Kim my właściwie jesteśmy ?
Wprawdzie dziś mamy wolny dzień, nie fanatycznie, bo tylko do wieczora, aura kaprysi, więc skrobniemy małe co nieco ...
Przemknęliśmy przez tekścik o złym i przebiegłym prime minister from UK.
Osobnik ów, spod gwiazdy ciemnej będzie odbierał polskim dzieciom angielskie benefity.
I nie w tym problem, czy w konsekwencji zabierze, czy też nie, ale w komentarzach, których kilka zahaczyliśmy mimowolnie.
Od razu nadejszła refleksja na nas.
Co to za towarzystwo ?
Skąd się wykluło ?
Ale na tym poprzestaliśmy ...
Biorąc inne tylko galaktyki po rozwagę ...
Co by sobie skołatanego unerwowienia ze szczętem nie popsować.
Zanim dostałem kontrakt w UK, przeczytałem o tym, że krajan pewien, bezdomnym będąc emigracyjnie, chwali sobie, jak nie wiemy co, właśnie Anglię.
Za pakiet możliwości, jakie temu panu zaoferowało Zjednoczone Królestwo.
Na odpowiedzialnym i budującym świetlane perspektywy stanowisku faceta bez własnego lokum.
Bo rzekł, był tak:
Panie, w Polsce, to dopiero była nędza. A tu, w (Anglii), to dopiero wiem, że żyję ...
To było, po pierwsze.
I na dodatek bez naszego komentarza.
Ale z przejrzystą wskazówką, że jak nam się noga powinie, to w trymiga przekwalifikujemy się w dobrze rokującego menela i będziej okej !
Po drugie.
Wśród przyjezdnych dominuje cwaniactwo.
Nie piszemy w tym miejcu, że orzeczone wcześniej "cwaniactwo" to li tylko domeną Polaków jest.
Bo przecież nie tylko Polacy wpadli na nie fanatycznie genialny pomysł, że można skubnąć lekko zadufanych w sobie wyspiarzy.
Eks kolonizatorów znaczącego obszaru na globusie.
Inne przecież nacje też główkują.
I może nawet powtórzymy za klasykiem, że w kręceniu lodów są zwyczajowo inteligentniejsi. Bo ...
Bo potrafią się wewnętrznie zorganizować i wewnętrznie zdyscyplinować.
Co u Polaków tak w kraju jak i na obczyźnie zakrawa na niemożności z gatunku science fiction.
I to na dodatek w siódmych spotkaniach trzeciego stopnia.
W razie każdym armię inwazyjną spowiła totalna amnezja w rozstrzyganiu: kto do kogo i po co przyjechał ?
Po trzecie.
Jeśli jakaś babcia w kraju niańczy dzieciaka a rodzice w Londynie pobierają na tego samego juniora zasiłki, to jest okej ?
A jeśli nawet jest w porządku, to i tak nie do końca wiemy dla kogo ... ?
Po czwarte.
Według nieodżałowanego pana Melchiora.
Po zakończeniu działań drugo-wojennych, relacje i stosunek władz ale i autochtonów, do Polaków, jakby nie było obrońców Anglii, uległ znaczącej metamorfozie.
In minus.
Oficerom polskim proponowano pracę i owszem.
Ale tylko na farmach i w kopalniach.
Albo emigrację do Kanady.
Tylko tym żołnierzom lżej było, którzy nadążyli pożenić się.
Z angielskimi dziewojami.
A reszcie powiedziano wprost: fora ze dwora.
Mogłoby się wydawać, że wtenczas powinny obowiązywać reguły o pomocy i królewskim wsparciu dla sojuszników.
Przez duże S.
Ale nic takiego nie zaistaniało.
Często gęsto zdemobilizowany lud żołnierski, na czym popadło wracał do Polski i na ten tychmiast trafiał do obskurnej i wilgotej celi.
W piwnicach odnośnego dla rejonizacji Urzędu Bezpieczeństwa.
Więc niby dlaczego dziś, ktoś komuś ma dawać cokolwiek za darmochę ?
Z naszego krzesełka, cóś innego niepokoi.
Znajomy Anglik czujność dokumentnie utracił, bo wybiera się na emigrację do Polski.
Z wzajemnością ukochał Kraków i żyć bez smoczego grodu nie potrafi.
I nie wyobraża sobie.
Łkając nocami do poduszki, odlicza dni do wyjazdu.
Tu potwierdził sens wymyślonego przez nas retorycznego zapytania:
"Czy doczekamy chwili, kiedy to lud angielski rzuci się wpław przez morza za chlebem w Polsce ?"
Skoro komunizm się sypnął to i może powyższy idiotyzm ma swój zawoalowany sens ?
Ale nawracając do znajomka. Jeśli ów pobędzie w Polsce choć lat dziesięć bez ustanku, to i tak na zawsze pozostanie Anglikiem.
Będzie Angolem, który mieszka sobie za granicą.
W Polsce na on przykład.
A kim my Polacy jesteśmy ?
Dosłownie nikim.
Najmniejszym trybikiem, w ogromniastej, wielomilionowej armii cudzoziemców i obcokrajowców.
Rekrutujących się przy tym z każdego dosłownie skrawka naszej steranej ziemsko-kryształowej kulki.
Zdrobnienia użyliśmy na uwadze mając nieskończoność tego abstrakcyjnego tworu.
Pod niewiele mówiącym mianem: Wszechświat.
Pointa zaś odzwierciedla starą jak świat definicję: o podaży i popycie.
I cóś jest w tym na rzeczy ...
Inne tematy w dziale Polityka