Odejście Władimira Putina wcale nie musi oznaczać zmiany polityki Rosji Fot. PAP/EPA/ANATOLY MALTSEV
Odejście Władimira Putina wcale nie musi oznaczać zmiany polityki Rosji Fot. PAP/EPA/ANATOLY MALTSEV

"Nawet gdy Putin odejdzie, nic się nie zmieni. Czarny scenariusz powinien martwić Polaków"

Redakcja Redakcja Na weekend Obserwuj temat Obserwuj notkę 64
Sama zmiana gospodarza na Kremlu niczego nie zmieni. Ci, którzy na to liczą zapominają, że Władimir Putin jest emanacją systemu współczesnej Rosji, a nie jego wynaturzeniem – mówi Salonowi 24 prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski, politolog, Uniwersytet Łódzki.

Coraz więcej jest spekulacji o chorobie Władimira Putina, jego potencjalnych następcach. Faktycznie jest coś na rzeczy, czy mamy do czynienia z sianiem zamętu ze strony samych Rosjan?

Przemysław Żurawski vel Grajewski: Jedno nie wyklucza drugiego. Taki obraz, że wojna wywołana jest jedynie szaleństwem Putina, a nie wynika z natury systemu, jaki panuje w Rosji, jest dla części zachodniej opinii publicznej bardzo wygodny. Pokutuje przekonanie, że wystarczy wymienić Putina, a wszystko się zmieni jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, będzie można wrócić do interesów z Rosją takich, jak przed wojną.

Z drugiej strony, faktycznie, pewne zachowania Putina, gdy siedział pod kocem 9 maja, czy wtedy, gdy trzymał się kurczowo stołu mogą świadczyć o jakiejś chorobie. Na ile poważnej – nie wiem, nie jestem lekarzem. Wiek Putina sprawia, że problemy zdrowotne nie byłyby niczym dziwnym. Natomiast nie ulega wątpliwości, że sama zmiana gospodarza na Kremlu nie zmieni niczego. Ci, którzy na to liczą zapominają, że Władimir Putin jest emanacją systemu współczesnej Rosji, a nie jego wynaturzeniem.

Przeczytaj też:

Kto zostanie następcą Putina. Zaskakujące kandydatury. Mówi sie nawet o jego córce

Wśród potencjalnych następców pojawia się nawet córka Putina, czy Nikołaj Patruszew, wieloletni szef FSB. Generalnie – reprezentanci tzw. betonu?

Patruszew, ale też Ławrow, Miedwiediew. Wszyscy ci ludzie to reprezentanci tzw. siłowików. Gdyby doszli do władzy oczywiście mogłaby mieć miejsce jakaś maskirowka, czyli udawanie liberała, ugodowca. Przypomnijmy, że przed laty Dmitrij Miedwiediew był przedstawiany jako wręcz liberał, łagodniejsze oblicze Rosji. Dziś jego wypowiedzi w stosunku do Polski i Zachodu należą do najbardziej radykalnych.

Czy zdecydowanie groźniejszym scenariuszem nie byłby wybór nie któregoś z siłowików, a kogoś zupełnie nieznanego, kto odegrałby rolę demokraty i liberała po to, by znów mamić Zachód rzekomą przemianą Rosji?

Zdecydowanie to byłby najbardziej niebezpieczny scenariusz. Gdyby udało się znaleźć kogoś, kto stworzyłby pozór bycia liberałem i demokratą, na pewno wiele kręgów na Zachodzie mogłoby zacząć grę z Rosją od nowa. Stosując narrację, że to już nowa Rosja, zupełnie inna, że zmiany są realne. Putin i jego najbliższe otoczenie mają już tyle za uszami, że takiej narracji wobec nich bez kompromitacji zastosować się nie da. Natomiast znalezienie kogoś zupełnie nowego byłoby wielką szansą. Na pewno w Niemczech, we Francji, we Włoszech, bardzo na to liczą. I jeśli ktoś taki się pojawi, to bez wątpienia taką strategię rządy tych państw zastosują.

Do Kijowa pojechali przywódcy Francji, Niemiec, Rumunii i Włoch. Jak ocenia Pan tę wizytę?

Ja myślę, że trzeba to widzieć w szerszym kontekście. Kilka dni wcześniej było spotkanie ministrów obrony w Rammstein - z twardą deklaracją amerykańską, że USA będą wspierać Ukrainę tak, by mogła pokonać Rosję. Po drugie tuż po tej wizycie czterech przywódców - Francji, Niemiec, Włoch i Rumunii, była wizyta Borisa Johnsona też z ofertą szkolenia żołnierzy ukraińskich. Najpierw sąze, że przywódcy Francji, Niemiec Włoch zostali postawieni wobec twardej polityki amerykańskiej. Pojechali więc do Kijowa, a tam namawiali Ukraińców do ustępstw, na zasadzie pokój za ziemię. Oczywiście, sama propozycja była absurdalna, bowiem jej przyjęcie oznaczałoby zgodę na stopniowe połknięcie Ukrainy. Rosja zyskałaby tylko czas na przygotowanie się do dalszej wojny i zajęcia kolejnych terenów Ukrainy.

Jednak wiele Ukrainie też obiecali?

Padły deklaracje, że w zamian za ustępstwa Ukraińcy otrzymają gwarancje wejścia do Unii Europejskiej. Ale pamiętajmy, że sam Macron mówił wcześniej, że proces ten będzie trwał dekadami. Jak już kiedyś wspomniałem, aby Ukraina została przyjęta do UE, Francuzi muszą wyrazić zgodę w referendum. Wymaga tego ich konstytucja – każdy kraj, w którym liczba mieszkańców przekracza 5 proc. mieszkańców UE, aby być przyjętym do Unii musi mieć wyrażoną w referendum zgodę społeczeństwa francuskiego. I takiej zgody Ukraina nigdy nie uzyska.

A więc spodziewać się możemy casusu Turcji, która w roku 1963 złożyła wniosek o przyjęcie do struktur europejskich. W 1999 została uznana za kandydata. Członkiem UE nie jest do dziś. Ukraińcy są łudzeni wizją członkostwa w Unii Europejskiej. Ale faktycznie taka deklaracja nic nie gwarantuje i nic nie kosztuje. Na drugiej szali jest oferta Johnsona zawierająca realne wsparcie dla Ukrainy. i kontynuowania wojny do klęski Rosji.

Cele Francji i Niemiec są jasne – nie czują się przez Rosję zagrożone, więc chcą z nią robić interesy. Państwa z naszego regionu realnie obawiają się Rosji. Ale jaki cel w osłabianiu Rosji i wspieraniu Ukrainy mają Wielka Brytania i USA?

Realnym celem Wielkiej Brytanii i USA jest pozbawienie Chin silnego sojusznika w postaci Rosji. Można to zrobić na dwa sposoby. Pierwszym jest przeciągnięcie Rosji na stronę Zachodu, dogadania się z nią. Ale to scenariusz realizowany poprzez różne resety z przeszłości, nie udał się. Znacznie bardziej realny jest drugi scenariusz – pokonanie Rosji rękami samych Ukraińców.

Nie tak dawno premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson proponował budowę nowego sojuszu alternatywnego wobec Unii Europejskiej, składającego się z krajów bałtyckich, skandynawskich, Polski i Wielkiej Brytanii, w oparciu o Stany Zjednoczone. Realny scenariusz, czy jedynie gra brytyjskiego premiera?

To bardzo realna konstrukcja. Jest za nią siła wojskowa i potencjał wojskowy. To Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Polska i kraje skandynawskie zbroją Ukrainę, nie Francja, Niemcy, czy Włochy. Sojusz ten wzmacnia fakt, że dla części państw zagrożenie ze strony Rosji jest naprawdę realne. dla krajów bałtyckich ma ono charakter wręcz egzystencjalny, dla Polski bardzo poważny. Podobnie dla krajów skandynawskich. Atak na Ukrainę był bardzo nieracjonalny, mimo to Putin na niego się zdecydował. Nie ma gwarancji, że Rosja nie podejmie kolejnych nieracjonalnych kroków. W potylicę ludziom w Buczy strzelano nie w 1940, a 2022 roku. To zagrożenie jest realne i trzeba mu się realnie przeciwstawić. Nie zastąpią tego gładkie formułki ze strony Francji, czy Niemiec.

Przeczytaj też:

Ukraińcy zabawili się z Rosjanami w powietrzu. Potężne straty i dymisja

Przed nami miesiące sporów i konfliktów. Były senator PO mówi, co połączy opozycję i rząd


Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo