na zdjęciu: Polsko-ukraińska granica w rejonie miejscowości Sierakośce. fot. PAP/Darek Delmanowicz
na zdjęciu: Polsko-ukraińska granica w rejonie miejscowości Sierakośce. fot. PAP/Darek Delmanowicz

"Przeciętny Ukrainiec chce przeżyć zimę. Zboże to problem oligarchów"

Redakcja Redakcja Ukraina Obserwuj temat Obserwuj notkę 44
Przeciętny mieszkaniec Ukrainy martwi się tym, jak przeżyć zimę. Zbożem martwi się ukraińska oligarchia i władza, która oligarchię tę reprezentuje, i dla której oligarchia jest źródłem władzy – mówi Salonowi 24 dr Jan Matkowski, politolog i publicysta ze Stowarzyszenia Dziennikarzy na Ukrainie.

Polski rząd zapowiada, że przedłuży embargo na ukraińskie zboże. Jak wpłynie to na relacje polsko-ukraińskie?

Dr Jan Matkowski: Uważam, że to niekontrolowany napływ zboża z Ukrainy na polski rynek sprawi więcej kłopotu, niż zapowiadane embargo. Jak najbardziej rozumiem motywacje Polaków. Przecież nie zostanie zablokowane zboże dla Afryki, czy Azji. Ono będzie mogło być eksportowane dalej. Nie będzie można za to handlować zbożem ukraińskim w Polsce. Oczywiście rozumiem eksporterów, został zablokowany szlak przez Morze Czarne.


Oni zarabiali miliardy, ponieśli straty. Zalewając jednak polski rynek, spowodują straty polskich rolników. A wiadomo, że ta grupa społeczna to ogromna siła. A jeśli rolnicy wyjdą protestować, zablokują przejścia graniczne, to zboże nie trafi na polski rynek, ale nie będzie też transportowane dalej. A relacje na pewno się nie poprawią.

Tu jednak padają opinie, że zboże z Ukrainy było szansą dla Polski. Pod warunkiem, że nie zalewałoby rynku, ale zostało zmagazynowane i transportowane dalej. Nasz kraj mógłby stać się hubem, który i zarówno eksportowałby zboże z Ukrainy jak i je magazynował na trudniejsze czasy.

To jest możliwe, tylko że Polska nie ma za bardzo gdzie magazynować tego zboża. Swego czasu były ze strony amerykańskiej obietnice, że powstaną magazyny przy granicy polsko-ukraińskiej, ale Amerykanie nic z tym na razie nie zrobili. Szkoda, bo na pewno byłaby to wielka szansa dla polskiego biznesu. Z drugiej strony i bez magazynowania można by było, to zboże sprzedawać dalej. Sam się zastanawiam, dlaczego Polacy nie kupują i sami nie sprzedają dalej do Afryki, czy do Azji, przecież mogliby na tym zarabiać. Nie chcę się jednak kategorycznie wypowiadać – nie mam wystarczającej wiedzy, dlaczego tak się dzieje. Skoro jednak zboże było przeznaczone dla państw afrykańskich i azjatyckich, gdzie jest ogromne zapotrzebowanie, a Ukraińcy mają kłopot z transportowaniem, to wydaje się jasne, że Polacy mogliby na tym skorzystać.

Skorzystali Niemcy, jak niektórzy złośliwie mówią?

Nie mam takiej wiedzy. Były jednak sygnały ze strony Litwy, która deklarowała, że bardzo chętnie włączy się w proces eksportowania dalej tego zboża. To w porównaniu do Polski naprawdę nieduże państwo, trudno więc zrozumieć, czemu znacznie większa Rzeczpospolita takiej szansy nie wykorzystuje.

Zamiast stać się szansą, zboże stało się zagrożeniem, co powoduje napięcia między Warszawą i Kijowem. Spory między państwami się zdarzają. W przypadku elektrowni Turów Polska toczy spór z Czechami, ale relacje Polaków i Czechów nie uległy jakiemuś spektakularnemu pogorszeniu. Czy spór o zboże wpłynie na relacje Polaków i Ukraińców?

To zależy. Jeżeli ukraińskie zboże faktycznie trafi na polski rynek, to na pewno rolnik polski nie będzie analizował, czy odpowiedzialne za to jest państwo ukraińskie, czy wielki biznes, ale zmieni się jego stosunek do zwykłych Ukraińców. Zwyczajni Ukraińcy nie będą się sprawą interesować. Bo dla nich kwestia zboża nie jest żadnym tematem. Przeciętny obywatel Ukrainy myśli, jak przeżyć wojnę, jak przetrwać zimę. Jemu jest wszystko jedno, czy zboże wyjechało, czy nie wyjechało. Ukraińcy jako obywatele i naród nie są właścicielem tego zboża. Płody rolne są własnością korporacji międzynarodowych. Prawo własności ziemi różni się od prawa własności w Polsce. Obywatel Ukrainy może być właścicielem ziemi, ale nie może jej sprzedać. Nie może też powiększyć gospodarstwa, bo zakup ziemi jest zakazany.


W związku z tym miliony obywateli Ukrainy, którzy mieli na własność po kilka hektarów ziemi, zarobić na niej mogli, nie sprzedając, lecz oddając w dzierżawę wielkim korporacjom. Na okres 49 lat, bo na tyle maksymalnie pozwala ukraińskie prawo. Do tego dochodzą koszty sprzętu. Ukraińskiego chłopa i ukraińskiego rolnika nie stać na prowadzenie gospodarstwa rolnego. Dlatego to nie chłop ukraiński sprowadza to zboże z zagranicy, tylko eksporterzy. Mamy więc konflikt pomiędzy państwem ukraińskim, które reprezentuje tych eksporterów, a państwem polskim i polskim rolnikiem, a nie to nie jest konflikt pomiędzy Ukraińcem, chłopem ukraińskim czy rolnikiem ukraińskim, a państwem polskim. Więc Ukraińcom w gruncie rzeczy wszystko jedno, czy to zboże wyjechało, nie wyjechało. Kilka milionów Ukraińców znalazło sobie schronienie w polskich domach i nie ma gwarancji, że ta sytuacja się nie powtórzy. Nikt nie wie, czy w wyniku wojny na polsko-ukraińskiej granicy nie pojawią się znów miliony uchodźców z państwa ukraińskiego. Tym żyje przeciętny obywatel. Za to zbożem martwi się ukraińska oligarchia i władza, która oligarchię tę reprezentuje i dla której oligarchia jest źródłem władzy.

na zdjęciu: Polsko-ukraińska granica w rejonie miejscowości Sierakośce. fot. PAP/Darek Delmanowicz

Czytaj dalej:

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka