Rafał Woś analizuje argumenty przeciw Fit For 55.
Rafał Woś analizuje argumenty przeciw Fit For 55.

NOT Fit For 55

Rafał Woś Rafał Woś Rafał Woś Obserwuj temat Obserwuj notkę 69
Polska ma wiele dobrych powodów, by spowalniać forsowne tempo zielonej transformacji, które próbuje podyktować Komisja Europejska. Pytanie brzmi tylko, czy potrafimy o tych naszych powodach przekonująco opowiadać komukolwiek poza sobą samym.

Od kilku tygodni ważni polscy politycy powtarzają, że unijny pakiet klimatyczny (w formie zaproponowanego w lipcu 2021 projektu Fit For 55) jest dla Polski „nie do zaakceptowania”. Ostatnio powtórzyli to rzecznik rządu Piotr Muller i minister rozwoju i technologii Piotr Nowak. Wcześniej mówili o tym i Jacek Sasin i Zbigniew Ziobro i premier Morawiecki. A nawet Jarosław Kaczyński.

Ale w polityce powiedzieć można wszystko. Pytanie brzmi jednak, czy z tego mówienia cokolwiek wyniknie? I tu nie chodzi o to, że Warszawa nie ma w ręku argumentów. Przeciwnie. Jest ich wręcz całkiem sporo. Podsumujmy je oceniając przy okazji ich potencjalną użyteczność do budowania skutecznego oporu i koalicji w Europie. 

Zobacz: 

Argument 1. Ludzie, Unia nas bije!

Siła argumentu w kraju: ogromna

Siła argumentu za granicą: zerowa

To oczywiście nie jest przyjemna sytuacja. Bo fakty są takie, że Komisja Europejska Polskę trochę … wyrolowała. Przypomnijmy bowiem przebieg wydarzeń. W grudniu 2020 roku na szczycie UE Warszawa zgodziła się na pakiet klimatyczny. Fakt, że wtedy jeszcze trochę mniej ambitny (jeszcze nie w wersji Fit For 55). Ale się jednak zgodziła. Należy jednak pamiętać, że tamta zgoda została udzielona warunkowo.

Polityczny deal był przecież taki, że Unia nie będzie wiązała wypłaty pieniędzy z pocovidowego funduszu odbudowy gospodarki z tematem polskiej reformy sądownictwa. W zamian Polska powiedziała „tak” bardzo dla siebie trudnym (z powodu naszego zastanego miksu energetycznego) ambicjom klimatycznym.

Rok i miesiąc po tamtym „dealu” pieniądze na odbudowę pozostają przez KE nadal są wstrzymane. I pozostaną w zawieszeniu prawdopodobnie do wyborów parlamentarnych w Polsce. Nikt nawet specjalnie nie ukrywa, że Komisja próbuje w ten sposób osłabić położenie polskiego rządu, którego nie trawi i nie akceptuje. Jednocześnie sprawa pakietu klimatycznego idzie naprzód jak gdyby nigdy nic. 

Czytaj też: 

O ile jednak ten argument podnosi ciśnienie niejednemu krajowemu obserwatorowi, o tyle jest on jednak kompletnie bezużyteczny w szersze unijnej debacie. Owszem, można sobie połkać w domowym zaciszu, że „Unia nas bije”. Nie ma jednak szans, by ten argument przekonał do naszych racji kogokolwiek poza częścią własnej opinii publicznej. Jeśli rząd chce kontestować Fit For 55 skutecznie, to musi szukać argumentów dalej.

Argument 2. NOT Fit For 55

Siła argumentu w kraju: znaczna

Siła argumentu za granicą: do pominięcia

Mamy oczywiście argument o kosztach. Niedawno bank Pekao opublikował głośny raport, z którego wynika, że koszt spełnienia przez Polskę nowego - bardziej ambitnego - Pakietu Klimatycznego wyniesie 527,5 mld euro. To pieniądze, które trzeba będzie wydać, abyśmy mogli ograniczyć do roku 2030 emisyjność polskiej gospodarki o 55 proc (względem roku 1990). Gdyby trzymać się wcześniejszych unijnych uzgodnień i celować w ograniczenie emisji o 40 proc. to wydatki wyniosłyby 338 mld. Oznacza to, że realna różnica kosztów obu scenariuszy to ok 190 mld euro. To nie jest mało.

Wychodzi, że do końca dekady co roku trzeba będzie w polskim budżecie znaleźć dodatkowe 1,3 proc. PKB. Oczywiście już po uwzględnieniu faktu, że pieniądze wydawane przez podmioty emitujące CO2 na zakup tzw. uprawień do emisji trafiać będą do polskiego budżetu. Cóż jednak z tego, skoro to samo polskie państwo będzie musiało wydawać jeszcze więcej na stałe rekompensowania obywatelom podwyżek cen energii. Inaczej czeka nas społeczna rewolucja lub (a pewnie raczej „i”) poważne zwiększenie ubóstwa energetycznego.

Z tym argumentem jest jednak podobny problem, jak z poprzednim. Owszem - polscy politycy i polska opinia publiczna muszą brać go pod uwagę, bo koniec końców reprezentują Polski i Polaków oraz stoją na straży ich dobrostanu. Trzeba jednak pamiętać, że podobny miks energetyczny (dużo węgla, zero atomu, ciągle mało zielonej energii - cóż z tego, że stale rozbudowywanej) ma w Unii tylko garstka krajów. I to właśnie krajów z naszej uboższej części Europy. Rumunia, Bułgaria, do pewnego stopnia Czechy. Ich łatwo zwasalizować, zawstydzić i narzucić jedynie słuszny zachodni punkt widzenia. Nasz argument „potrzebujemy więcej czasu” na wychodzenie z węgla zawsze będzie natrafiał na zimne „nie mamy czasu, czy nie chcecie ratować planety?”.

Argument 3. Zielona ład to zielona bieda

Siła argumentu w kraju: duża

Siła argumentu za granicą: rosnąca

W ostatnim roku coś się jednak zmieniło. Także na Zachodzie. Niesamowity wzrost cen prądu i gazu zaczął wywoływać rosnące niezadowolenie społeczne także w krajach takich jak Włochy, Hiszpania albo Francja. Wiele rządów musiało salwować się specjalnymi programami ratunkowymi osłaniającymi wzrost cen energii dla obywateli. A przecież kraje zachodnie to nie są - na szczęście - dyktatury. Ból drogiej energii jest czymś co na dłuższą metę wyrzuci z siodła każdy rząd. Najbogatsi jakoś to ścierpią. Ale biedniejsi nie wytrzymają. Tu jest potencjalnie duże pole do budowania koalicji kontrujących Fit For 55. I na dopasowywanie słusznych skądinąd ambicji tego pakietu do pocovidowej rzeczywistości.

Argument 4. Zielony Ład rozbija Europę

Siła argumentu w kraju: mała

Siła Argumentu za granicą: znaczna

Argument czwarty jest rozbudowanym poprzednim. Jeśli faktycznie ceny energii będą stale rosły, to cierpieć na tym będą interesy krajów biedniejszych. Oraz słabszych obywateli w krajaczach bogatych. Unia już raz to ostatnio przerabiała. Mową o kryzysie zadłużeniowym z lat 2011-2015, który doprowadził do wielkiego zubożenie obywateli Grecji, Hiszpanii albo Włoch.

We wszystkich tych krajach wściekłość na poczynania Komisji Europejskiej oraz największych unijnych mocarstw (głównie Berlina) była ogromna. Zaufanie do Europy jako pomysłu politycznego spadło na historyczne niziny. Czy naprawdę chcemy powtórki tego samego? Czy Unia będzie w stanie do przetrwać w jednym kawałku?

Argument 5. Putin lubi to!

Siła argumentu w kraju: duża

Siła argumentu za granicą: rosnąca

Jest jeszcze argument o Rosji i gazie. Wiadomo, że niemiecki pomysł na „zieloną transformację” opiera się na stabilnych dostawach w miarę taniego gazu z Rosji. Ten punkt widzenia nie jest oficjalnym stanowiskiem Komisji Europejskiej (w Brukseli trwa spór o rolę energetyki atomowej). W sytuacji, gdy stale zaostrza się sytuacja na pograniczu rosyjsko-ukraińskim Europa musi przypominać sobie o geopolityce. Ale także o tym, że im szybsze tempo Zielonego Ładu tym więcej pieniędzy płynących do Rosji. I tym większe od dobrych relacji z Moskwą uzależnienie.

Czy to nie paranoiczna postawa, by jedną ręką karmić rosyjskiego niedźwiedzia a drugą starać się powstrzymać jego marsz za Zachód? To mocny argument, który w ciągu najbliższych miesięcy będzie raczej zyskiwał na znaczeniu.

Argument 6. Biznes się boi

Unijna wytwórczość i te bardziej energożerne usługi bardzo się Fit For 55 obawiają. Konieczność kupowania coraz droższych uprawnień do emisji CO2 mocno podnosi ich koszty. Osłabionej konkurencyjności nie da się nadrobić wyłącznie przewagą technologiczną. Gdzieś w tle jest sprawa dostępu do rzadkich pierwiastków koniecznych do „zielonej transformacji”. Do miedzi, litu, kobaltu albo niklu. Ich cena już rośnie na potęgę. A przecież popyt będzie stale rósł. Jednocześnie Europa nie jest miejscem w te pierwiastki szczególnie urodzajnym. Trzeba je będzie importować. Coraz drożej.

Oczywiście zachodni biznes liczy na furtki w Fit For 55. A także na mocny podatek importowy. Podatek ten ma uchronić konkurencyjność unijnej produkcji przed zalewem tańszych produktów z krajów, gdzie ograniczenia ekologiczne nie są przestrzegane. Ten podatek urasta do kluczowego elementu całego pakietu klimatycznego. Jego strategiczne blokowanie może być szansą dla krajów, które nie czują się Fit For 55.

O jednym wielkim „wecie” nie ma oczywiście mowy. Czeka nas raczej żmudna gra w budowanie koalicji wokół kilkunastu aktów prawnych, które składają się na unijny pakiet klimatyczny. Inny będzie więc układ sił, gdy przyjdzie głosować zaostrzenie reżimu handlu emisjami w konkretnych dziedzinach. Na przykład w transporcie lotniczym, gdzie o wyłączenia będą paradoksalnie walczyć zapewne proekologiczne Niemcy czy Francja bojące się o kondycję swoich narodowych przewoźników.

Inna zaś przy okazji rozmowy o kształcie podatku nałożonego na import produktów spoza Unii. Spora jest też szansa na przełamanie niemiecko-austriackiego oporu przeciwko energetyce jądrowej i uczynienie z niej sensownej alternatywy wobec paliwa gazowego.

Wszystko to wydarzy się w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Czeka nas więc bardzo ciekawe półrocze. Ale także sprawdzian. Już nie tego, czy Polska CHCE prowadzić politykę zagraniczną inną niż imitacja poczynań Berlina czy Brukseli. Bo ten etap w historii III RP mamy już chyba za sobą. Czeka nas raczej egzamin z tego, czy my taką własną politykę prowadzić POTRAFIMY? 

Nie przegap: 

Rafał Woś

Rafał Woś
Dziennikarz Salon24 Rafał Woś
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka