Michał Pol podczas Gali Finałowej 4. Plebiscytu Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego na Sportowca Roku, fot. PAP/Piotr Nowak
Michał Pol podczas Gali Finałowej 4. Plebiscytu Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego na Sportowca Roku, fot. PAP/Piotr Nowak

Michał Pol dla Salon24: Z różnych względów nie płakałbym po Santosie

Redakcja Redakcja Piłka nożna Obserwuj temat Obserwuj notkę 13
Z różnych względów nie płakałbym po Santosie, bo miałem o wiele większe oczekiwania, w związku z tym szkoleniowcem. Wygrał Euro, więc byłem ciekawy co on stworzy, jaką zbuduje drużynę. Jednak jego podejście, niedotrzymanie obietnic, brak polskich asystentów, fakt, że nie ma go w Warszawie, że jest na permanentnym urlopie, stanowi spory zawód – mówi Salonowi 24 Michał Pol, dziennikarz sportowy, współwłaściciel Kanału Sportowego.

W weekend pojawiły się plotki, że selekcjoner reprezentacji Polski da się skusić na duże pieniądze z Arabii Saudyjskiej i ucieknie jak jego rodak Paulo Sousa. Okazało się, że jednak zostaje. Czy to dobrze, czy może jednak Fernando Santos powinien odejść z funkcji selekcjonera?

Michał Pol: 
Ja myślę, że ma ważny kontrakt i to jest naturalne, że zostaje. Nie ma w ogóle tematu. Myślę, że było jakieś zainteresowanie. W klubie Al-Shabaab trwa walka o prezesurę, pewnie każdy z potencjalnych prezesów miał swojego kandydata na trenera. Bardzo możliwe, że Fernando Santos nie odbierał długo telefonu od PZPN-u, bo się ważyły losy, czy „jego” prezydent wygra, a więc czy on będzie w grze. Wiadomo, że ofertę polskiej federacji Saudyjczycy z łatwością by przebili. Natomiast na ten moment, selekcjoner zostaje, ma ważny kontrakt, możemy tylko spekulować, zastanawiać się, co by było gdyby.

Nie brak jednak głosów komentatorów, że nie płakaliby, gdyby Fernando Santos odszedł. Ba, są nawet nawoływania do zwolnienia.

Ze strony zawodników reprezentacji Polski jest taki lekki zawód. Ale myślę, że jeśli nie ma chemii między drużyną a selekcjonerem, to taka sama wina jest po stronie trenera, jak i reprezentantów, ich wyników, podejścia do gry. To nie jest tak, że są jacyś biedni piłkarze, przyszedł zły trener i oni nie wyszli na drugą połowę meczu z Mołdawią. Z różnych względów nie płakałbym po Santosie, bo miałem o wiele większe oczekiwania w związku z tym szkoleniowcem. Ale z drugiej strony za nim tylko cztery mecze. Poza tym obiecywałem sobie, że rozliczę go dopiero po zakończeniu eliminacji, a nawet nie eliminacji, ale po turnieju. Santos wygrał Euro, więc byłem ciekawy co on stworzy, jaką zbuduje drużynę. Jeszcze ma trochę czasu.


Jednak jego podejście, niedotrzymanie obietnic, brak polskich asystentów, fakt, że nie ma go w Warszawie, że jest na permanentnym urlopie, stanowi spory zawód. Wiem, że po meczu z Mołdawią baronowie PZPN naciskali na prezesa, żeby selekcjonera zwolnić. Absolutnie nie jestem za zwalnianiem. Ale gdyby się okazało, że nam go ktoś podbiera, zdecydowanie byłbym mniej rozczarowany niż wtedy, gdy odchodził Paulo Sousa. Wtedy mieliśmy  grać w barażach, nagle on nas zostawił, to był szok. Tu myślę, że niewiele osób by po nim płakało. Ani piłkarze, ani kibice, ani działacze PZPN. I on sam byłby zadowolony, bo myślę, że on też trochę się rozczarował tym, co zastał w Polsce jeśli chodzi o drużynę, podejście zawodników do swoich obowiązków itd.

