"To miał być rok wielkiego triumfu antyPiSowskiej opozycji. Ale na razie mamy raczej kompletne pogubienie". Fot. PAP/Tomasz Gzell
"To miał być rok wielkiego triumfu antyPiSowskiej opozycji. Ale na razie mamy raczej kompletne pogubienie". Fot. PAP/Tomasz Gzell

Cztery drogi opozycji

Redakcja Redakcja Rafał Woś Obserwuj temat Obserwuj notkę 89
To miał być rok wielkiego triumfu antyPiSowskiej opozycji. Ale na razie mamy raczej kompletne pogubienie. Przypominające czasy niefortunnej kampanii Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Co dalej?


Nad opozycją ciąży klątwa Kidawy-Błońskiej?

Słupki poparcia nie sumują się do sejmowej większości gdzieś od nowego roku. Wcześniej równanie „KO plus Lewica plus Hołownia plus PSL" w każdym sondażu znaczyło samodzielne rządy. Wynikający z tego projekt polityczny był czytelny. Sprowadzał się on do przekazu: „Wspólnym wrogiem jest PiS, a celem jest odsunięcie go od władzy. A co dalej? To się zobaczy”.

Przychylni anty-PiS-owi publicyści twierdzili, że tak nawet będzie lepiej. Bo po wyborach każdy zajmie się tym, w czym czuje się najmocniejszy. Liberałowie będą odkręcać PiS-owskie „socjalistyczne fanaberie”. Lewica zadba, żeby coś z tego jednak zostało (byle pod inną nazwą). A Polska 2050 zapakuje to wszystko w sreberko nowej, lepszej i stojącą na wyższym poziomie moralnym jakości w polskiej polityce. Do tego dołączy PSL gwarantując większość i związek „z polską prowincją”. Tak to się miało kręcić.

Ale… już się nie kręci. KO plus Lewica plus Hołownia plus PSL to na dziś jakieś 15 mandatów poniżej samodzielnej większości. Przewaga z ubiegłego roku stopniała zupełnie. Frustracja i poczucie, że „no cholera jasna, jakoś nie idzie” zaczyna - jako żywo - przypominać wiosnę 2020 roku. Czyli czas, gdy z Małgorzata Kidawą-Błońską na czele Platforma kroczyła w kierunku spektakularnej porażki w wyborach prezydenckich.


Rok wyborczy. Cztery drogi przed opozycją

Co dalej?

Przed opozycją rysują się - z grubsza - cztery drogi.

Droga 1. Jednak wspólna lista

Skuteczność: potencjalnie wysoka

Prawdopodobieństwo: zerowe

Kilka tygodni temu Rafał Kalukin napisał w „Polityce”, że wspólna lista nie jest już dla opozycji „lepszą opcją”. Ona jest dziś dla nich absolutną koniecznością. Dziś utworzenie wspólnej listy i sondażowy awans takiego bloku Zjednoczonej Opozycji na pierwsze miejsce w sondażach to jedyna (!!!) szansa na przełamanie marazmu i zniechęcenia po stronie opozycyjnych polityków i wyborców. Bez takiego posunięcia wynik jesiennych wyborów będzie się sprowadzał do pytania: Czy PiS wygra bardzo? Czy raczej trochę mniej?

Oczywiście powiedziawszy to, trzeba zaraz dodać, że takiej wspólnej listy po prostu nie będzie. Nie wydarzyła się jesienią i zimą, gdy wizja przejęcia władzy była dużo bardziej realna. Więc nie wydarzy się i teraz. Tusk nie ma żadnej władzy nad przywódcami pozostałych opozycyjnych ugrupowań. A jego medialni sojusznicy w liberalnych mediach nie mają już tej siły narzucania politycznych narracji, co kiedyś. W tym sensie wspólna lista pozostanie politycznym mitem. Nigdy nie sprawdzimy, czy faktycznie przyniosłaby antyPiSowi wyborczy sukces. Czy może odwrotnie, doprowadziłaby do zniechęcenia wielu wyborców opozycyjnych i sprawiła, że elektorat antyPiSu nie zsumował by się nawet do tego, co dziś partie opozycyjne mają osobno.


Zmiana konia w trakcie wyścigu

Droga 2. Zmiana konia w trakcie wyścigu

Skuteczność: Pozornie wysoka, faktycznie niska

Prawdopodobieństwo: niewielkie

Ten scenariusz narzuca się oczywiście przez analogię z rokiem 2020. I odstrzeleniem Kidawy-Błońskiej oraz wstawieniem w jej miejsce Rafała Trzaskowskiego. Nęcące jest oczywiście przekonanie, że wtedy zadziałało. „Trzask” przegrał, ale zrobił dobry wynik. Ale z drugiej strony znaków zapytania jest tu bardzo wiele. Wybory prezydenckie to jednak coś zupełnie innego niż parlamentarne. Tamte oparte są na polaryzacji. Polaryzacji, której Kidawa-Błońska nie umiała wygenerować. Tym razem jednak polaryzacji jest aż nadto.

Cały pomysł Tuska na kampanię 2023 to jedna wielka polaryzacja. Czy ten pomysł nie działa, bo polaryzacji jest za mało? Wątpię. A może polaryzacji jest za dużo? To już bardziej. Tyle, że Trzaskowski wchodzący w miejsce Tuska nie przyniesie nagłego zwrotu do niezdecydowanych. Trzaskowski był i jest politykiem tak samo wyspecjalizowanym w antyPiSizimie, co Tusk. Jedyna różnica między nimi to… no właśnie. Prócz wieku i zarostu na twarzy nie widzę żadnych. Trzaskowski to taki mini Tusk. Zamiana jednego na drugiego nie miałaby więc większego sensu. A i trudno oczekiwać, że Tusk tak po prostu odsunie się sterów i wycofa na polityczną emeryturę. Były premier to nie Kidawa-Błońska. Dużo bardziej prawdopodobne, że taka podmianka oznaczałaby jakiś rodzaj wewnętrznej wojny w PO. Taka wojna toczona w kluczowej fazie kampanii wyborczej to bardzo ryzykowny ruch.

Mariaż z Konfederacją

Droga trzecia. Mariaż z Konfederacją

Skuteczność: prosta droga do władzy

Prawdopodobieństwo: raczej małe

Gdyby anty-PiS był faktycznie konsekwentny w realizacji swojego celu (czyli odsunięcia PiSu od władzy) to już dziś Tusk, Czarzasty i Hołownia powinni słać swoich emisariuszy do liderów Konfederacji. Wygląda bowiem na to, że Konfa będzie faktycznym wygranym tych wyborów. A bez jej poparcia żadnego większościowego rządu w Polsce po jesieni 2023 się nie powoła. Oczywiście PiS też będzie takich emisariuszy słał. A Konfederacja wybierze, z kim jej bardziej po drodze. W mariażu z anty-PiS-em ich rola byłaby zdecydowanie większa. U boku Kaczyńskiego będą raczej przystawką. Bosak i Mentzen raczej to wiedzą. Co oznacza, że - teoretycznie - „tęczowo-brunatny” (polećmy stereotypem) blok anty-PiS-owski nie jest po wyborach tak całkiem wykluczony. Tyle w teorii. Bo w praktyce liderzy anty-PiSu na pierwsze sygnały o sondażowych wzrostach partii Bosaka i Mentzena zareagowali werbalnymi atakami. Jakby pragnąc wyznaczyć linię „z nimi nigdy, przenigdy”. W ten sposób PiSu od władzy nie odsuną.


I nie zmienia się nic

Droga czwarta. I nie zmienia się nic

Skuteczność: niewielka

Prawdopodobieństwo: bardzo wysokie

W tym scenariuszu nie zmienia się nic. Żadnych nowych twarzy ani żadnej nowej retoryki. W Platformie Donald Tusk trzyma wszystko mocno w ręku i próbuje realizować obraną na początku drogi kampanijną taktykę. Nie schodzi ani trochę z ostrego antyPiSowskiego przekazu. Straszy wszystkim, co akurat jest pod ręką. Teraz jeszcze inflacją. Potem słabym wzrost gospodarczy (w tym roku będzie poniżej 1 procenta). Jeśli to nie będzie przekonywać, to zawsze można się przerzucić na stałe strachy. Na PiS wyprowadzający Polskę z Unii Europejskiej, PiS dławiący demokrację. Wiadomo, stały zestaw. Do tego koalicjanci grzejący tę samą melodię na swoich polach. Lewica w tematach mieszkaniowym, PSL na wsi. Hołownia trudno powiedzieć dla kogo, ale też umie w taką pieśń uderzyć.

Ta droga jest bezpieczna dla wszystkich antyPiSowców od Czarzastego po Kosiniaka. Każdy z nich zaangażował w nią cały swój polityczny kapitał. Każdy będzie chciał na niej dojechać do mety. A że na mecie raczej nie przyniesie to nikomu sukcesu? To oznacza wielkie przetasowania na szczytach opozycji po jesiennych wyborach. Ale to dopiero wtedy. Teraz jeszcze nie.  

Rafał Woś

Czytaj dalej:

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka