n/z: Roman Polański wraz z przyjaciółmi w Paryżu. Dostawca: PAP/Abaca
n/z: Roman Polański wraz z przyjaciółmi w Paryżu. Dostawca: PAP/Abaca

"Kina nie można oceniać przez pryzmat życia osobistego. Polański to reżyser wybitny"

Redakcja Redakcja Na weekend Obserwuj temat Obserwuj notkę 75
Jeżeli będziemy oceniać kino, czy w ogóle twórczość artystów przez pryzmat ich życia osobistego, to 90 proc. sztuki musi wylecieć do kosza. Różni artyści różne złe rzeczy robili w swoim życiu osobistym. I byli to artyści nierzadko naprawdę wielcy, wspaniali. I to nie znaczy, że ich twórczość powinna zostać wyrzucona do kosza. A Polański swoją twórczością penetruje duszę, penetruje umysł. Zszedł do piekieł w dosłownym i symbolicznym sensie. I przynosi nam z tych piekieł coś, czego sami balibyśmy się dotknąć – mówi Salonowi 24 Łukasz Adamski, publicysta, krytyk filmowy.

90 lat skończył Roman Polański. Bez wątpienia reżyser wybitny, ale też postać wybitnie niejednoznaczna, na której ciążą bardzo poważne zarzuty, w którego życiu nie brak też było zdarzeń tragicznych. Zacznijmy jednak od samej twórczości, jakie jest znaczenie Polańskiego dla kultury, światowego kina?

Lukasz Adamski: Ogromne. Wywarł wpływ na szereg gatunków filmowych. Mieszał te gatunki kręcąc horror z elementami komedii, czyli „Nieustraszeni Pogromcy Wampirów”, czy „Matnia”. W ogóle Polański znacząco zmienił, czy naznaczył też swoim spojrzeniem horror. Kręcąc „Dziecko Rosemary” wytyczył pewną drogę kolejnym filmowcom. No i później oczywiście „Chinatown”, który też do tej pory jest jednym z najlepszych filmów z gatunku neo-noir. Tu także wytyczył całą drogę filmowcom, jak kręcić filmy nawiązujące do najlepszej tradycji kina noir z lat 50., a jednocześnie robić to nowym językiem.


Bez wątpienia Polański zmienił zarówno kino europejskie, jak i światowe. Bezapelacyjnie to jest najwybitniejszy polski reżyser, a właściwie Polak pracujący poza Polską. Choć pamiętajmy, że kręcony w Polsce „Nóż w wodzie” to była pierwsza nominacja to Oscara dla polskiej kinematografii. Film ten zrobił wspólnie z Jerzym Skolimowskim. Teraz następuje powrót tego duetu, który stworzył film „The Palace”, na razie jednak nie wiemy kiedy dokładnie odbędzie się jego premiera. Będzie pokaz na festiwalu filmowym w Wenecji. I będzie to pewna klamra spinająca czas od „Noża w wodzie” „The Palace”. Osobiście uważam, że Roman Polański to największy polski filmowiec w historii kina.

Józef Konrad Korzeniowski (Joseph Conrad) choć czuł się Polakiem, jest wybitnym pisarzem anglosaskim. Pytanie, czy Romana Polańskiego, który kręcił w Hollywood i Europie Zachodniej, nie po polsku, można uznać za polskiego reżysera?

Myślę, że w dużym stopniu można. Kiedy spojrzymy na groteskowe komedie takie jak „Matnia”, czy „Nieustraszeni pogromcy wampirów”, ale też na jego ostatnie filmy, jak „Rzeź” z Kate Winslet, na podstawie „Boga Wojny”, to widzimy tam ogromny wpływ Andrzeja Munka, tego jego humoru. To nie przypadek – Polański był u Munka asystentem, pojawiał się jako aktor. Kiedy spojrzymy na „Pianistę”, zobaczymy z kolei wpływy Andrzeja Wajdy, który również był mu bliski. Później Polański zagrał u Wajdy w Zemście jako aktor. Pamiętajmy, że Roman Polański to filmowiec, którego niejednokrotnie próbowano wziąć na sztandary walki z polskim antysemityzmem. On nigdy w to nie wszedł. Zawsze podkreślał, „uratowała mnie katolicka polska rodzina i będę za to wdzięczny Polakom”. Sam reżyser ma w ostatnich latach poglądy bardzo niepasujące świata lewicowego, szczególnie tej dzisiejszej lewicy. Powinniśmy pamiętać, że Polański to jest człowiek, który nigdy, w żaden sposób, nie napluł na Polskę w zachodnich mediach. Zawsze był ambasadorem naszego kraju i nigdy się nie wyrzekł polskości.

Co do „Pianisty” – był to film bardzo prawdziwy. Bo pokazywał owszem Polaka zarabiającego na tragedii Żydów, był temat kolaborantów, ale nie można powiedzieć, żeby ten film pokazywał wszystkich Polaków jako wściekłych antysemitów. I w niektórych środowiskach pojawiły się teorie spiskowe, że powrót tematu pedofilskiego czynu Polańskiego miałby być zemstą za nieatakowanie Polaków za Holokaust...

Jeżeli idziemy w takie teorie spiskowe, no to uznajmy, że Harvey Weinstein, Żyd, również został skazany w wyniku jakiegoś spisku. To jest totalna bzdura. Ruch Mee To jest po prostu ruchem nowym. Dobrze, że się pojawił, bo dorwał takich bandytów jak Harvey Weinstein, który dzisiaj odsiaduje wyrok 25 lat więzienia. Ruch oczyścił Hollywood z tych ludzi. Obłudników i hipokrytów, którzy mieli gęby pełne frazesów, a gwałcili kobiety, molestowali je. Ale jednocześnie ten ruch, tak jak to wszystko w Stanach Zjednoczonych, które są przesiąknięte purytańskim, protestanckim duchem polowania na czarownice – jak pamiętamy czarownice palili głównie protestanci – zamienił się w nową formę nowego totalitaryzmu i zmiata absolutnie wszystkich napotkanych na swojej drodze. Widać co ostatnio stało się z karierą Kevina Spacey'ego. Zarówno przez Sąd w Stanach Zjednoczonych, jak i przez sąd w Londynie został uniewinniony, oczyszczony ze wszystkich zarzutów. A jednocześnie nadal nie może pracować. Skasowano go zupełnie, chociaż żadnego wyroku skazującego nie było, aktor został uniewinniony.

To przejdźmy do najbardziej ciemnego wątku w życiu Romana Polańskiego – czyli seksu z nastoletnią dziewczynką. Dla jednych odpokutował i nie ma tematu. Inni twierdzą, że reżyser to pedofil, który powinien za swój czyn być przykładnie ukarany.

Wszyscy wiemy, że Polański uprawiał seks z trzynastolatką, przyznał się do tego, no i to jest bezdyskusyjne. Możemy co najwyżej zastanawiać się, czy za to już zapłacił. Finansowo zapłacił na pewno. Nie jest też tajemnicą, że Samanta Gamer, z którą gdy miała 13 lat reżyser uprawiał seks, w ostatnim roku wystąpiła z żoną Polańskiego na okładce francuskiego pisma. I broniła reżysera, mówiła „odczepcie się w końcu od niego”. On jej zapłacił, on siedział jakiś czas w więzieniu. Od strony prawnej sprawa Polańskiego jest skomplikowana, z punktu widzenia moralnego nie, bo ocena jego zachowania jest jednoznacznie negatywna. Osobną kwestią jest, czy jedna sprawa ma rzutować na całą jego karierę, moim zdaniem nie.

Jacek Kaczmarski miał wiele za uszami, pojawiały się informacje o przemocy w rodzinie, wywołanej chorobą alkoholową. Ale trudno mówić, czy to przekreśla jego twórczość. Niektórzy twierdzą, że tak…  

Dlatego ja powiedziałem o tym polowaniu na czarownice, że dzisiaj ta purytańska rewolucja, to taki nowy makkartyzm. I mówię to zupełnie świadomie. Bo zgadzam się z Ronaldem Reaganem, który mówił, że Joseph McCarthy może miał rację w niektórych kwestiach, ale strzelał z armaty do wróbli i krzywdził po prostu wielu niewinnych ludzi. Dzisiejszy makkartyzm ma po prostu szaty lewicowe. Ruch ten też się trochę kończy z tego względu, że liberałowie za bardzo są kasowani, i sami przyznają „no nie, wyhodowaliśmy nowego potwora”. Natomiast oczywiście w środowiskach nie tylko lewicowych, ale też prawicowych, szczególnie w Polsce jest cały czas modne uderzanie w Polańskiego ze względu na to, co zrobił. Nie zapominajmy, że wielu ludzi prawicy po prostu musi mieć jakiś symbol zepsucia Hollywoodu też po to, żeby odsunąć oskarżenie od zamieszanych w krycie pedofili biskupów. I Polański jest idealny jako symbol zepsucia. Ale absolutnie nie można sprowadzać jego biografii tylko do czynu pedofilskiego, do seksu z 13-latką. Polański to jest człowiek, który jest symbolem końca niewinności Hollywoodu, przez to, co się stało w jego willi, kiedy członkowie grupy Mansona wymordowali mu całą rodzinę. To jest człowiek, który przeżył Holokaust, którego matka zginęła w obozie koncentracyjnym. To jest naprawdę osoba, o której mógłby powstać cały serial Netflixa.

Gdyby powstał film, czy właśnie serial o Romanie Polańskim, kto mógłby być reżyserem takiego obrazu?

Szczerze mówiąc, nie wiem. Natomiast pamiętajmy, że sam Roman Polański ma dużo autobiograficznych wątków we wszystkich swoich filmach. Dlatego jestem tak bardzo ciekaw tego filmu „The Palace”, bo to jest film rozliczeniowy, którego akcja dzieje się podczas jednego wieczoru w 1999 roku. To też może być taki film o końcu wolności, bardziej lat jeszcze dziewięćdziesiątych może wcześniejszych, siedemdziesiątych moralnej odnowie po rewolucji Ronalda Reagana. Więc na pewno to jest ciekawe spojrzenie. Popatrzmy na film „Wenus w futrze”. Gdzie francuski aktor Mathieu Amalric, który wciela się w reżysera, występuje u boku Emmanuelle Seigner, czyli żony Romana Polańskiego. Sam aktor nie tylko wygląda jak Polański, to jest zdarta skóra z reżysera. A film pokazuje pewien konserwatywny skręt samego Polańskiego, który mówi, że może ten libertynizm wcale taki dobry nie jest. Może uprzedmiotowienie kobiet jest rzeczą złą. I ten film jest troszkę przemilczany, ale to chyba największa spowiedź Polańskiego.

Jakie znaczenie dla twórczości Polańskiego miała wspomniana tragedia z 1969 roku – bestialski mord na ciężarnej żonie, Sharon Tate i śmierć grupy przyjaciół, czy widać to w późniejszych filmach?

No widać, Polański załamał się przecież po tym, co się zdarzyło. On później zrobił taki bardzo dziwny film z Marcello Mastroiannim we Włoszech, taki trochę pół erotyczny. A potem wrócił z „Chinatown”, który który też był bardzo pesymistycznym filmem. Filmem, który ma tą przerażającą końcówkę, zresztą też dotykającą tematu pedofilii. Kiedy to Jack Nicholson, w którego to domu Roman Polański uprawiał seks z 13-letnią dziewczyną słyszy, odpuść Jack, to jest Chinatown. Ten film jest strasznie pesymistyczny i on taki miał nie być. 


Kiedy Robert Town pisał scenariusz tego filmu, on właśnie miał mieć taką wymowę bardziej optymistyczną, taką amerykańską, a tutaj Polański jednak przyszedł po pierwsze z tym holokaustowym, europejskim pesymizmem, w dodatku z pesymizmem kogoś, kto stracił właśnie rodzinę na Cielo Drive. To jest też powód, dla którego Quentin Tarantino w taki sposób nakręcił swoje arcydzieło „Pewnego razu w Hollywood", zmieniając wymowę, przepisując historię. Bo to, co się stało w domu Romana Polańskiego, to był koniec tej pewnej, niewinności, tego amerykańskiego libertynizmu lat sześćdziesiątych. I Polański jest tego symbolem. A Chinatown jest filmem, który najmocniej wyraża to, co musiało się dziać w duszy, w głowie, w umyśle Romana Polańskiego  po tym mordzie na Sharon Tate i jej nienarodzonym dziecku, na Wojtku Frykowskim i pozostałych przyjaciołach, po prostu ukochanych Romana Polańskiego.

Powiem szczerze, że o ile np. „Dziecko Rosemary”, ale i „Pianistę”, czy „Lokatora” bądź  „Frantic” oglądałem wiele razy, tak „Chinatown” raz, oczywiście oceniam bardzo wysoko, ale nie jest to film do wielokrotnego oglądania przy piwie z przyjaciółmi…

 Robiłem kiedyś wywiad z Edwardem Nortonem. I on przyznał, że Chinatown miało na niego duży wpływ, ale do tej pory ma problem z odbiorem tego filmu. To znaczy on nie do końca wie nawet o czym ten film jest, ale ten klimat i duch tego obrazu jest tak ważny, że on wpłynął również na niego.

Jest też pytanie, jak bardzo „Chinatown” inaczej by wyglądał, gdyby nie doszło do tragedii na Cielo Drive.

Tego nie wiemy. Natomiast ostatnio Tomasz Raczek zadał Polańskiemu pytanie w tym głośnym wywiadzie, który zrobił na 90. urodziny reżysera, jak by się potoczyła jego kariera, gdyby do tragedii nie doszło. Polański powiedział, „nie mam pojęcia, nie zastanawiałem się nad tym”. Moim zdaniem na pewno się nad tym zastanawiał, ale on to od siebie odsuwa. Natomiast trzeba też zadać pytanie, co by się stało, gdyby nie seks z  Samantą Gamer. Gdyby nie zarzuty, czy on by dalej pracował w Hollywood. A gdyby pracował, jakie filmy by jeszcze zrobił. Bo jego europejskie produkcje, to już też jest inny rodzaj kina. Po klęsce finansowej „Piratów”, Polański wrócił do tego, co robił na początku kariery, czyli do swoich skromnych filmów, jak „Nóż w wodzie”. Takim filmem jest przecież „Lokator” na podstawie Rolanda Topora.  „Frantic” z Harrisonem Fordem i Emmanuelle Seigner pokazał, jak wybitnym reżyserem jest Roman Polański, jako twórca thrillerów. Ale później niemal wszystkie jego filmy to skromne obrazy zamknięte w czterech ścianach. Wyjątkiem są oczywiście „Pianista”, czy „Ghost Writer”, czyli „Autor Widmo”. Ale w większości przypadków Polański wrócił do tego, co go najbardziej interesowało, do penetrowania duszy.

Autor Widmo to był film, który został odebrany jako antyamerykański, ale w gruncie rzeczy sama historia jest uniwersalna i może dotyczyć każdego totalitaryzmu, każdego państwa i agentury, wszędzie.

Ja też się zastanawiam, na ile Polańskiemu zależało na tym. Polański zawsze unikał politycznych deklaracji, nigdy nie był rozpolitykowanym reżyserem. Miał wtedy robić „Ostatnie Dni Pompei” na podstawie właśnie książki Harrisa. To nie wyszło, więc Harris mu dał swoją inną książkę i na jej podstawie nakręcili „Autora Widmo”. Więc jest pytanie, czy Polańskiemu zależało po prostu zrobieniu dobrego thrillera, czy także na jakichś innych kwestiach. Tego nie wiemy, na pewno to jest film, który pokazuje, że to, co widzimy, nie jest prawdą. Że to jest tylko pewna fasada. I może to też się odnosi do samego Romana Polańskiego, który mówi, słuchajcie, to, co widzicie w mediach, te oskarżenia wobec mnie, to jest tylko fasada. Co innego kryje się pod spodem. Wielkość Polańskiego polega na tym, że jego kino można odczytywać na naprawdę najróżniejsze sposoby. Ale nie zapominajmy, że on też przecież zrobił „Olivera Twista”. Był to taki powrót do kina dziecięcego, w którym on te swoje traumy z czasu Holokaustu pokazał nie tylko w postaci Szpilmana w „Pianiście”, ale też chciał z dziecięcej perspektywy pokazać kogoś zaszczutego, uciekającego. Zresztą wszystkie jego filmy są o ucieczce.

Bo Polański całe życie ucieka. Uciekał przed nazistowskimi Niemcami. Uciekał przed komunistami, kiedy musiał wyjechać po „Nożu w wodzie”. Uciekał przed amerykańskim wymiarem sprawiedliwości. Teraz ucieka przed radykalnymi oskarżeniami, przed tym ruchem skrajnie-lewicowym. Dlatego ja tak bardzo jestem ciekaw tego jego najnowszego filmu. Zobaczymy, czy to nie będzie w ogóle jego ostatni film. Ale to jest bardzo dla mnie ważne i bardzo symboliczne, że Polański wrócił jednak do współpracy z Jerzym Skolimowskim. I to może być fascynujące.  Zobaczymy, jak ten film będzie wyglądał. On ma specjalny pokaz na festiwalu w Wenecji. I na razie jest dystrybuowany wyłącznie przez Włochów. Inne kraje wciąż go nie kupują. Mam nadzieję, że Polacy ten film kupią i, że będzie on w polskich kinach. Ale póki co filmy Polańskiego produkują wyłącznie Włosi. To też jest bardzo ciekawe. Ostatnio pisałem w „Plusie Minusie”, że Bernardo Bertolucci powiedział, że chętnie obsadziłby Kevina Spacey'ego u siebie w filmie, bo to, co mu robią jest okropne. Bertolucci mówił, że kontaktował się z Ridleyem Scottem oburzony, że Ridley Scott zgodził się na wykrojenie Kevina Specey’a z gotowego już filmu. To są takie stalinowskie dosyć metody.  Franco Nero też obsadził Kevina Spacey'ego, więc to jest też tak, że Włosi, że w ogóle Europejczycy inaczej jednak podchodzą do tych wszystkich oskarżeń, zobaczymy jak to będzie najnowszym filmem Polańskiego.

Jest jeszcze jedna ciekawa rzecz – każdy reżyser miał słabsze momenty, słabsze chwile. Natomiast Polański pod względem twórczości trzyma ten równy poziom przez cały czas.

Też tak uważam. Polański nie stracił tej wielkości i nawet jeżeli jego filmy nie robią aż takiego wrażenia, czy nie mogą być uznane za arcydzieła, to i tak jego kino stoi na bardzo wysokim poziomie reżyserskim. Znaczy tam zawsze widać tę rękę Romana Polańskiego. Choćby w filmie „Oficer i Szpieg”, o sprawie Dreyfusa, czyli też o historii niesłusznie oskarżonego Żyda i antysemityzmu we Francji. No i to jest też film, który był solidnie bardzo nakręconym obrazem. Poziom artystyczny Polańskiego jest wielki. Oczywiście moralnie zawsze będziemy oceniać to, co zrobił. Musimy mieć ogromne wątpliwości, natomiast cała sprawa Polańskiego jest dosyć skomplikowana pod kątem tego, co się w Stanach wtedy działo, w latach 70. i całej tej rewolucji pewnej moralnej, czy kontrrewolucji moralnej.

Tylko tu jest pytanie zasadnicze, czy on za haniebny – bez wątpienia – czyn odpokutował, czy jednak powinien właśnie stanąć przed sądem  i za swoje czyny odpowiedzieć?

Moim zdaniem sprawa od strony prawnej jest dosyć skomplikowana i warto spojrzeć, dlaczego Polański zdecydował się uciec jednak z tych Stanów Zjednoczonych. Na to, jak sędzia chciał jakiegoś celebrytę przyskrzynić. Jest przecież dokument, który to świetnie pokazuje. Pamiętajmy też, że Amerykanie nie patrzą, czy ktoś jest celebrytą, czy nie jest. Aktorzy też szli do więzienia. Polański uprawiał seks z trzynastolatką, dokonał czynu pedofilskiego, ale nie znaczy to, że mamy potępiać cały czas jego twórczość. A szczególnie obrzydliwe dla mnie jest to, że gdy w 2002 roku Roman Polański dostał jak najbardziej słusznie Oscara za „Pianistę”, jakoś każdy wiedział o sprawie seksu z 13-latką. W następnych latach w Polsce również bardzo wiele osób ze środowiska filmowego robiło wywiady z Polańskim. Zazdroszczę. Mnie się akurat z Polańskim porozmawiać nie udało, a robiłem wywiady z wszystkimi wielkimi polskimi reżyserami, z Jerzym Skolimowskim, Agnieszką Holland, Krzysztofem Zanussim, kilkakrotnie Jerzym Hoffmanem, natomiast z Polańskim nigdy mi się nie udało tego wywiadu zrobić. Obrzydliwe jest to, że później nagle część tych osób, które nie widziały problemu w rozmowie z Romanem Polańskim, kiedy wybuchło Me To przypomniało sobie jakim potworem jest Polański, nagle trzeba było protestować przeciwko jego filmom. To jest właśnie mentalność polowania na czarownice, która w Stanach ma wymiar bardzo purytański, natomiast w Polsce to jest po prostu obłuda i hipokryzja. 

Tu problemem jest chyba nieumiejętność rozdzielenia haniebnych nawet czynów, od twórczości. Jeśli wybitny pisarz był pijakiem, przemocowcem, bandytą, to trzeba to opisać w jego biografii. Jeśli żyje, a dokonał przestępstwa, postawić przed sądem, ale chyba nie oznacza to, że mamy palić jego dzieła, czy wykasować rzeczy wybitne.

Jeżeli będziemy oceniać kino, czy w ogóle twórczość artystów przez pryzmat ich życia osobistego, to naprawdę 90 proc. sztuki musi wylecieć do kosza. Różni artyści różne złe rzeczy robili w swoim życiu osobistym. I byli to artyści nierzadko naprawdę wielcy, wspaniali. I to nie znaczy, że ich twórczość powinna zostać wyrzucona do kosza. Rozumiem, że są jakieś skrajne przypadki. Ktoś jest nazistowskim, czy komunistycznym propagandystą, a jego dzieła są propagandą nienawiści.

Na przykład Leni Riefenstahl?

Na przykład. Ale Polański swoją twórczością penetruje duszę, penetruje umysł. Zszedł do piekieł w dosłownym i symbolicznym sensie. I przynosi nam z tych piekieł coś, czego sami balibyśmy się dotknąć. Więc robimy to oczami Romana Polańskiego. Ja zawsze będę wdzięczny Polańskiemu za to, jak penetruje części duszy, które sam bałbym się spenetrować.

Rozmawiał Przemysław Harczuk

Czytaj dalej:

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo