Popularny poseł KO z tatuażami: Jestem samodzielnie praktykującym neopoganinem

Redakcja Redakcja PO Obserwuj temat Obserwuj notkę 42
Trudno jest mi powiedzieć, co neopoganie sądzą o aborcji, bo jestem praktykującym samodzielnie neopoganinem – o tabletce „dzień po”, przerywaniu ciąży, różnicach zdań w koalicji rządzącej mówi poseł Koalicji Obywatelskiej Marcin Józefaciuk. Wywiad ukazał się w Radiu Łódź, rozmawiał Sławomir Jastrzębowski, Salon24.

Deklaruje się Pan jako neopoganin i co neopoganie myślą o życiu poczętym, przerywaniu ciąży, o tabletce dzień po? Bo co my chrześcijanie myślimy, to wszyscy wiemy: życie trzeba chronić od samego początku, od poczęcia, a jak uważają neopoganie?

Marcin Józefaciuk:
Panie redaktorze, Pan tak naprawdę bardzo mocno łączy ze sobą dwie sprawy, które nie powinny być połączone. Tabletka „dzień po” w ogóle nie łączy się z jakimkolwiek życiem poczętym, z jakąkolwiek aborcją. Jest to antykoncepcja. Właśnie po to, żeby nie doszło do zapłodnienia komórki jajowej, tak więc w żadnym wypadku nie ma mowy o jakichkolwiek aborcjach, o jakimkolwiek życiu poczętym. Tak więc nieważne co neopoganin myśli. Mówimy o tabletce „dzień po”, którą powinno się wziąć do 120 godzin, z tego, co kojarzę po stosunku seksualnym, kiedy jeszcze nie dochodzi do zapłodnienia komórki jajowej w życiu poczętym.

Ale Panie Pośle, przecież 120 godzin to jest nie mniej, nie więcej tylko 5 dni. I przez 5 dni nie dochodzi do zapłodnienia?

Bardzo ważne jest to, że tabletka „dzień po” jest legalna w Polsce i poza granicami Polski. Jest legalna i dostępna, jeśli chodzi o receptę. Natomiast to, co zostało zaproponowane i zostało przyjęte przez Sejm w lutym i bez poprawek przyjęte przez Senat w marcu, to jest antykoncepcja awaryjna bez recepty, dla osób powyżej 15 roku życia. Jest to jak najbardziej akceptowane przez Europejską Agencję Leków. Więc jak najbardziej jest bezpieczna i legalna, aczkolwiek, tak jak zostało powiedziane, jest to awaryjna antykoncepcja, czyli nie ma stuprocentowego bezpieczeństwa, dlatego jest to ostatnia deska ratunku, czy ostatnia rzecz, którą można zrobić, jeżeli nie chce się ciąży.

I uważa Pan, że ta tabletka powinna być bez recepty?

Jak najbardziej. W wielu państwach jest bez recepty. W Polsce proponujemy, żeby była bez recepty powyżej 15 roku życia. Nie tylko my proponujemy, ale same badania pokazują, że chce tego ponad połowa Polaków. Tylko i wyłącznie około 1/4 Polaków ma duże wątpliwości, jeżeli chodzi o tabletkę „dzień po”, ale znowu, to jest tylko i wyłącznie alternatywa. Nikt nikomu nie każe brać tej tabletki, nikt nikomu nie każe korzystać z tej antykoncepcji awaryjnej.

Panie pośle, często przywoływany jest argument, że dzieciaki mogą kupić energetyki dopiero wtedy, kiedy przestają być dzieciakami i mają 18 lat. I to polski Sejm uchwalił. Natomiast tabletki z hormonami, bo te tabletki „dzień po” mają hormony, dzieciaki będą mogły kupować sobie właściwie jak cukierki?

W żadnym wypadku to nie jest kupowanie cukierków. To znaczy, dzieciaki mogą też kupować sobie leki przeciwbólowe, mogą kupować sobie syropy na kaszel. W żadnym wypadku tutaj nie ma mowy o korzystaniu z czegoś jak z tik taków, bo to jest to takie popularne powiedzenie, że będą mogły korzystać jak z tik taka. To jest tylko i wyłącznie możliwość. I wątpię, żeby dzieciaki korzystały jako z czegoś, co jest „fajne”, bo to jest antykoncepcja awaryjna. Młodzież polska jest wystarczająco inteligentna i wystarczająco uświadomiona.

Wracamy do tej pierwszej części mojego pytania, rzeczywiście bardzo dobrze, że Pan wyodrębnił te dwie części. Co neopoganie sądzą o ciąży i o aborcji?

Trudno jest mi powiedzieć, co neopoganie sądzą o aborcji.

Kiedy według Pana zaczyna się życie?

Ja jestem praktykującym samodzielnie neopoganinem. Jeżeli chodzi o mnie, najważniejsze jest, że jest to wybór kobiety. To nie jest znowu przymuszanie kogokolwiek. To jest danie prawa do decydowania na temat swojego własnego zdrowia, życia i ciała. To jak najbardziej prawo kobiety.

Słyszeliśmy, czy raczej czytaliśmy, co napisał Donald Tusk na Platformie X o Trzeciej Drodze. No, to była taka dość mocna zaczepka. Wiemy również, że pan poseł Petru w trakcie wywiadu powiedział, że jeżeli składka zdrowotna nie zostanie zmieniona, to możliwe jest wyjście Trzeciej Drogi z koalicji. Po raz pierwszy zabrzmiało coś takiego w przestrzeni publicznej, że jakikolwiek przedstawiciel partii straszy wyjściem z koalicji. Panie pośle, czy koalicja trzeszczy?

Trudno jest powiedzieć, jeżeli chodzi o nas, o posłów i posłanki, to my ze sobą regularnie rozmawiamy, czasami bardziej dyskutujemy. Nie powiem, że kłócimy się, ale tak naprawdę to jest polityka, więc to jest może trochę próbowanie sił, czy ewentualnie staranie się zagarnięcia pewnego elektoratu przed wyborami samorządowymi lub w trakcie kampanii wyborczej do samorządu. Aczkolwiek czy ona trzeszczy? Nie sądzę, gdyby ona trzeszczała, to byłoby bardziej słyszalne.

Panie pośle, ja pozwolę sobie przytoczyć Panu ten wpis Donalda Tuska: „Taktyczne głosowanie części zwolenników Koalicji Obywatelskiej na Trzecią Drogę pozwoliło nam odsunąć PiS od władzy. W tych wyborach jedynym kryterium będą nasze własne przekonania”. Taktyczne głosowanie zwolenników Koalicji Obywatelskiej na trzecią drogę. No to jest deprecjonowanie Trzeciej Drogi przez Pana Premiera...

Nie, w żadnym wypadku. To znaczy, od pewnego momentu nawet sam Pan Premier nawoływał do głosowania na Trzecią Drogę. Więc to było odniesienie się do wyborów, kiedy właśnie padały takie zwroty, żeby jednak zastanowić się na temat głosowania nad większą koalicją. Później od tego odeszliśmy. W każdym razie to jest tylko i wyłącznie zwrot do tamtych czasów. I zauważenie, że w tym momencie idziemy, nie mówię osobno, bo idziemy za rękę ze sobą, ale jako dwa różne komitety wyborcze.

Ponieważ rozmawiam z nauczycielem, pytanie od nauczyciela. W wielu szkołach likwidowane są przez samorządy kuchnie i stołówki, bo są za drogie. Zamiast tego jest catering niesmaczny, drogi, często nieświeży. Czy uważa Pan, że stołówki powinny być likwidowane?

To wszystko zależy od tego, w jaki sposób są one prowadzone. To wszystko zależy od tego, jaki jest poziom jedzenia. Bo mówimy zazwyczaj o szkołach podstawowych i niektórych szkołach ponadpodstawowych. Czy powinny być likwidowane, jest w kwestii samorządów. Więc w żadnym wypadku ja nie powinienem się wypowiadać na ten temat. Jednakże przynajmniej jeżeli możemy powiedzieć na temat Łodzi, bo byłem też inspektorem szkół podstawowych w Łodzi, nie znam ani jednej placówki, w której to jedzenie byłoby niedobre, gdzie rodzice by uskarżali się na temat jakości pożywienia w stołówkach szkolnych. I zawsze jest to robione za zgodą i po konsultacji z rodzicami. Więc czy powinny być likwidowane, wszystko zależy od sytuacji danej placówki. Czy jest to opłacalne, czy trzeba więcej dopłacać, czy ewentualnie jest jakiś większy problem. Tak więc wszystko jest sprawą indywidualną. 

Fot. Marcin Józefaciuk/X

Rozmawiał Sławomir Jastrzębowski, Salon 24. Rozmowa odbyła się w Radiu Łódź.

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka