- Ujawnienie taśm przez tygodnik „Wprost" doprowadziło do zaprzestania procederu nagrywania najważniejszych osób w państwie. Gdyby nie publikacja, wówczas rozmowy ministrów, posłów i wpływowych biznesmenów w dalszym ciągu byłyby rejestrowane. Moim celem nie była nie była dymisja rządu Donalda Tuska. Opublikowałem to, żeby pokazać patologię i chore mechanizmy funkcjonujące
w tym kraju - mówi Piotr Nisztor w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
Dziennikarz śledczy upublicznił część nagrań polityków z podsłuchów. Jak twierdzi, jest gotów złożyć wyjaśnienia w tej sprawie, ale nie ujawni źródła informacji. Zdaniem Nisztora, prokuratura i ABW działają nerwowo i po omacku. Zatrzymanie Marka F. było dla niego zaskoczeniem, a Łukasz N. i tzw. gang kelnerów nie są mu znani.
- Nagrane rozmowy odbiegają od wizerunku prezentowanego na zewnątrz. Te stwierdzenia jednoznacznie pokazują, że Polska jest zagrożona. Rząd przekonuje nas, że jesteśmy bezpieczni, jeśli chodzi o działania na Wschodzie, bo gramy razem z Amerykanami, którzy są dla nas kluczowym wsparciem w zapewnieniu bezpieczeństwa. Okazuje się jednak, że szef polskiej dyplomacji mówi coś zupełnie innego. W kuluarowej rozmowie stwierdza, że sojusz z Amerykanami nie zapewnia nam bezpieczeństwa. Więc proszę mi powiedzieć, czy to ewidentnie nie jest interes społeczny, żeby tego typu informacje zostały ujawnione? - mówi Nisztor.
Dziennikarz twierdzi, że opublikował wszystkie nagrania, jakie posiadał, choć nie zaprzecza, że takich taśm musi być więcej. - To nie jest wina dziennikarzy, że publikują takie nagrania. Problemem jest to, że najważniejsze osoby prowadziły takie a nie inne rozmowy i jeszcze do tego dały się nagrać - uważa.
źródło rp.pl
Inne tematy w dziale Polityka