Kanclerz Olaf Scholz w Poczdamie mówił o granicy polsko-niemieckiej. Fot. PAP/EPA/BERND VON JUTRCZENKA
Kanclerz Olaf Scholz w Poczdamie mówił o granicy polsko-niemieckiej. Fot. PAP/EPA/BERND VON JUTRCZENKA

Historyk: Słowa Scholza o granicy można odebrać jako groźbę, próbę szantażu

Redakcja Redakcja Niemcy Obserwuj temat Obserwuj notkę 88
- Słowa Scholza można odebrać jako taką zawoalowaną groźbę. Próbę szantażu – nie ruszajcie tego, bo jak podejmiecie tematy reparacji, to my możemy wrócić do tematu granic, ziem, które przestały należeć do Niemiec po II wojnie światowej – mówi Salonowi 24 prof. Bogdan Musiał, polsko-niemiecki historyk, znawca dziejów Polski, Niemiec i Rosji.

Kanclerz Niemiec Olaf Scholz wspomniał w swoim wystąpieniu w Poczdamie o reparacjach i o granicy polsko-niemieckiej. Jedni twierdzą, że wzywał do rewizji, inni, że nie ma tam nic takiego. Jak Pan ocenia to wystąpienie szefa niemieckiego rządu?

Prof. Bogdan Musiał: Oczywiście prawdą jest, że kanclerz Niemiec jako szef rządu nie wezwał do rewizji, nie mógłby zresztą tego zrobić. Ale o granicach wspomniał i miał w tym swój konkretny cel. Ja to odbieram jako taką aluzję. Scholz wspomniał, że pewne tematy są zamknięte – jak reparacje czy właśnie kwestia granic. Niepotrzebne – wg Scholza – podnoszenie tematu reparacji może wywołać w pewnych kręgach dyskusję na temat granic. Także ostrzegał, żeby pewnych tematów nie poruszać. Odebrać to można jako taką zawoalowaną groźbę. Próbę szantażu – nie ruszajcie tego, bo jak podejmiecie tematy reparacji, to my możemy wrócić do tematu granic, ziem, które przestały należeć do Niemiec po II wojnie światowej.

Przeczytaj też:

Gmyz: Scholz wzywał do rewizji granic? To manipulacja albo nieznajomość niemieckiego

Czyli obawy związane ze słowami kanclerza mogą być uzasadnione?

Nie bardzo. Bo po pierwsze – sprawy granic zostały uregulowane umowami międzynarodowymi. I to zarówno przez NRD, potem RFN, jak i później po zjednoczeniu Niemiec. Więc gdyby Niemcy chcieli rzeczywiście wrócić do tego tematu, musieliby spróbować podważyć prawo międzynarodowe, zerwać zawarte przez nich samych i to w rozmaitych konfiguracjach politycznych umowy. Ciekaw jestem, jak by chcieli to zrobić. Kwestia reparacji jest wygląda zupełnie inaczej. Według zasad prawa międzynarodowego jest nierozwiązana. I jeszcze jedna, bardzo istotna kwestia, co zresztą mówiłem nawet u państwa. Otóż nie ma żadnych związków przyczynowo-skutkowych pomiędzy reparacjami a granicami zachodnimi. Bo ziemie należące do Niemiec przed II wojną światową trafiły do Polski jako rekompensata za ziemie, które Niemcy odebrali Polsce we wrześniu 1939 roku i podarowali Sowietom. Według prawa międzynarodowego Niemcy nie mają żadnej szansy, by temat granic podnieść. Nie mają podstaw, by łączyć je z reparacjami. Mówię o stronie prawnej tego problemu. Bo oczywiście od strony czysto propagandowej, w debacie medialnej bardzo wygodnie jest Niemcom podnieść łączyć reparacje z kwestią granic. Znajdą poklask we własnym kraju, jak i rozmaitych klakierów w Polsce. Ale w tym kontekście bardzo budująca jest uchwała Sejmu w sprawie odszkodowań od Niemiec. Pomimo różnic politycznych zdecydowana większość posłów zagłosowała za uchwałą. Nawet Platforma Obywatelska.

Nie tylko PO zagłosowała za uchwałą, ale jej lider, były premier Donald Tusk w Poczdamie miał bardzo mocne wystąpienie. Ostro skrytykował nie tylko zbrodnicze działania Rosji, ale też bierność Francji, Włoch, czy Niemiec. Zaskoczenie?

Absolutnie nie. Tusk w wielu kwestiach zasługuje na krytykę, ale przed 2009 rokiem PO krytykowała wschodnią politykę Niemiec. Potem, gdy Niemcy przeforsowały swoją politykę, Platforma retorykę złagodziła. Ale w 2008 roku Polska domagała się przyłączenia Ukrainy do NATO. Niemcy byli przeciw. A premierem polskiego rządu był Donald Tusk. Więc należy być obiektywnym i mu to uczciwie oddać. Owszem, można dyskutować, czy nie był zbyt mało skuteczny. Ale też nie oszukujmy się, Polska nie miała aż takiej pozycji, by działania Niemiec zablokować. Późniejsza polityka Tuska, jego ugodowość, może budzić sprzeciw. Ale też były premier patrzy pragmatycznie. Proszę zwrócić uwagę, że w sprawie reparacji najpierw pomysł krytykował, potem zmienił zdanie. Bo ma świadomość, że 64 proc. Polaków jest za. Wreszcie – by popierać w Polsce politykę wschodnią Niemiec, trzeba by zostać samobójcą. Tusk nim nie jest. Chce wygrać wybory. A to co robią Niemcy jest tak skandaliczne, tak katastrofalne również dla Polski, że żaden polityk, mający aspiracje większe niż półtora procent w wyborach, nie będzie polityki prorosyjskiej Berlina wspierać. Nawet, jeśli ma serce po niemieckiej stronie. Co więcej – dziś ostry spór toczy się w samych Niemczech. I krytyka rządu tam jest dużo większa niż ta wyrażona przez Donalda Tuska.

Przeczytaj też:

Co dokładnie powiedział Scholz w Poczdamie? Wrzawa o kwestię granic

Tusk w Poczdamie o wojnie w Ukrainie. "Utrzymajmy jedność UE, USA i NATO"


Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka