Ofiara gwałtu broni Polańskiego. "To nie było nic wielkiego"

Redakcja Redakcja Celebryci Obserwuj temat Obserwuj notkę 73
Sprawa gwałtu, jakiego dopuścił się Roman Polański na 13-letniej wówczas Samancie Gailey, ciągnie się już ponad 45 lat. Chociaż wydarzenie niezmiennie powoduje masę kontrowersji, ostatnio przybrała nieoczekiwany zwrot. Ofiara polskiego reżysera publicznie stanęła w jego obronie! "To nie było nic wielkiego" - deklarują.

10 marca 1977 r., podczas sesji zdjęciowej w posiadłości Jacka Nicholsona, Roman Polański odurzył alkoholem i silnym środkiem nasennym 13-letnią modelkę, Samanthę Gailey. Następnie, gdy ta była nieprzytomna, odbył z nią stosunek seksualny. Już następnego dnia został aresztowany pod zarzutem gwałtu.

Rozpoczęło to trwającą od ponad 45 lat sprawę karną, przez którą reżyser uciekł ze Stanów Zjednoczonych, by nigdy więcej tam nie powrócić. Chociaż temat ekstradycji Polańskiego co jakiś czas powraca, nic nie zapowiada, by poniósł konsekwencje. Aktualnie reżyser żyje we Francji wraz z żoną Emmanuelle Seigner. 


Ofiara gwałtu ciepło o Polańskim

To właśnie z trzecią małżonką Polańskiego zdecydowała porozmawiać Samantha Gailey, dzisiaj 60-latka. Kobieta wyznała w wywiadzie opublikowanym na łamach "Le Point", że nie chowa urazy do polskiego reżysera. Mało tego, w ostatnich latach myśli o nim bardzo ciepło.

"To, co zaszło między mną a Polańskim, nigdy nie było dla mnie wielkim problemem", wyznała ofiara gwałtu. Dodała, że nie miała pojęcia o tym, że podanie nieletniej narkotyków i doprowadzenie do stosunku mogło być nielegalne: "Nawet nie wiedziałam, że to było nielegalne, że ktoś może za to zostać aresztowany. Fakt, że zrobiliśmy z tego wielką sprawę, strasznie mi ciąży. Ciąży mi to, że muszę ciągle powtarzać, że to nie było nic wielkiego" - opisuje. 

Jak też oznajmiła, najtrudniejsze w całej sytuacji dla niej było odnalezienie się wśród ludzi. "Nie mogłam spokojnie wyjść z domu. Wszyscy mnie atakowali. Nikt nie przyszedł, żeby stanąć przy mnie i powiedzieć: "Ej, wiesz co? Myślę, że ona mówi prawdę, bo mnie przydarzyło się coś podobnego". To nie była moja prywatna historia, pisały o tym gazety na całym świecie! Ale żadna z kobiet, które dziś twierdzą, że miały problem z Romanem, nie zadała sobie trudu, żeby się ze mną skontaktować" - zwierzyła się Gailey.  


Gailey wytyka pokazywanie cierpienia kobiet

Samantha Gailey zdobyła się też na gorzką refleksję. Jej zdaniem, problemem współczesnego świata jest nadawanie szlachetności byciu ofiarą. Wspominając to, jak potraktowali ją ludzie wokół, powiedziała:

"Nie widzę, co jest takiego feministycznego w twierdzeniu, że jest się ofiarą. Dziś w cenie jest ból kobiet, istnieje cały przemysł, który wykorzystuje cierpienie. Ci, którzy w nim uczestniczą, nie wiedzą, w co wdepnęli. Ja wiem, bo byłam w pobliżu, widziałam mnóstwo ludzi, którzy podchodzili do mnie, mówiąc, że mają najlepsze intencje na świecie: "Chodź, mów, świat chce wiedzieć, chce znać prawdę". Tyle że prawda jest taka, że mają na uwadze tylko swoje kariery i swoje programy telewizyjne" - szokuje kobiet. 


Z perspektywy czasu, Gailey uważa, że w gruncie rzeczy lata 70 były innymi czasami, i wówczas takie rzeczy, jak fotografowie śpiący z modelkami nie były aż tak szokujące: "Nie było całego tego dramatu, całej tej ciemności wokół seksu" - podsumowała. 

Fot. Roman Polański/Youtube 


Salonik24


Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości