„ ... Jako ojciec jestem szczęśliwy, że żadne z moich dzieci nie wyjechało za granicę. Jestem też szczęśliwy, że w najtrudniejszych latach także mnie nie przyszło do głowy opuścić Polskę. A przecież możliwości były ... „
Takowoż rzekł był pan Prezydent RP. I tu pana Prezydenta popieramy w całej rozciągłości zagadnienia.
Albowiem też bylibyśmy szczęśliwi, mogąc spacerować w niedzielne przedpołudnie po naszym ukochanym Skwerze Kościuszki, plaży, czy Kamiennej Górze.
I mieć przy tym stabilne zatrudnienie.
Panu Prezydentowi nie przyszło wszakże do głowy, aby „zaryzykować", w jakimkolwiek okresie własnego życia, emigracyjnych peregrynacji. Nam zaś strzeliło do łba i pojechaliśmy ...
I choć, Bogu chwała, nigdy nie będziemy żadnym prezydentem, a nasza przeszłość „kombatancko-styropianowa“ jest tak mikroskopijna, że prawie nie zauważalna, to w kontekście prezydenckich „dokonań“, nie żałujemy ani o milimetr naszej decyzji.
Wyszło też, że wbrew nam, staliśmy się bezpaństwowcem. Z naszego wyboru. I wygląda to tak, że spacerujemy ścieżynką pomiędzy dwiema klatkami.
W jednej mieści się IIIRP, z jej dobrodziejstwem inwentarza. A po przeciwległej stronie mijamy ogrodzony boks, z krajem, który nas przyjął. I też zaglądamy do środka z nieokiełznaną ciekawością.
Ale w tym miejscu wspólnota naszego niespełnionego szczęścia, zsynchronizowanego ze spokojną egzystencją w kraju a ekstazy pana Prezydenta, że nie wyjechał, traci bezpowrotnie wspólny mianownik.
Bo od tego miejsca pan Prezydent opowiada już fantasmagorie. Moglibyśmy powiedzieć, że perspektywa rozciągająca się z namiestnikowskich komnat, to obraz wykoślawiony, jak krzywe lustra, w jarmarcznej budzie. I dalej perroruje odkrywczo pan Prezydent:
„... Współcześnie jednak młodzi ludzie po prostu korzystają z dobrodziejstw bycia obywatelami Unii Europejskiej, poszukując szans i możliwości ...“
My, na nasze nieszczęście, już nie jesteśmy młodymi ludźmi, ale za to spotykamy całe mnóstwo naszych rówieśników a nawet bardziej zaawansowanych wiekowo, przy czym ciężko pracujących na emigracyjną kromkę chleba.
Zasadniczą kwestią jest fakt, że nie jesteśmy u siebie !
Że na zawsze pozostaniemy pośledniejszym gatunkiem.
Choćbyśmy umieli nawet fruwać a raz w tygodniu stawać na rzęsach.
Czujemy się tak, jak w terminowo wynajętym mieszkaniu. W którym, ktoś, kto mieszka dłużej, ma niekwestionowane nawet przez nas, bonusy i bonifikaty. W korzystaniu z kuchni, łazienki i korytarza. Choć my też coś wkładamy do wspólnego kociołka.
Szans i możliwości w EU specjalnie dla nas nie ma. Jest za to praca, w której nas szanują. Szanse w EU mają tylko krasnoludy pokroju eks premiera Kazimierza.
Ale my takiej sławy, w niesławie i nie chcemy i nie pożądamy.
I wreszcie pointuje pan Prezydent tak:
„...Chciałoby się, żeby do Polski CHCIELI wracać, przywożąc pieniądze, nowe doświadczenia i umiejętności ... Jeśli Polska będzie się rozwijała gospodarczo w odpowiednio szybkim tempie, to za kilka lat młodzi ludzie nie będą wyjeżdżać z kraju, bo najzwyczajniej nie będzie po co ...“
I tu parsknęliśmy śmiechem. Bowiem nikt z moich znajomych nie ma najmniejszego zamiaru, żeby po raz kolejny przerabiać powtórkę z rozrywki, w III RP.
Ba ! Robią za to wszystko, żeby się TU jak najmocniej ukorzenić, wrosnąć w emigracyjną glebę, z wszystkimi konsekwencjami. Nawet negatywnymi.
Natomiast co do kwestii zawożenia kasy do kraju, to zdania są podzielone. Zdecydowana większość za skarby żadne nie ma nawet takowego zamiaru a tylko ułamek chce wynaszać szmal do Polski. Pod jednym wszakże warunkiem: bezwarunkowego wpisania w poczet członków platformy wiertniczej, tu i ówdzie nazywanej obywatelską ... ! I obligatoryjnie żądają pierwszych miejsc na przyszłych listach elektorskich.
A co, może nie należy się, za lata emigracyjnej poniewierki ? Jak psu zupa ...
Inne tematy w dziale Polityka