Migranci są na terytorium Białorusi. fot. PAP/Artur Reszko
Migranci są na terytorium Białorusi. fot. PAP/Artur Reszko

Migranci wcale nie są na "pasie ziemi niczyjej". Wyjaśniamy, dlaczego

Redakcja Redakcja Imigranci Obserwuj temat Obserwuj notkę 38
32 obcokrajowców koczuje w Usnarzu Górnym w lesie na granicy polsko-białoruskiej. Chcą dostać się do Polski i starać się o pomoc międzynarodową. W mediach często można usłyszeć, że znajdują się oni na "ziemi niczyjej".

W mediach często słyszy się, że migranci przebywają na "ziemi niczyjej". Jest to jednak błędny termin. Jak wyjaśniają eksperci portalu konkret24.pl taki termin nie istnieje w polskim prawie, bo tam, gdzie kończy się Polska, tam zaczyna się Białoruś.

Migranci na "pasie ziemi niczyjej"?

O migrantach koczujących na "ziemi niczyjej" piszą internauci, reporterzy i komentatorzy. "Straż Graniczna nie pozwala dać rzeczy ludziom w pasie ziemi niczyjej" - czytamy w popularnym wpisie na Twitterze z 18 sierpnia. "Uchodźcy z Afganistanu wciąż na ziemi niczyjej. Od 24 godzin nic nie jedli ani nie pili" - to tytuł tekstu na Wyborcza.pl.

"Od kilku godzin wraz z Fundacja Ocalenie jesteśmy na granicy polsko-białoruskiej koło Usnarza Górnego, gdzie od tygodnia w pasie ziemi niczyjej pod gołym niebem przebywa kilkadziesiąt osób" - napisał 18 sierpnia na Facebooku Maciej Konieczny, poseł partii Razem.


- Nie ma czegoś takiego jak pas ziemi niczyjej - tłumaczy portalowi konkret24.pl prof. Witold Klaus, badacz migracji, profesor w Instytucie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk. - Granica to jest wąska linia, wcale nie wyznaczona przez słupy graniczne - mówi. Słupy mogą być oddalone nawet 2,5 metra od realnej granicy, którą wyznaczają tzw. monolity, czyli kamienie lub słupki żelbetonowe. - Te pięć metrów między słupami mogłyby się wydawać pasem pustej ziemi nienależącej do nikogo. W rzeczywistości jest to ziemia wyraźnie podzielona między państwa ze sobą graniczące. Dokładnie wiadomo, do którego państwa który kawałek należy - dodaje.

- Nie ma czegoś takiego jak ziemia niczyja - potwierdza w rozmowie z Konkret24 Jacek Białas z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, radca prawny, prawnik specjalizujący się w prawie azylowym i migracyjnym. - Granice państwowe wyznacza linia. Tam, gdzie kończy się Polska, tam zaczyna się Białoruś - dodaje. Jak tłumaczy, określenie "ziemia niczyja" może funkcjonować tylko jako pojęcie nieformalne, techniczne.

Czytaj też:

Migranci są na terytorium Białorusi

W komunikacie KPRM, wydanym po spotkaniu Morawieckiego z premierami: Litwy Ingrida Simonyte, Łotwy Arturs Karins i Estonii Kaja Kallas wskazano, że na granicy zewnętrznej UE z Białorusią nie ma "ziemi niczyjej". W rzeczywistości jest to terytorium białoruskie, a władze tego kraju ponoszą pełną odpowiedzialność za sytuację obywateli innych państw, których legalnie wpuściły.

Odnosząc się do sformułowania "ziemia niczyja", używanego do miejsca, w którym znajdują się migranci, szef KPRM Michał Dworczyk podkreślił, że w prawie międzynarodowym nie ma takiego sformułowania.

- Ten teren, który jest czasem w sposób kolokwialny nazywany przez publicystów czy dziennikarzy jako ziemia niczyja - na ogół chodzi o pas graniczny, który jest pod jurysdykcją strony białoruskiej, w związku z tym to jest Białoruś i trzeba o tym pamiętać - zaznaczył.

- Migranci są po stronie białoruskiej, a w konsekwencji - jeśli patrzymy na to z punktu widzenia prawa międzynarodowego - to na stronie białoruskiej spoczywa odpowiedzialność za wszystkie osoby, które są po tamtej stronie granicy - dodał.

Według definicji z Wikipedii "ziemia niczyja" to teren niekontrolowany przez żadną z dwóch lub więcej stron konfliktu. Podczas konfliktu zbrojnego ziemią niczyją jest obszar leżący między pozycjami wrogich armii. Przykładowo, w czasie I wojny światowej, na froncie zachodnim, ziemia niczyja znajdowała się pomiędzy liniami okopów (państw centralnych i ententy).

Koczujący migranci chcą dostać się do Polski

W ostatnich dniach po interwencjach Straży Granicznej, strona białoruska chciała zabrać całą grupę koczująca na wysokości miejscowości Usnarz Górny; ponad połowa cudzoziemców opuściła teren, pozostałe osoby nie chcą opuścić miejsca koczowiska - poinformowała w niedzielę na Twitterze Straż Graniczna.

W niedzielę wciąż 32 obcokrajowców koczuje w Usnarzu Górnym w lesie na granicy polsko-białoruskiej. Chcą dostać się do Polski i starać się o pomoc międzynarodową. Przejścia na polską stronę pilnują żołnierze i funkcjonariusze SG. Natomiast z białoruskiej strony przed ewentualnym odwrotem zagradzają im drogę tamtejsze służby.

Polska Straż Graniczna wskazuje, że w całym ubiegłym roku na odcinku podlaskim zatrzymano 122 osoby, które nielegalnie przekroczyły granice. W tym roku to już około 780 cudzoziemców. SG odnotowała dotychczas ponad 2 tysiące prób nielegalnego przekroczenia granicy, z czego ok. 1 tys. 350 próbom pogranicznicy zapobiegli.

źródło: PAP/konkret24.pl/Wikipedia

KJ

Czytaj też:

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka