Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia oglosili listy Trzeciej Drogi w wyborach do Parlamentu Europejskiego Fot. PAP/Albert Zawada
Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia oglosili listy Trzeciej Drogi w wyborach do Parlamentu Europejskiego Fot. PAP/Albert Zawada

Odważna deklaracja lidera Trzeciej Drogi. Mówi, na jakie poparcie liczą w wyborach

Redakcja Redakcja Na weekend Obserwuj temat Obserwuj notkę 35
Mamy świetną listę, kandydaci są dobrze rozmieszczeni, większość to są ludzie rzeczywiście mający szanse na mandaty eurodeputowanych. Teraz trzeba jedynie dobrze przeprowadzić wspólną kampanię wyborczą. Wszystkie ręce na pokład i do roboty – mówi Salonowi 24 Marek Sawicki, były minister rolnictwa, jeden z liderów PSL – Trzeciej Drogi.

Trzecia Droga zaprezentowała listy do Parlamentu Europejskiego. Gdy PSL zawierał sojusz z Polską 2050, toczyły się dyskusje, czy sojusz będzie trwały, czy jednorazowy. Tymczasem razem startujecie już w trzecich wyborach z rzędu. Jaki jest cel w nadchodzącym głosowaniu?

Marek Sawicki: Założeniem jest zdobycie minimum 15 procent poparcia. Mamy świetną listę, kandydaci są dobrze rozmieszczeni, jeśli chodzi rozłożenie geograficzne. Większość to są ludzie rzeczywiście mający szanse na mandaty eurodeputowanych. Teraz trzeba jedynie dobrze przeprowadzić wspólną kampanię wyborczą. Prezentować to, co chcemy pokazać, a więc jaką chcemy budować Europę. Nie godzimy się na te wszystkie elementy związane z polexitem i z wyjściem. Trzeba po prostu w Europie współtworzyć Europę, a nie podążać w jej ogonie. Wszystkie ręce na pokład i do roboty.

W debacie o Unii Europejskiej pojawiają się dwie skrajności. Jedna, że właśnie należy dążyć do polexitu, druga, że zgadzać się na wszystkie rozwiązania, z kontrowersyjnym Zielonym Ładem, który w bardzo wielu elementach jest dla nas niekorzystny?

Tylko że ci, którzy dziś tak  ostro krytykują Unię Europejską, Zielony Ład, straszą wspólnym państwem europejskim, jednocześnie sami zaakceptowali Zielony Ład w jego skrajnej formie, sfederalizowali wspólnotę na poziomie finansowym. Przecież wspólne podatki uwspólnotowiły dług. I dzisiaj mówią ostro o Unii, ale widocznie to, co zrobili, jest ich wyrzutem sumienia. Więc niech najpierw publicznie zrobią ekspiację za popełnione grzechy, a potem krytykują. Przynajmniej będą bardziej wiarygodni. Tak dziś mówią o federalizacji, centralizacji, ale oskarżają tych, którzy nie są temu winni, a sami to uczynili. Przypomnijmy sobie, kto negocjował i podpisywał Traktat Lizboński. Spójrzmy na kwestię wspólnych podatków i działania rządu Morawieckiego w tej kwestii. Uwspólnotowienie długu jest przecież tego elementem. I teraz ci, którzy, gdy rządzili, federalizowali, mówią, że nie, że oni, w ogóle za tym nie byli, oskarżając bezpodstawnie obecny rząd.

1 maja mija 20 lat od wejścia Polski do Unii Europejskiej. Jak ocenia Pan te dwie dekady?

Nie wystarczy patrzeć na Warszawę, trzeba jeszcze wyjechać kawałek za stolicę, i zobaczyć, jak wygląda Polska dziś, a jak wyglądała trzydzieści lat temu. I to nie jest kwestia tylko pieniędzy unijnych, to jest kwestia innego sposobu, stylu myślenia, podejścia Polaków, polskich samorządów do rozwoju, wykorzystania tych dużych unijnych pieniędzy. W dyskusji o Wspólnocie w ogóle zapominamy o tym, że to jest też sprawa dostępu Polski do wielkiego, jednolitego rynku europejskiego, w którym Polska jeszcze przed 2004 rokiem była kopciuszkiem w zakresie eksportu i importu netto, nie tylko w rolnictwie, ale i w produkcji przemysłowej. Dziś jesteśmy jedną z większych potęg w zakresie eksportu i dodatniego bilansu handlowego. Rolnictwo, w 2004 roku było ledwie samowystarczalne, jeśli chodzi o zaopatrzenie naszego rynku. Dzisiaj mamy sytuację, w której polskie rolnictwo 35, a nawet 38 procent swojej produkcji musi eksportować. Tak więc przynależność do Unii dało nam o wiele więcej korzyści niż same środki finansowe, które pozyskaliśmy.

Czytaj dalej:

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo