Kanclerz Niemiec Olaf Scholz i prezydent RP Andrzej Duda. Fot. PAP/Jakub Szymczuk/KPRP / Canva
Kanclerz Niemiec Olaf Scholz i prezydent RP Andrzej Duda. Fot. PAP/Jakub Szymczuk/KPRP / Canva

Kto po Niemcach?

Rafał Woś Rafał Woś Rafał Woś Obserwuj temat Obserwuj notkę 108
Kryzys niemieckiego przywództwa w Europie stworzy pustkę. To szansa dla Polski.

Chwieje się „Pax Germanica”

Większość zgodzi się pewnie, że w ciągu minionych dwunastu miesięcy zachwiał się pewien pomysł na europejski ład. Ten ład nie był nigdzie oficjalnie ogłoszony ani gdziekolwiek jednym aktem przegłosowany. Ale nie będzie chyba szczególnie kontrowersyjne powiedzieć, że ten pomysł na Europę był (jest) niemiecki.

Polecamy:

Oczywiście mówienie o jakiejkolwiek formie „Pax Germanicum” zawsze pachniało trochę prowokacją. Kojarzy się przecież jednoznacznie z rozlicznymi alternatywnymi scenariuszami zwycięstwa Trzeciej Rzeszy w drugiej wojnie światowej. A przywoływanie tamtej traumy do komentowania współczesności to dla wielu było (jest nadal?) strzelanie z armaty do wróbli. „Gdzie Rzym, a gdzie Krym?” - jak to się kiedyś mówiło.

Z drugiej strony nowym berlińskim elitom politycznym i medialnym takie ztabuizowanie ładu a’la Republika Federalna bardzo odpowiadało. Pomagało im bowiem tworzyć spójną opowieść o nowoczesnym niemieckim przywództwie na miarę XXI wieku. Pozornie dobrowolnym, demokratycznym i konsensualnym. I w tym sensie zgodnym z wartościami liberalnego świata, w którym żyjemy. W myśl tego rozumowania to nie Niemcy narzucają cokolwiek reszcie. O nie! To Europa przychodzi do Niemiec i mówi: Prowadźcie nas! Potrzebujemy waszego liderowania!

Na czym opierał się "niemiecki ład" w Europie?

I tak to właśnie w ostatnich 15-20 latach funkcjonowało. Niemcy - utrzymując na zewnątrz pozory, że robią to niechętnie i na wyraźną prośbę - stworzyli jednak pewien rodzaj „Pax Germanicum”. Pierwszą z jego podstaw było pilnowanie integracji gospodarczej - zwłaszcza kształtu strefy euro. Tak, by była ona silnikiem i gwarantem pretensji Berlina do bycia niekwestionowanym liderem. To niemieccy politycy, niemieccy ekonomiści i niemiecka opinia publiczna wyznaczali więc jaka polityka fekonomiczna jest dobra oraz słuszna. W tym sensie słuszna była oczywiście „niemiecka” droga - czyli generowanie nadwyżek handlowych drogą rozbudowy eksportu. Zaś „niesłuszną" drogą szli ci wszyscy członkowie strefy euro, który nie potrafili utrzymać konkurencyjności gospodarki i w związku z tym rosło ich zadłużenie publiczne.

Drugim filarem nowoczesnego „Pax Germanicum”była polityka energetyczna. Polegająca na lansowaniu „nieuchronnego” przechodzenia od paliw kopalnych do energetyki odnawialnej. Ale - ważne! - w bardzo konkretny sposób. To znaczy opierając zapotrzebowanie na paliwo przejściowe o import taniego (z początku) gazu z Rosji. Jednocześnie to właśnie Niemcy były (prócz Rosji) największych tego dealu beneficjentem. A to dlatego, że to oni mieli kontrolować krytyczną infrastrukturę transportu surowca (rurociągi, składowanie). Stając się europejskim hubem energetycznym. A więc i faktycznym liderem gospodarczym i politycznym integracji europejskiej.

Niemieckie przywództwo bez wizji przyszłości

24 lutego 2022 roku wstrząsnął podstawami tego ładu. I to w stopniu dużo większym niż nam się wydaje. Bo tu nie chodzi tylko o to, że kanclerz Olaf Scholz nie zdołał (mimo wysiłków dyplomatycznych) zapobiec wybuchowi wojny. Ani nie o to, że Niemcy nie umieją stworzyć spójnej polityki wobec Ukrainy. Wybuch wojny pokazał, że niemiecki lidership w Europie nie daje odpowiedzi na wiele kluczowych pytań.

Widać to zwłaszcza na trzech polach.

Po pierwsze, gdy patrzymy na bezpieczeństwo Europy Zachodniej. Oraz jej przyszłe stosunki z Rosją. Bo czy Niemcy są dziś na tym polu jeszcze dla kogokolwiek wiarygodne? Czy Niemcy jako lider Unii dają nadzieje na harmonijny rozwój współpracy w ramach NATO? Czy kraje naszej części Europy mogą nadal polegać na Niemczech w temacie tego, że wszystko będzie dobrze? Nie, na żadne z tych pytań nie można dziś odpowiedzieć twierdząco.

Po drugie, dodać do tego należy pytania o przyszłość polityki energetycznej. Czy w warunkach rezygnacji z surowców ze wschodu (oraz do tego, że nie są to już surowce tanie) można dalej przymykać oko na pryncypialny (i coraz bardziej mniejszościowy) opór niemieckiej klasy politycznej wobec energetyki atomowej? Czy może jednak trzeba nowego - innego niż niemieckie idee fixe - podejścia do tych spraw?

I po trzecie. Nie możemy zapominać, że niemieckie przywództwo już przed rokiem 2022 nie było w Europie powszechnie kochane. A wiele krajów (zwłaszcza na południu) wciąż pamiętają brutalny sposób rozwiązania kwestii kryzysu zadłużeniowego.

Pustka po "niemieckim ładzie"

Wszystko to razem tworzy pewną pustkę. Pustkę po Pax Germanicum, który się zachwiał. A może nawet upadł. A z pustką jest tak, że zawsze ktoś ją będzie mógł (musiał?) wypełnić.

Polska - jako kraj który bardzo dynamicznie nabiera w ostatnich latach wagi, jest jednym z poważnych kandydatów. Ale to już gruby temat na kolejne - poważne - rozważania.

Rafał Woś

Czytaj dalej:

Rafał Woś
Dziennikarz Salon24 Rafał Woś
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka