjednoczonych. I po apelu Lecha Wałęsy uwierzył, że w Polsce naprawdę upadł komunizm. Ciełuszecki zlikwidował firmę w USA, przyjechał do kraju. Na Podlasiu założył duże przedsiębiorstwo, dał pracę ludziom. Stał się konkurencją dla największych tuzów, potentatem w branży chemicznej. Ale też stał się lokalnie kimś bardzo ważnym, uczciwy chłopak z Podlasia, patriota, przyćmił lokalnych bonzów. I to było niewybaczalne. Tu stał za zniszczeniem Mirka lokalny, szemrany, groźny układ. I oczywiście sądy, prokuratura. To trwało latami. Teraz słyszałem, że Sąd Najwyższy uchylił po prawie dwóch dekadach wyrok skazujący na więzienie. Że w innej sprawie przedsiębiorca został uniewinniony. Ale samo to ile ta sprawa trwała, ile lat, pokazuje najlepiej, jak bardzo konieczna jest reforma sądów. Proszę zwrócić uwagę, z jaką wściekłą krytyką spotykają się ci, którzy próbują sądy zmienić. Z jednej strony jest jazgot totalnej opozycji – postkomunistycznej lewicy, Platformy Obywatelskiej, Polskiego Stronnictwa Ludowego. Ludzie ci niczym targowiczanie donoszą na swój kraj do Brukseli, skarżą się na Polskę. Z drugiej strony mamy naciski międzynarodowe. Z zachodniej strony.

No dobrze, ale czym innym jest krytyczna ocena wymiaru sprawiedliwości, czym innym reforma – Polska weszła do Unii Europejskiej, ze strony przeciwników reformy pada argument, że Polska przecież wchodząc do UE przystała na pewne zasady. I upolitycznianie sądownictwa jest rzeczą fatalną?

Przede wszystkim tu nie chodzi o żadne upolitycznianie, ale o wzajemną kontrolę władz. W normalnym systemie sądy mają kontrolować działania na przykład urzędników, ale też politycy powinni mieć choćby wpływ na wybór sędziów. Reformy, które przeprowadziła dobra zmiana, zmieniają system na bliźniaczo podobny do tego, jaki funkcjonuje w innych krajach Unii Europejskiej – w Niemczech, Hiszpanii, Francji Holandii. Tam przecież to politycy wybierają sędziów. Niestety, w UE chodzi o to, że organizacja ta skręca skrajnie w lewo. To dla mnie przykre, bo zawsze chciałem silnego umocowania Polski w strukturach zachodnich. W okresie PRL nieoceniona była pomoc, płynąca do Polski z Zachodu – z Francji, Stanów Zjednoczonych. Niestety, dziś skrajna lewica opanowała całą Unię Europejską, powoli zaczyna opanowywać Stany Zjednoczone. I nie chce normalnego, uczciwego wymiaru sprawiedliwości w Polsce. Chce mieć wymiar sprawiedliwości całkowicie sobie posłuszny. Żeby było jasne – mam świadomość, że wśród sędziów też są ludzie prawi, uczciwi, patrioci. Ale nie mają przebicia, bo powstała kasta i dzieci komunistów trzęsą wymiarem sprawiedliwości.

To, że reforma była konieczna nie ma chyba wątpliwości, ale co do tego jak to zrobiono, już jest pytań wiele. Na przykład – miała być zakończona przewlekłość postępowań – czas rozpraw się nie skrócił. Nie ma zmian systemowych. Personalne też nie są do końca zrozumiałe. Wymiar sprawiedliwości należy traktować całościowo – oprócz sądów to też prokuratura, biegli. Ustawy o biegłych nie ma, a w prokuraturze ci, którzy oskarżali Ciełuszeckiego, awansowali za dobrej zmiany. Czy Zbigniew Ziobro nie przeprowadził po prostu pozorowanej reformy, by zmieniając wszystko nie zmienić niczego?

Tu pozwolę sobie się nie zgodzić z oceną pana redaktora. Ja wiem, że wiele rzeczy nie idzie do końca tak, jak powinno. Ale nie uważam, by była to wina Zbigniewa Ziobry. Jestem przekonany, że ma on dobre intencje. Problemem jest opór, na który napotkał, a także pewne uwarunkowania międzynarodowe, które rząd musi brać pod uwagę, często musi niestety lawirować. Jestem jednak przekonany, że ostatecznie uda się tę reformę, tak potrzebną, doprowadzić do końca.

Rozmawiał Przemysław Harczuk

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo