Nasze życie jest coraz bardziej uzależnione od Internetu. W sieci mamy konta bankowe, przechowywane są nasze dane, mapy i wiele innych ważnych informacji. Czy wiesz, że klucze do Internetu trzyma kilka osób, które kontroluje amerykański rząd?
Na świecie żyje siedem osób, które władają olbrzymią potęgą – posiadają klucze do Internetu. Mówi się, że to oni mogą pewnego dnia wyłączyć funkcjonowanie sieci, jeśli zajdzie taka potrzeba. Formalnie związani z organizacją non-profit Internet Corporation for Assigned Names and Numbers (ICANN), de facto podlegają rządowi Stanów Zjednoczonych, który w 1999 r. przekazał czasowo prawo nadzoru nad funkcjonowaniem systemu DNS (system serwerów, protokół komunikacyjny oraz usługa obsługująca rozproszoną bazę danych adresów sieciowych) właśnie ICANN. Rozwiązanie to od lat wzbudza protesty internautów i innych krajów.
ICANN ma swoją siedzibę w El Segundo w Kalifornii. Wśród zadań organizacji znajduje się m. in. przyznawanie nazw domen internetowych, ustalanie ich struktury, a także nadzór nad nimi oraz adresami IP, czyli systemem DNS. Organizacja de facto dba o to, by w sieci nie zafunkcjonował chaos i by nikt niepowołany nie przejął na nim władzy i np. odsyłał do fałszywych stron interentowych. Posiadacze „kluczy” spotykają się cztery razy w roku – 2 razy na wschodnim, a dwa na zachodnim wybrzeżu USA. Są to osoby z całego świata, które mają doświadczenie w IT, głównie w zabezpieczaniu sieci – w większości pracują dla dużych międzynarodowych instytucji. Na spotkania, podczas których weryfikowane są ich zdolność do dalszego pełnienia tej odpowiedzialnej funkcji oraz powtarzane są procedury obsługiwania kluczy, przyjeżdżają na własny koszt bądź koszt pracodawcy.
Każdy z nich posiada metalowy klucz do indywidualnego sejfu, w którym znajduje się inteligentna karta elektroniczna – wszystkie razem uruchamiają maszynę, która generuje klucz główny, kontrolujący bezpieczeństwo systemu DNS. Zapobiega on m. in. rozprzestrzenianiu się fałszywych adresów stron internetowych, które mogą prowadzić do złośliwych witryn używanych przez hakerów i złodziei. Oprócz podstawowych właścicieli kluczy, na świecie mieszka również siedmiu posiadaczy kluczy zapasowych – w razie katastrofy rezerwowi mogą odtworzyć system generowania kluczy.
Dla weryfikacji posiadaczy kluczy i „zapasowych” współpracowników, oprócz obecności na spotkaniach (nazywanych „ceremoniami”) wszyscy oni co roku muszą przesłać do ICANN swoje zdjęcie z gazetą z wyznaczonego dnia roku, a także z przyznanym im kluczem – dla zweryfikowania, że wszystko jest u nich w porządku. Wszystko to pod czujnym okiem władz USA.
Dla wielu krajów oraz środowisk internautów nadzór Stanów Zjednoczonych nad ICANN jest od wielu lat sporym problemem – ich zdaniem, Internet jest siecią globalną i nie powinien podlegać jednemu państwu. Problematyczny jest także sam sposób funkcjonowania ICANN – nikt spoza organizacji nie może zwolnić dyrektorów, jedynie oni mogą także zmieniać zasady jej funkcjonowania. Odpowiadając na te wątpliwości, w marcu 2014 r. rząd USA zdecydował się przekazać większość uprawnień, które dziś ma ICANN, środowisku Internautów. Miało się tak stać do 30 września br., jednak w wyniku oporu, przede wszystkim ze strony samego ICANN, data ta nie zostanie zachowana - nadal bowiem nie wypracowano nie tylko sposobu przekazania tych uprawnień, ale i nowego systemu nadzoru nad DNS. Prawdopodobnie okres ten wydłuży się o rok, a być może nawet i dłużej – zdaniem ekspertów, jeśli najbliższe wybory prezydenckie w USA wygra kandydat republikański, kontrola władz USA nad ICANN-em, a co za tym idzie – nad Internetem, pozostanie niezmienna. Jeden z kandydatów, Jeb Bush, już zapowiedział, że powstrzyma jakiekolwiek zmiany.
(BB)
Inne tematy w dziale Technologie