Rafał A. Ziemkiewicz. fot. Youtube/Telewizja Republika
Rafał A. Ziemkiewicz. fot. Youtube/Telewizja Republika

Ziemkiewicz dla Salon24: PiS nie przeprowadził reformy, wiele rzeczy jak za Tuska

Redakcja Redakcja PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 231
PiS nie przeprowadził żadnej reformy, nie różni się niczym od państwa PO. Co więcej okazuje się, że często za to państwo odpowiadają ci sami ludzie, co wcześniej. PiS się „stuszczył”, czyli przypomina PO Donalda Tuska. A państwo z PiS jest tak samo z dykty, jak państwo sprzed 2015 roku – mówi Salonowi 24 Rafał A. Ziemkiewicz, pisarz i publicysta „DoRzeczy”.

Zbigniew Girzyński, poseł Prawa i Sprawiedliwości, w Salonie 24 ostro skrytykował swoje ugrupowanie. Za wiele rzeczy, ale między innymi za to, że ludzie, którzy angażowali się po stronie niepodległościowej, konserwatywnej, pod rządami dobrej zmiany są marginalizowani. Chodzi – zdaniem posła – nie o brak stanowisk, czy profitów, ale brak elementarnego szacunku. Jednocześnie awansują ludzie tzw. drugiej strony, nagle „przechrzczeni” na piewców dobrej zmiany. Czy nie widzi Pan pewnej analogii do tzw. IV Brygady w okresie sanacyjnym, opisywanej przez Tadeusza Dołęgę-Mostowicza, który zresztą za krytykę obozu sanacji został brutalnie pobity.

Rafał A. Ziemkiewicz: Gwoli ścisłości, Tadeusz Dołęga-Mostowicz został brutalnie pobity w czasie, gdy jeszcze jako dziennikarz napisał zamiast „komendant” „komediant”. Piłsudczycy uznali, że ta zniewaga wymaga krwi. Potem pisarz zemścił się na obozie sanacyjnym, pisząc „Karierę Nikodema Dyzmy” oraz wspomnianą „IV Brygadę”. Ale IV Brygada to zjawisko odwieczne, które pojawia się w tego typu formacjach. A, ze Prawo i Sprawiedliwość bardzo przypomina obóz sanacyjny, to i IV Brygada musiała się pojawić.

Czym jest IV Brygada i w czym, Pana zdaniem, PiS przypomina sanację?

O podobieństwach PiS do obozu sanacji prowadziłem już cały, półtoragodzinny wykład na YouTube. Tych elementów jest wiele. Podstawowym jest jednak odrzucenie kompetencji na rzecz lojalności wobec komendanta. Józef Piłsudski po zamachu majowym wymienił wszystkich szefów banków, zastępując ich zasłużonymi oficerami legionowymi. Nie mieli oni rzecz jasna żadnego doświadczenia i przygotowania do pracy w bankowości, ale byli w oczach komendanta dobrymi patriotami. Liczyło się, by awansowali nie tyle kompetentni, co uczciwi. Jednak bardzo szybko okazało się, że tych „uczciwych” coraz częściej zastępują „nasi”. Ale I Brygada była wbrew legendom nieliczna, a już całkiem nieliczna była I Kadrowa. Okazało się, że awansować zaczęli ludzie, którzy z żadnymi legionami i linią Piłsudskiego nie mieli nic wspólnego. Ale wystarczyło, że któryś z zasłużonych legionistów za ludzi tych poręczył. W efekcie największymi wrogami sanacji stali się ludzie, którzy chcieli walczyć o niepodległość, ale nie tak wariackimi metodami jak Piłsudski, czyli endecja. Z kolei zwolennikami obozu sanacji stali się lojaliści, ludzie, którzy o niepodległość wcale nie walczyli, ani nawet jej za bardzo nie chcieli. Niech każdy oceni, czy nie ma tu analogii. Żeby było jasne – nie chciałbym, aby sprowadzać to jedynie do problemu nominacji, mówienia, że ludzie, którzy popierali PiS nic od PiS-u nie dostali, bo wcale nie uważam, że powinni dostać cokolwiek w sensie kadrowym. Oczywiście w sytuacji, gdy PiS zamiast kierować się ideą, zabiega o to, żeby na wszystkich stanowiskach mieć ludzi zdolnych znosić rozmaite meandry myśli prezesa, mądrości etapu, to, że wczoraj mówiliśmy tak, a dzisiaj mówimy co innego, to ci ludzie, o których mówi poseł Zbigniew Girzyński, ludzie, którzy wynajmowali autokary, by jeździć na demonstracje przeciwko polsko-niemieckiemu kondominium, mówią: zaraz, przecież nie to obiecywano wyborcom. Doskonałym przykładem jest fundusz odbudowy.

W jakim sensie?

Porozumienie PiS z lewicą polega na tym, że PiS podpisał się pod lewicowymi postulatami. Zrobił dokładnie wszystko to, co potępiał. Całkowicie sprzeniewierzył się swoim obietnicom, bo mówił o Europie Ojczyzn, że jest przeciwko państwu europejskiemu rozumianemu jako federacja, że trzeba chronić polską suwerenność, że trzeba wspierać własne motory rozwoju, by w przeciwieństwie do Platformy nie opierać się wyłącznie na pieniądzach z Unii Europejskiej. I zrobił dokładnie na odwrót. Ideowi PiS-owcy protestują. To też próbuje wykorzystać Solidarna Polska, chcąca zagospodarować ten twardy elektorat. A jednocześnie IV brygada przekonuje, że „skoro prezes tak uczynił, to na pewno ma rację, jest naszym największym atutem” – mówią ci ludzie w typowy dla lizusów sposób. I bez żenady potrafią w mediach perorować o wielkości prezesa, mówić „prowadź wodzu”, już wprawdzie nie na Kowno, jak w czasach sanacji, ale „w jedynie słusznym kierunku”.

Interesującą grupą są przedsiębiorcy. W czasach PO czuli się oszukani działaniami rządu. Wielu z nich głosowało na PiS. I teraz obrywają najbardziej, mało tego, są często przez propisowskie media atakowani?

Przedsiębiorcy są grupą od lat najbardziej pokrzywdzoną w III RP. Bo władza pieniądze skądś musi brać. Z biedoty ich nie wyciśnie. Z zagranicznych firm i wielkich korporacji też nie, bo firmy te mają dobrych księgowych i optymalizują swoje dochody. Zostaje więc ściągnięcie z tych, którzy coś mają, ale nie są w stanie się obronić. A więc drobnych przedsiębiorców. Z tym, że tu nie jest tak, że przedsiębiorcy poparli PiS, bo partia ta miała jakiś program dla biznesu. Raczej chodziło z jednej strony zniechęcenie poprzednimi rządami i kwestie kulturowe – drobni przedsiębiorcy to często ludzie nastawienie pro patriotycznie, konserwatywni. Dlatego wielu z nich poparło Prawo i Sprawiedliwość.

No to kolejna analogia – sanacja w dwudziestoleciu międzywojennym się zdegenerowała, po śmierci marszałka już całkowicie. Ale opozycja antysanacyjna to były faszyzujące grupki, które w niczym nie przypominały dawnej endecji, komuniści, słabe ugrupowania demokratyczne. Dziś alternatywą dla PiS ma być podzielona i skręcająca w lewo PO, skrajna lewica, wreszcie nowa chadecja z PSL-em, której twarzą ma być Komorowski. PiS nie musi się obawiać o utrzymanie władzy?

Tu analogia jest jednak nietrafiona, bo pamiętajmy, że sanacja doszła do władzy przy użyciu siły. Na początku cieszyła się pewnym poparciem społecznym, gdy zaczęło ono topnieć to mieliśmy procesy brzeskie i Berezę Kartuską. A już pod koniec lat 30-ych, gdy zabrakło wielkiego autorytetu, jakim był marszałek Piłsudski, bo Rydz-Śmigły się jedynie nadymał, a autorytetem nie był, były to już rządy coraz bardziej bandyckie. Oczywiście, PiS nagina prawo i można porównać jego działania z wczesną sanacją, gdzie Piłsudski żył i kontaktował. Wtedy robiono takie numery, jak na przykład podczas wyborów, gdy wszędzie gdzie startował BBWR w każdym okręgu przepalono ogromne pieniądze z budżetu państwa. Co się skończyło aferą, którą Piłsudski zamiótł pod dywan, ale zburzyło to wizerunek sanacji jako siły reformującej i oczyszczającej kraj. Siły moralnej, czystej, mającej walczyć z aferami. W przypadku PiS chyba także mit formacji czystszej moralnie przez ostatnie sześć lat zdążył upaść. Natomiast nie sądzę, by PiS był w stanie, albo miał w ogóle możliwość, posunąć się do przemocy. On trwa, dzięki temu, że opozycja jest zdegenerowana. A wymusiły to na niej liberalno-lewicowe salony, które są od lat moim ulubionym obiektem obserwacji.

Na czym polega ta degradacja PO i reszty opozycji?

PO jest w rozsypce, gdyż partia ta nigdy nie zdobyła się na to, aby odciąć się od przeszłości, uderzyć w piersi, rozliczyć z ośmiu lat rządzenia, postawić na nowe otwarcie. Powiedzieć, zrobiliśmy błędy, ale od dziś „partia jest ta sama, ale nie taka sama, możecie nam znów zaufać”. Zamiast tego PO poszła w zaparte, mówienie, że PiS wygrał bezprawnie, że musi wrócić to, co było, że PiS tak naprawdę nie wygrał, bo głosy opozycji były rozproszone. Jest to bzdurą, bo w polityce nigdy nie ma prostej arytmetycznej sumy i dwie partie po 15 proc. wcale nie muszą dostać 30. Cała linia jest taka, że rządy PiS są aberracją, a oni po tym wszystkim wrócą do władzy, odsuną PiS, przywrócą demokrację i praworządność. Każdy, kto po stronie opozycyjnej wyłamywał się z tego schematu myślenia zyskiwał łatkę pisowskiego kolaboranta, sługi reżimu, a w najlepszym razie naiwnym symetrystą. Oni sami sobie zgotowali ten los. I stali się sektą, nie mając za bardzo wyjścia z tej sytuacji. To zapewnia PiS-owi komfort władzy. Niestety, PiS nie wykorzystuje tego do trudnych reform. Bo co się PiS-owi udało, to 500 Plus, które obiecał i dał oraz parę transferów socjalnych, które Polakom się podobają, bo jako społeczeństwo nie mamy niestety mentalności amerykańskich pionierów, ale folwarcznych chłopów, którzy czekają na wsparcie dziedzica. I tym dziedzicem jest w tym momencie rząd. Są też pewne inwestycje w kwestie infrastruktury mającej związek z naszą niepodległością – na przykład przekop Mierzei Wiślanej, czy Trójmorze. Są też rzeczy zupełnie chybione, typu elektrownia Ostrołęka, czy elektryczne samochodziki, o których naród litościwie zapomniał. Natomiast PiS nie przeprowadził żadnej reformy, nie różni się niczym od państwa PO. Co więcej okazuje się, że często za to państwo odpowiadają ci sami ludzie, co za PO. Wymieniono tylko tych z najwyższego szczebla. Ale jeśli widzę ministra Glińskiego, który chce obsypywać zdegenerowane elity twórcze pieniędzmi, licząc, że „oni nas opluwają, ale my im zatkamy gęby pieniędzmi, to wtedy przestaną krzyczeć”, to jestem coraz bardziej pewny, że PiS się „stuszczył”, czyli przypomina PO Donalda Tuska. A państwo z PiS jest tak samo z dykty, jak państwo PO sprzed 2015 roku.

No dobrze, ale w 2015 roku Paweł Kukiz zdobył 20 proc. poparcia. Potencjał koncertowo zmarnował, jednak w pewnym momencie odegrał rolę takiego szczupaka wpuszczonego do stawu z tłustymi karpiami. Czy dziś widzi Pan możliwość, by pojawić się mogło coś nowego?

Analogia do stawu i karpi jest zasadna, bo rzeczywiście dziś te główne siły nie widzą żadnej konkurencji. Jednocześnie zapotrzebowanie na nową siłę jest ogromne. Dowodem jest poparcie dla Szymona Hołowni, który nie mając wiele do powiedzenia, ani zaoferowania, ma dziś w niektórych sondażach około 20 proc. Wynika to z rozpaczy ludzi, którzy szukają jakiejś alternatywy. Coś nowego też zawsze może powstać, pytanie jednak, na ile będzie miało szansę zaistnieć na dłużej. Bo w polityce, by zaistnieć, nie wystarczy jednorazowy błysk, trzeba mieć struktury, ludzi, a żeby mieć struktury trzeba mieć pieniądze. A system finansowania partii, opracowany przed laty przez byłego PiS-owca Ludwika Dorna działa w ten sposób, że największe partie – PiS i PO mają najwięcej pieniędzy z budżetu. I to daje im ogromną przewagę nad konkurencją. A więc przy wszystkich słabościach mogą, dzięki budżetowym środkom, obronić swoją pozycję.

Rozmawiał Przemysław Harczuk

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka