Saturacją nazywamy przemysłowe nasączanie wody gazem.
A stąd już bardzo blisko do saturatora.
Kto pamięta ?
My pamiętamy !
Na bank od złotego bursztynu.
AmberGold przecie ...
W dawnej Polsce saturator kojarzyliśmy tylko i wyłącznie z wózkiem o charakterysztycznej konstrukcji.
Na dwóch kołach od motoroweru marki „Komar“.
Wehikuł służył do produkcji wody sodowej.
Potocznie zwanej „gruźliczanką".
Ze względu na kuriozalny sposób umycia szklanki, dla podania tejże samej kolejnemu klientowi.
I tę saturacyjną osobliwość, można było napotkać na każdym winklu, każdego dużego miasta.
Wraz z personelem.
Jednosobowym. Biznes trwał okrągły rok.
Maszerowałem w latach siedemdziesiątych do pracy w Hotelu Grand.
Wieczorową porą.
Śniegu po kostki.
Zimno jak to w zimie.
A w podcieniu sopockiego kina Bałtyk stał sobie saturator a pan perzonel okutany w kożuchy na maksa, serwował wodę.
Spragnionym.
Tyle, że inaczej ...
Oprócz wody sodowej z bąbelkami mogliśmy wyfasować za drobną dopłatą„gruźliczankę" z sokiem.
Żółty kolor przypisany był dla soku cytrynowego a czerwony dla malinowego.
Wzmianowany, bąbelkowy proceder był onegdaj nieodzownym elementem krajobrazu ulicznego w czasach PRL-u.
Czysty folklor.
Made in Socjalizm.
Z ludzką twarzą.
Bo akurat ani nie bili, ani nie gotowali się do strzelania.
Na seturator z oprzyrządowaniem składał się:
wózek z aparatem do saturacji i szafka.
Na dwóch kołach, jak wpomniałem wcześniej od motoroweru.
Przemysłowa, bo ogromniasta butla ze sprężonym powietrzem.
Dwa pojemniki z dozownikami na syrop owocowy.
Wenże gumowe do podłączenia wody z pobliskiego hydrantu i kilka szklanek.
Dodatkowym wyposażeniem zazwyczaj był parasol przeciwsłoneczny i łańcuch z kłódką dla zamykania interesu na kłódkę. Co by życia chuliganom i spragnionym pasożytom, nie ułatwiać.
Co ma piernik do wiatraka ?
Niby nic.
A jednak ...
Dziś saturacja i saturatory też mają się dobrze.
Bezustannie ktoś na górkach władzy saturatuje nam bąble do wody.
A po przekątnej do mózgu.
Kilka dni temu zabąbelkowali, jednoustnie, że nie wezmą więcej z budżetu pieniędzorów na partie.
Kit na wodę z fotomontażem i bąbelkami z seturatora.
Od tygodni szukają faszyzmu tam, gdzie go de facto, nie ma.
I nigdy nie było.
Ale jak szukają.
Nawet my zaczęliśmy podejrzliwie patrzeć w lustro.
Przy goleniu.
Asymetria w ocenie profesora esbeka potwierdza tylko nikczemne standardy, tych z dostępem do mikrofonu. Oraz nagłośnieniem adekwatnym dla prowincjonalnej sali gimnastycznej.
Z kiepściuchną akustyką.
Ale dziś butla z gazem zdefektowała.
Info o ogólnokrajowym alercie, z bombkami choinkowymi w tle a zarządzonym wskutek emaila z komputera, ponad wszelką wątpliwość, jako pierwsze, przywiodło nam na myśl wariatkowo.
Polskie wariatkowo.
Chociaż może nie ...
Przecież raz już pan Brunon zamachnąć się miał ...
Tyle, że teoretycznie ...
Bo też kto zdrów na umyśle podaje taki news do publicznej konsumpcji ?
Toż to najogromniejsza tajemnica tajemnic. I pan DTbus.
Chyba, że sami oni wyprodukowali „straszącego emaila“, to wtedy konsekwencje potencjalne som pod adekwatnom kontrolom.
Z dnia na dzień dostajemy coraz więcej bąbli ...
Do napoi i posiłków.
Nam się odbija „gruźlicznką“.
A oni puszczają bąki.
Bo z każdej strony śmierdzi ...
Inne tematy w dziale Polityka