Ja przyznam, że nie byłem zwolennikiem zatrudnienia akurat Fernando Santosa, wolałem inny wybór, ale już jak został, uważam, że dać trzeba trochę więcej czasu. Wystarczy spojrzeć na pierwsze mecze tych selekcjonerów, którzy odnosili sukcesy. Przełom u Jerzego Engela nastąpił w siódmym meczu, u Adama Nawałki w dziewiątym, u Leo Benhakera w piątym. Po czterech spotkaniach oni wyglądali słabo, o kadrze Engela śpiewał nawet Kazik Staszewski. Więc czy nie należałoby dać troszkę czasu, szczególnie, że za ten blamaż w Mołdawii odpowiedzialność podzielić trzeba na trzy części, trenera, ale też działaczy i piłkarzy. Pierwsza połowa była bardzo dobra, czyli taktykę wybrał dobrze, w drugiej to nie dojechali raczej zawodnicy?

Zgadzam się, choć na przykład jeśli popatrzymy na całościowe osiągnięcia Jerzego Brzęczka, to wydaje się dużo lepszym trenerem od Santosa, bo jednak wygrał grupę. My już tej grupy nie wygramy. Awansował na Euro na dwie kolejki przed końcem eliminacji. Z drugiej strony faktycznie Santos miał tylko cztery mecze. Beenhakker i Brzęczek zaczynali od porażek, czy remisów. Ale pamiętajmy, że wtedy rywalami były drużyny typu Portugalia, czy Włochy…

U Beenhakkera Finlandia, nie taka znowu potęga…

Ale tutaj mamy Mołdawię, drużynę, która remisuje z Wyspami Owczymi u siebie 1:1. Nigdy nie przegraliśmy z zespołem znajdującym się tak nisko w rankingu, poza tym prowadząc 2:0. To była naprawdę największa klęska. Ale zgadzam się, że odpowiedzialność jest co najmniej pół na pół, jeśli nie bardziej po stronie piłkarzy, którzy sami przyznali, że myślami byli już na wakacjach. Ale ktoś tym powinien zarządzać z ławki. Myślę, że na razie nie ma jeśli chodzi o pracę Santosa tego efektu „wow”, ale on się nigdzie nie wybiera, więc spokojnie obserwujemy co dalej.

Punktem, w którym faktycznie ocenimy Santosa powinien być chyba mecz rewanżowy z Czechami. Jeżeli by tam zagrali naprawdę dobrze i byłoby widać postęp, to wtedy byłaby nadzieja, gorzej, jeśli cały czas gra będzie wyglądała jak teraz?

Moim zdaniem PZPN będzie miał dopiero zgryz, jeżeli się okaże, że jakoś słabo nam wychodzą kolejne mecze, na przykład z Wyspami Owczymi u siebie. A przypomnę, że Wyspy Owcze prowadziły w Mołdawii prawie do ostatniej minuty 1:0, w końcu było 1:1, więc oni tam nie przegrali. Albo porażka na wyjeździe z Albanią. Polska kończąca eliminację na trzecim miejscu za Albanią i Czechami. To byłoby ciężkie do strawienia i ciężko byłoby z optymizmem patrzeć, że na turnieju to my dopiero zagramy fajnie.

Baraż raczej nie będzie trudny, tu będą drużyny niżej notowane.

Tylko, że tu nie chodzi o sam awans. W dniu losowania naszej grupy na Euro, patrząc na rywali mówiło się, że już awansowaliśmy na Euro. Tu nie chodzi więc o awans, ale o to, żeby tam dobrze zagrać, powtórzyć przynajmniej osiągnięcie Adama Nawałki (ćwierćfinał) a nie tylko wystąpić.  Na razie daleko jest od zbudowania drużyny, od wypracowania jakiegoś stylu gry. Na razie tej drużyny nie da się oglądać i ona sama nie wie jak ma grać.

W Polsce od lat nie ma żadnego systemu, pomysłu na wybór selekcjonera. Raz jest zagraniczny, raz polski, raz defensywny, raz ofensywny. Teraz się mówi o Marku Papszunie, który nigdy przy reprezentacji nie pracował, osiągnął sukces ale tylko z jednym projektem. Bywały wybory pod publiczkę,  tymczasem na Jerzego Engela czy Adama Nawałkę prawie nikt nie liczył, sukces osiągnęli. Czy nie powinno być tak, że jak w niektórych krajach przy selekcjonerze pracuje kilku asystentów, z których jeden (np. trener młodzieżówki) zostaje potem selekcjonerem?

Przyznam, że miałem innego faworyta, jeśli chodzi o najnowszego selekcjonera, ale jak został Fernando Santos, pomyślałem sobie, że to jednak trener, który wywalczył Mistrzostwo Europy też miał w drużynie jedną mega gwiazdę, u nas Lewandowski, tam Cristiano Ronaldo. Też wtedy w 2016 roku grał defensywnie, bo też nie miał takich zawodników jak teraz są w reprezentacji Portugalii, bardzo ofensywnych, bardzo dobrych technicznie. Poza tym odniósł też sukces z Grecją, jakim było wyjście z grupy na Euro, czy awans do 1/8 finału Mistrzostw Świata. Dobrze sobie radził, właśnie jako selekcjoner. Jeśli chodzi o sukcesy, to najlepszy trener, jaki kiedykolwiek prowadził reprezentację Polski. Tylko nie rozumiem, czemu PZPN nie wyegzekwował tych dwóch polskich asystentów.


Świetna selekcja Adama Nawałki wzięła się stąd, że był asystentem Leo Beenhakkera. Oprócz prowadzenia klubów w Ekstraklasie, był w sztabie reprezentacji u świetnego fachowca. Tego mi brakuje, bo taki Marek Papszun, który odnosi sukces w Ekstraklasie,  mógłby wiele skorzystać przy takim fachowcu.


Płacimy olbrzymie pieniądze, a on nie dzieli się z nami swoim know-how, bo nie ma przy nim jakichś dwóch młodych, obiecujących polskich trenerów,  którzy w przyszłości mogliby prowadzić reprezentację. To jest wielka strata i niedopatrzenie, nie wiem, czemu tego nie dało się wyegzekwować, zapisać w kontrakcie.  Zwłaszcza, że był już Paulo Sousa i byliśmy sparzeni, teraz miało być inaczej.

Rozmawialiśmy niedawno z Michałem Listkiewiczem, byłym prezesem PZPN. I on też tego żałował, ale powiedział, że wtedy, jak Leo Beenhakker został selekcjonerem, dostał listę szkoleniowców i z niej sobie dobrał współpracowników. Być może należało iść w ten sposób, bo obecny PZPN wskazał Łukasza Piszczka, który sam się ostatecznie nie zdecydował i Tomasza Kaczmarka, który nie przypasował Santosowi. Może gdyby portugalski szkoleniowiec miał do wyboru dziesięciu najlepszych polskich młodych trenerów, wybrałby dwóch tak, jak wybrał sobie Leo Beenhakker Adama Nawałkę, czy Jana Urbana?

Ja bym się zgodził nawet na jego wybór, tylko żeby kogoś wybrał, a nie, że skoro nie będzie Piszczka i Kaczmarka to już w takim razie nie wybieramy nikogo. Mieli być dwaj polscy asystenci, nie ma żadnego. To jest niedobre i tego bardzo żałuję.

Rozmawiał Przemysław Harczuk 

(Na zdjęciu Michał Pol podczas Gali Finałowej 4. Plebiscytu Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego na Sportowca Roku, fot. PAP/Piotr Nowak)

Czytaj także:

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport