Premier Mateusz Morawiecki w Gdańsku. Fot. PAP/Adam Warżawa
Premier Mateusz Morawiecki w Gdańsku. Fot. PAP/Adam Warżawa

Spotkanie Morawieckiego z wyborcami w Gdańsku przerwane. Wielka awantura w Sali BHP

Redakcja Redakcja Rząd Obserwuj temat Obserwuj notkę 144

Premier w niedzielę rozmawiał z wyborcami w historycznej Sali BHP w Gdańsku. Zjawili się tam nie tylko zwolennicy PiS, ale i przeciwnicy rządu, którzy mieli ze sobą transparenty.

To miało zupełnie inaczej wyglądać. Mateusz Morawiecki w niedzielę kontynuował strategię obozu władzy, która polega na jak najczęstszych wyjazdach w Polskę i spotkaniach z wyborcami. Z pewnością premier nie spodziewał się, że opuści Salę BHP w Stoczni Gdańskiej w asyście policji.

W czasie spotkania, Morawiecki poruszył szereg wątków. Analizował sytuację w Gdańsku i rządy Pawła Adamowicza, wspominał o dotacjach na pomorskie porty, rozwoju kolei i fuzji Orlenu z Lotosem. Wydarzenie z udziałem premiera zostało w pewnym momencie przerwane, gdy doszło do zadawania pytań przez publiczność. Jedna z kobiet zapytała o protest niepełnosprawnych i to, jak rząd zamierza wyjść z sytuacji. Wtedy przeciwnicy rządu rozłożyli transparenty takie jak "Pycha i Szmal", "PiS wyrzuca niepełnosprawne dzieci ze szkół". Krzyczeli: "kłamca", "konstytucja", "Lech Wałęsa". Doszło do utarczek słownych między zwolennikami partii rządzącej i jej przeciwnikami. Druga strona sporu odpowiadała "Bolek", "Mateusz".

Sytuacja była napięta do tego stopnia, że musiała interweniować policja. Mateusz Morawiecki nie dokończył spotkania wyborczego i opuścił Salę BHP. Zakłócenia dokonali działacze KOD, którzy zmówili się na zadawanie pytań szefowi rządu.

- Umówiliśmy się w grupie około 40 osób z KOD-u, partii Zielonych i Obywateli RP, że weźmiemy udział w tym spotkaniu. Przygotowaliśmy kilkanaście trudnych pytań do premiera. Pierwsze pytanie o niepełnosprawnych okazało się zbyt trudne nie tyle dla premiera, co dla jego zwolenników na sali. Naszą strategią było zadawanie pytań, a nie uczestniczenie w awanturze. Gdyby premier miał jakikolwiek autorytet zaapelowałby o spokój do ludzi siedzących w sali. Jednak on po 10 minutach uciekł z tej sali nie opowiadając na żadne pytanie - powiedział Radomir Szumełda "Gazecie Wyborczej".

Zobacz wideorealcje z przepychanek w Sali BHP w Gdańsku



- Na kilku spotkaniach pojawiały się te same twarze i te same pytania. Prowokacje wyglądają wszędzie tak samo. Będziemy rozmawiać. Żadne krzyki nie przerwą naszego dialogu z Polakami - zapewniła rzecznik rządu, Joanna Kopcińska.

GW

© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka