źródło: Twitter
źródło: Twitter

Zgadzam się z Twardochem. Libkowe podejście do migracji to ślepa uliczka

Rafał Woś Rafał Woś Imigranci Obserwuj temat Obserwuj notkę 163
Szczepan Twardoch ma rację. Lewica i liberałowie nie mają żadnego pomysłu na systemowe rozwiązanie problemu migracji. Szkoda tylko, że znakomity pisarz zatrzymuje pióro i wzdryga się przed domyśleniem swojego własnego argumentu do końca.

Twardoch zszokował opozycję

W „Gazecie Wyborczej” pokazał się tekst pisarza Szczepana Twardocha, pod którym sam mógłbym się podpisać. A mówiąc szczerze to bywało, że się pod takimi tekstami (własnymi ma się rozumieć) podpisywałem - może nie w samej twierdzy GW, ale w „Polityce”, w” Tygodniku Powszechnym” czy w Gazecie.pl, a i owszem - zanim mnie stamtąd nie pogonili. Również za podpisywanie się pod takimi tekstami własnym nazwiskiem. Nie życzę oczywiście Twardochowi, by i on pogoniony został. Radziłbym jednak, by - jak to kiedyś pół żartem powiedział mi jeden z życzliwych starszych kolegów z „Polityki” - uważnie się za siebie oglądał schodząc wieczorową porą redakcyjną klatką schodową. Wolnomyślicielstwo nie jest ostatnio niestety w polskich mediach liberalnych zbyt mocno cenione. 


Wróćmy jednak do tekstu Twardocha. Rekapitulując: pisarz słusznie wytyka w nim „liberalno-lewicowym intelektualistom”, że uwielbiają prężyć się przed lustrem i podziwiać swoją własną empatię wobec imigrantów. Ronią łzy nad losem przybywających na Lampedusę i płoną świętym gniewem na to, co się dzieje na granicy polsko-białoruskiej. Ale na koniec dnia nie mają żadnej - najmniejszej nawet - ochoty na przyjrzenie się sprawie szerzej. „Systemowo” jak to sami polscy intelektualiści lewicowo-liberalni lubią tego typu spojrzenie nazywać. Odmawiają więc poważnej rozmowy na temat tego, jak masowa migracja wpłynąć może na sytuację wewnątrz ich własnego kraju. Zamykają przy tym wszystko co się da (oczy, uszy, serca) na argument, że ich chwilowe dobre samopoczucie (Hurra, pomogliśmy! Ależ my to jesteśmy!) przyniesie cały szereg społecznych kosztów, za które nie oni będą płacić. Lecz za które zapłaci tzw. „klasa ludowa” w ich własnym kraju. A jak nie będzie chciała zapłacić i ośmieli się wierzgnąć przeciwko zbyt permisywnej polityce migracyjnej to zostanie przez tych samych (wciąż pełnych przeświadczenia o swej moralnej wyższości) liberalno-lewicowych intelektualistów uznana za „rasistów”, „ksenofobów” i „prawaków”. Kto wie, może nawet Agnieszka Holland zrobi o nich film, który wygra na festiwalu w Wenecji albo Berlinie?

Zgadzam się z Twardochem w stu pięćdziesięciu procentach (nawet jeśli to niemożliwe). Dodałbym tylko do tej jego argumentacji, że jest… nawet gorzej. Doświadczenia minionych 30-40 lat polityki migracyjnej w Europie Zachodniej pokazują, że zwolennicy migracji nie tylko zgarniają „nagrodę moralną” w postaci swego własnego przeświadczenia o szlachetności i otwarciu serc. W kapitalizmie elity wygrywają na migracji także ekonomicznie. Korzystając w praktyce z tanich usług świadczonych przez migrantów: dowiezieni Uberem („kierowca Ali oczekuje”) taniej niż taksówką, obsłużeni przez gastrokuriera Muhammada taniej niż kiedykolwiek, z mieszkaniem posprzątanym i z dziadkami zaopiekowanymi przez Fatimę albo Jelenę. Te wszystkie usługi zachodnie mieszczaństwo musiałoby nabyć na rynku kilkakrotnie drożej, gdyby nie obecność Alego, Muhammada, Fatimy i Jeleny.

Przyjęcie dużej liczby imigrantów to ogromne koszty

Jednocześnie koszty przyjęcia, akomodacji i integracji Alego, Muhammada, Fatimy i Jeleny ponoszone są przez nich tylko częściowo. Owszem klasa średnia współfinansuje państwowe próby integracji przybyszów w ramach systemu podatkowego. Ale na tym ich wkład się kończy. Tymczasem koszty dopiero się zaczynają.Te koszty polegają na korzystaniu przez migrantów z trzech kluczowych zasobów każdego państwa przyjmującego. Po pierwsze z dostępnego zasobu pracy (nie chodzi tylko o ilość miejsc zatrudnienia, ale także o to, że każdy migrant to presja cisnąca cenę pracy w dół). Po drugie z zasobów mieszkaniowych. Po trzecie z zasobów państwa dobrobytu (szkół, służby zdrowia, transportu publicznego etc.). Żadne z tych zasobów nie jest dobrem nieograniczonym. Przeciwnie. We współczesnym kapitalizmie panuje przekonanie, że wydatki państwowe na wszystkie te ważne dobra powinny być trzymane w ryzach. I tak więc ciągną za tę przykrótką kołdrę. Z jednej strony migrant. A z drugiej? Czy ci najbardziej empatyczni intelektualiści i liderzy opinii? Nie bardzo. Im miejscom pracy migranci nie zagrażają. Ich dzielnice są dla migrantów zbyt drogie. I oni mają zasoby na to by przeskoczyć kolejkę do lekarza albo posłać dzieci do szkoły, gdzie migranci są w mniejszości. Tak to działa na Zachodzie od lat. Co ja mówię od lat. Od całych dekad.

Polska - ze względu na to, że dopiero od mniej więcej od lat 10 stała się krajem atrakcyjnym dla migrantów - korzysta na tym polu ze swoistej renty zapóźnienia. Innymi słowy może uczyć się na błędach innych i konstruować swoją politykę migracyjną inaczej. Czy to robi? Moim zdaniem tak. I tu się pewnie z Twardochem różnimy. Zgadzając się z jego oceną naiwnego (krótkowzrocznego? świętoszkowatego?) podejścia liberałów i lewicy do tej kwestii migracji trzeba uczciwie dodać, że liberalni i lewicowi intelektualiści nie wyczerpują całej polskiej debaty na ten temat. Jest jeszcze oferta tzw. drugiej strony. U nas politycznie wyrażana przez PiS.


Lepszy słaby system niż żaden

Jest to oczywiście wizja i oferta od lat przez liberalne media demonizowana. Przedstawiana na przemian jako ultranacjonalistyczna i ksenofobiczna. A ostatnio (nowa moda!) jako skorumpowana oraz nieskuteczna. Oczywiście historie takie jak afera wizowa pokazują, że ma ta PiSowska wizja migracji swoje mielizny. Ale jednocześnie trzeba dużo złej woli, by nie dostrzegać, że ta odmienna wizja polityki migracyjnej… istnieje. Polega ona na przesłaniu - ostrożnie z migracją, wpuszczanie powinno być dozowane, blokowane i mocno uregulowane. I to trzeba zrobić, choćby nas wokoło przedstawiali jako faszystów, ksenofobów i Bóg wie jeszcze kogo.

Powtarzam: ta oferta może być dziurawa i wielu miejscach niespójna. Ale ona jest. I stanowi alternatywę wobec wizji lewicowo-liberalnej. I to jest element którego mi w - słusznym skądinąd głosie Szczepana Twardocha (i pewnie wielu innych myślących podobnie) - brakuje. Bo pisząc o ważnych sprawach i piętnując innych za brak systemowego podejścia warto mieć odwagę domyśleć pewne rzeczy do końca. Nawet jeśli na końcu są wnioski niestrawne dla swojej własnej banieczki. 

Rafał Woś

Fot. Imigranci na granicy polsko-białoruskiej. Źródło: Straż Graniczna

Czytaj dalej:


Rafał Woś
Dziennikarz Salon24 Rafał Woś
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka