Dyrygent to osoba kierująca zespołami muzycznymi. Dajmy na to orkiestrą symfoniczną, orkiestrą dmuchającą w blachy, zespołami kameralnymi, chórami czy też zespołami wokalnymi.
Dyrygent to dowódca sprawujący pieczę nad spektaklem operowym, widowiskiem muzycznym i Polską ...
A dyrygent to wprost powiemy, bez obcyndalania się, iż że taki dyrygent to musi być gość nad goście.
Jak zamacha batutą, jak zaszeleści partyturą, jak nawtyka personalnie od takich i owakich to tak orkiestra zagra ...
Bo każden jeden dyrygent to kompetentny musi być. Jak nie wiem co. I nie ma zmiłuj ...
Bez kompetentnego dyrygenta orkiestrowi rzemieślnicy chowają instrumenty do pokrowców, wdziewają paltociki i maszerują w harmonii z filharmonii do pobliskiego baru Ruczaj na "lornetę z meduzą" i z popojką na on przykład.
A kasa w tym czasie skrupulatnie oddaje pieniądze za bilety.
Zdegustowana niedoborem przeżyć artystycznych widownia oddany szmal za bilet też zamienia na napitki. Po czym w domu przy pomocy słuchawek kontempluje, dzierżąc w łapkach szklanicę, na przykład rewelacyjne i rewolucyjne wykonanie Hungarian Second Rhapsody ...
Szef, dyrektor, dyrygent, dowódca każdego zespołu muzycznego z natury rzeczy wyposażon być musi kompetencyjnie jak nie wiem w co ! I na domiar złego utalentowanym być musi !
by odpowiednio przygotować zespół;
by wytworzyć odpowiednią a najlepiej twórczą atmosferę;
I tak zorganizować ogromną niejednokrotnie NIEJEDNOLITĄ artystycznie grupę wykonawczą aby osiągnąć jak najlepszy efekt ...
A więc w rezultacie: ogromne brawa, nieustające bisy, owacje na stand-up i takie tam inne, że koszach kwiatów ze skromności nam przyrodzonej wspominać nie będziemy.
Ani też o wdzięczności ogólno-narodowej dla Dobrodzieja Osobliwego, panującego nam miłościwie Dobrotliwego Przywódcę i Dyrygenta.
Z uwzględnieniem partytur, batut i pulpitów ...
W każdym zespole, składzie muzycznym, od duetu do wielkiej orkiestry symfonicznej, każdy muzyk musi zagrać swoją partię CZYSTO. I czy to mu się podoba, czy nie. Bo jeśli ktoś jedzie obok czyli po krzakach to każdy publiczny występ nie ma sensu. Harmonia musi współbrzmieć od pierwszego do ostatniego dźwięku.
A gdyby tak przeflancować reguły obowiązujące w orkiestrze do świata zespołów istniejących w polskiej polityce, to co byśmy zaobserwowali ?
1. Zespół wokalno-instrumentalny posłów i senatorów - każdy ch.. na swój strój ... A jak któś nakrzyczy to śpiewają nawet unisono choć fałszywie. Ale tylko na żądanie, pod presją i ze strachu przed utratą intratnej sunekury.
Muzycznie do bani. Bez poczucia taktu, rytmu i do tego wszyscy jak jeden mąż dostali od natury przynajmniej jedno dębowe ucho. Czasem używa się terminu: drewniane ucho. Co oznacza przecież jedno i to samo.
2. Orkiestra dęta mająca swoją siedzibę przy KPRM to zbiór indywidualistów. Taki team nie ma prawa zagrać poprawnie.
Instrumenty dęte drewniane czyli flety, oboje, fagoty i klarnety z saksefonami występują przeciwko blaszakom, składającym się z trąbek, rogów, sakshornów, jednego eufonium i gigantycznej trąby jerychońkiej.
Sama batalia idzie o przychylność i łaskawe spojrzenie osobnika ukrywającego się pod pseudonimem artystycznym: Bęben Wielki, który wraz z Wielką Lirą marszową kręcą tym interesem.
3. W odwodzie pozostał jeno chór. Z Krakowskiego Przedmieścia i jego przodownik.
Bo "przodownik" to po prostu pierwszy śpiewak, który kadencyjnie przewodniczy chórowi. Przy tej interpretacji można sądzić, że występujące w dytyrambie politycznym przeciwstawienie się "przodownika" licznemu zespołowi chóralnemu jest niewątpliwie zaczątkiem dramatycznego dialogu. O stanie państwa na on przykład, choćby ...
Inni interpretatorzy poszli nawet dalej, bo zobaczyli w "przodowniku" najpierwszego aktora IIIRP. O wprowadzeniu którego na estradę i scenę tragedii antycznej milczy nawet sam Arystoteles.
Że z wrodzonej skromności personaliów innych znakomitości nie wymienię ...
A Naród ? Ten to ma zawsze ODTRĄBIONE ...
Inne tematy w dziale Polityka