screen z filmu. mlody1997com/YouTube / Przemysław Jahr / Wikimedia Commons - Own work, CC BY-SA 3.0
screen z filmu. mlody1997com/YouTube / Przemysław Jahr / Wikimedia Commons - Own work, CC BY-SA 3.0

Zabójstwo Jarosława Ziętary. Skandaliczne okoliczności wyroku uniewinniającego b. senatora

Marcin Dobski Marcin Dobski Marcin Dobski Obserwuj temat Obserwuj notkę 58
Prokuratura skarży wyrok uniewinniający byłego senatora Aleksandra G., dotyczący podżegania do zamordowania dziennikarza Jarosława Ziętary. Okoliczności uniewinnienia są kuriozalne: sąd nie przesłuchał ważnych świadków, podważył kluczowe zeznania, wyniki badania wariografem. Kontrowersji jest więcej. - Zgromadzone materiały dowodowe wskazują na winę Aleksandra G. - komentuje dla Salon24.pl prokurator Piotr Kosmaty, autor aktu oskarżenia.

Były senator i niegdyś najbogatszy Polak, w 2015 r. został oskarżony o podżeganie do zabójstwa Jarosława Ziętary, poznańskiego dziennikarza. Uniewinniający go nieprawomocny wyrok zapadł 24 lutego po 6-letnim procesie w Sądzie Okręgowym w Poznaniu. Na ostatniej rozprawie sąd odrzucił wnioski o przesłuchanie ważnych świadków oraz odroczenie procesu w celu przygotowania mów końcowych, a werdykt wydał po zaledwie 20 minutach od wysłuchania stanowisk obu stron procesowych. Prokuratura Regionalna w Krakowie zaskarżyła wyrok w całości.

Niewiarygodny Bogdan Lach i wykrywacz kłamstw?

Przewodnicząca składu sędziowskiego, sędzia Joanna Rucińska, uzasadniając wyrok najwięcej czasu poświęciła Maciejowi B. ps. Baryła, który był naocznym świadkiem podżegania przez Aleksandra G. do zabójstwa dziennikarza i złożył obszerne, potwierdzone przez innych świadków zeznania. Sąd zakwestionował jego wiarygodność powołując się na opinię powołanego przez siebie poznańskiego psychologa, zajmującego się dotychczas głównie sprawami rodzinnymi. Tym samym sąd odrzucił opinie dwóch biegłych, którzy niezależnie od siebie, dowodzili, że Maciej B. to wiarygodny świadek. Jednym z nich był słynny ekspert Bogdan Lach, jeden z najlepszych profilerów w Polsce. 

Podobnie sąd ocenił wyniki badania wariografem (tzw. wykrywaczem kłamstw), które wskazywały na wiedzę Aleksandra G. o zabójstwie dziennikarza. "Z ekspertyz nie wynikają żadne przydatne informacje" - stwierdziła sędzia.

"Nigdy w życiu z czymś takim się nie spotkałem"

To oburzyło na koniec, ale wcześniej też nie brakowało kontrowersji. Sąd nie zgodził się na przesłuchanie świadków - w ważnej dla motywów zbrodni okoliczności - współpracy Aleksandra G. z Mariuszem Ś., założycielem Elektromisu. To pracownicy nieistniejącego już holdingu mieli brać udział w zastraszaniu i porwaniu Jarosława Ziętary. I to na terenie Elektromisu były senator miał w czerwcu 1992 r. podżegać do zabójstwa dziennikarza, tam też miał on być przetrzymywany po uprowadzeniu, torturowany i zabity.

Jako pierwsza o szczegółach rozprawy poinformowała TVP 3 Poznań. Z relacji telewizji wynika, że obrońca Aleksandra G. stwierdził, że kolejne przesłuchania to byłoby zbędne przedłużanie sprawy, a sąd przychylił się do tej opinii. To nie wszystko. Ku zaskoczeniu, sąd ogłosił po tym zakończenie przewodu sądowego. Następnie odrzucił wnioski prokuratora Piotra Kosmatego i oskarżyciela posiłkowego, brata zamordowanego, Jacka Ziętary, o odroczenie procesu w celu przygotowania mów końcowych. 

Oskarżyciel musiał improwizować i szybko streścić najważniejsze tezy. Prokurator Kosmaty w zwarty sposób przedstawił najmocniejsze punkty oskarżenia: spójne ze sobą zeznania świadków oraz potwierdzające ich wiarygodność ekspertyzy. Wniósł o skazanie byłego senatora na 25 lat pozbawienia wolności.

Natomiast Paweł Szwarc, obrońca Aleksandra G, w swojej mowie powiedział, że jego klient nie miał motywu do podżegania do zabicia Jarosława Ziętary. Stwierdził też, że były senator nie miał żadnych związków z Elektromisem (sąd nie chciał wysłuchać świadków, którzy mieli opowiedzieć o tych związkach). Zarówno adwokat, jak i Aleksander G., przedstawili w negatywnym świetle zamordowanego dziennikarza jako reportera bez doświadczenia.

Podczas procesu zgromadzono kilkadziesiąt tomów jawnych akt i wiele tomów materiałów niejawnych, kilkaset godzin z przesłuchań świadków, a wyrok zapadł po zaledwie 20 minutach od wysłuchania stron…

- To był Blitzkrieg, jak nazwali to niektórzy dziennikarze. Nigdy w życiu z czymś takim się nie spotkałem i również to znalazło wyraz w treści mojej skargi apelacyjnej. Dla dobra sprawy nie będę teraz o tym mówił, bo nie chcę żeby sąd mi zarzucił, że przez media próbuję wywierać jakiś nacisk - komentuje dla Salon24.pl prokurator Piotr Kosmaty, autor aktu oskarżenia.

Mocne argumenty w apelacji

Oburzenia nie kryje doświadczony dziennikarz śledczy TVP 3 Poznań, który od samego początku był zaangażowany w wyjaśnianie okoliczności zabójstwa Ziętary. Redaktor Krzysztof M. Kaźmierczak od początku lat 90-tych skrupulatnie relacjonuje wszystko, co dotyczy tej zbrodni.

- Spodziewałem się skazania byłego senatora, na to wskazywał cały przebieg procesu. Uniewinnienie było zdumiewające, a towarzyszące temu okoliczności skandaliczne. Podzielam w pełni zastrzeżenia wobec wyroku przedstawione przez prokuraturę w złożonym zażaleniu. Apelacja ma bardzo mocne podstawy. Liczę cały czas na to, że zabójstwo Jarka Ziętary doczeka się sprawiedliwego osądzenia. Tym bardziej, że polskie państwo jest niejako współwinne tej zbrodni, bo całymi latami utrudniało jej wyjaśnienie - mówi Salon24.pl dziennikarz TVP3 Poznań Krzysztof M. Kaźmierczak, założyciel Komitetu Społecznego im. Jarosława Ziętary.

W liczącej 30 stron apelacji prokurator Kosmaty szczegółowo uzasadnia wszystkie zastrzeżenia wobec wyroku. Najwięcej uwagi poświęca lekceważącemu potraktowaniu przez sąd zeznań najważniejszego świadka Macieja B. ps. Baryła, który zeznał, że był obecny przy tym jak Aleksander G. w 1992 r. miał domagać się od pracowników Elektromisu „skutecznego zlikwidowania” Jarosława Ziętary.

Prokuratura Regionalna w Krakowie zarzuca też sądowi naruszenie zasad postępowania karnego. Pierwszą z nich jest niewskazanie w wyroku przepisów stanowiących podstawę uniewinnienia oskarżonego. Drugi zarzut dotyczy nieprzeprowadzenia dowodów na poparcie oskarżenia przed dowodami służącymi do obrony (najpierw przesłuchano świadków zeznających na korzyść Aleksandra G.). Kolejne zarzuty dotyczą odrzucenia wniosku o przeprowadzenie istotnych dla sprawy dowodów dotyczących oskarżonego - konfrontacji pomiędzy świadkami (chodzi o założyciela Elektromisu, Mariusza Ś. i byłego redaktora naczelnego tygodnika „Wprost”, Marka Króla) oraz odmowę przesłuchania byłego wysokiego oficera Służby Bezpieczeństwa Henryka J. Ostatni zarzut prokuratury dotyczy poważnego naruszenia procedury sądowej, którym miało być przyjęcie przez sąd od oskarżonego dowodu (płyty z nagraniem) już po zamknięciu przewodu sądowego i bez umożliwienia zapoznania się z nim przez prokuratora i oskarżyciela posiłkowego

- Zgromadzone materiały dowodowe, moim zdaniem jako autora oskarżenia, wskazują na winę Aleksandra G. Całkowicie nie zgadzam się z uzasadnieniem sądu, które było podstawą jego uniewinnienia - mówi nam prokurator Piotr Kosmaty, który zapowiada dalszą walkę w sądzie apelacyjnym. - Przedstawiam szeroką argumentację sądowi wyższej instancji. Będę wnosił o to, aby jeszcze raz sąd przyjrzał się tym dowodom i je przeprowadził.

Teraz sprawą zajmie się Sąd Apelacyjny w Poznaniu II Wydział Karny. Prokuraturze nie spieszy się do rozprawy, bo - jak nieoficjalnie ustaliliśmy - chodzi o to aby sąd miał wystarczająco dużo czasu, aby mógł szczegółowo zapoznać się z wieloma tomami akt sprawy.

Zginął, bo chciał ujawnić prawdę

Jarosław Ziętara pracował w „Gazety Poznańskiej”. Został porwany 1 września 1992 r., ponieważ nie dał się zastraszyć, ani przekupić i zamierzał opublikować wyniki swojego śledztwa dziennikarskiego dotyczącego tzw. poznańskiej szarej strefy, czyli nielegalnych interesów prowadzonych przez biznesmenów należących do grona najbogatszych Polaków. Ciało dziennikarza zniszczono w kwasie – chodziło o usunięcie kluczowego dowodu zbrodni. Szczegółowe okoliczności sprawy wyszły na jaw dopiero po tym, jak w 2011 r. udało się doprowadzić do podjęcia śledztwa, a sprawą zajęła się krakowska prokuratura.

Marcin Dobski

Marcin Dobski
Dziennikarz Salon24 Marcin Dobski
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka