Cóś tu nie gra. W hymnie znaczy. No, bo jak to mamy rozumieć ?
Kiedy nie przemierzając od circa lat dwustu nic dobrego się nie przydarzyło, dla kraju naszego. Ino perspektywa zaginięcia pobrzmiewa.
Kraju, wyborczo, przepraszam, wybiórczo pięknego nawet. Czasami …
Ale też co dobrego miałoby się tej ziemi przytrafić, skoro:
„dał nam przykład Bonaparte, jak zwyciężać mamy …”
Jeśli uwzględnimy naszą kiepskawą wiedzę historyczną, to wychodzi nam na to, iż ponieważ, że były: Waterloo, Berezyna a na końcu Elba, więc nie bardzo jakoś Napoleon pan, skrzepiający przykład był pozostawił.
Finał nie najprzedniejszy. I jakby, nie budujący … Fanatycznie.
Nurtuje nas nawet, jak nie wiemy co, początek dzieła hymnicznego: „jeszcze Polska nie zginęła …”
Toż to desperacja kliniczna. A Kaczyński w kurniku ! Na bank. Ambergoldbank !
Bo wygląda nam, że wprawdzie jeszcze i może ta nasza Polska nie zginęła, ale już jest tuż, tuż, przed katastrofą. Ginie, ginie i zginąć nie może. I choć katastrofa wisi w powietrzu, jak topór jegomości kata, to nie następuje. A żyć trzeba. Choć licho jest.
Jeśli uda się Ludu dorwać do megafonu, a one nie zdążą uciąć nagrania, to słychać, po całym tym ginącym areale, pytanie: panie premierze, jak żyć ?
On też nie wie, bo czmychnął z paprykowego poletka, jak jego totumfacki, z bajki, o Panu Twardowskim.
A jak przemawiają znajomi, to z miesiąca na miesiąc, coraz prędzej bida idzie. Z zimą pospołu się zmówiły i huzia na osobliwego, z całkowitym dobrodziejstwem inwentarza miast, wiosek i terytoriów autonomicznych, po Państwowych Gospodarstwach Rolnych. W skrócie PGR.
Bo po prawdzie, to, z tej ginącej Ojczyzny dolatuje tylko aferalny smród i hipokryzja. Na dodatek bardziej smakowitymi są, w pikantnej zalewie pseudo kapitalizmu i serwowane 24h na dobę. Dla fanatyków TVN i Gazety Wiadomo jakiej.
Naród od dawien dawna przekonany został, że musi żyć w biedzie i ponad pokoleniowych wyrzeczeniach, bo takie są prawidła finansowe i ekonomiczne. Oraz traktatu z Schengen.
A jego ogłupienie, znaczy się, Narodu ogłupienie, dotarło już do ściany. I dalej ani rusz. Lita skała.
Władza bezustannie, puszcza stracha na biedaka, czyli na lud prosty. Co nieuchronnie prowadzi do permanentnego zestrachania. Takiego jak u pensjonarki przed pierwszą randką. Z gatunku tych rozbieranych.
Egzystuje w najlepsze wieczny cykor. I strach wiekuisty. Pod szyldem: naklepie Rosja po pazurkach, czy może tą razą odpuści łaskawie.
Nikt już w tym kraju nie myśli. Za wyjątkiem szlachetnego pseudo polityka, bezstronnego dziennikarza i niezmierzonej, w swojej doskonałości, a obdarzonej geniuszami, platformy wiertniczej.
Rzecz jasna z jej osobliwym przywódcą na dziobie. Takowoż genialnym. Co pro publico bono, pan zegarmistrz, w eter wypuszczał. Sami słyszeliśmy. Aż przyklękając z ukontentowania.
Od rufy, na szarym końcu korowodu, dziarsko maszeruje entomolog, z nieodłącznym rekwizytem siatki na motyle. I podręcznym kaszorkiem na ptactwo bagienno błotne. Ze szczególnym uwzględnieniem dzikich kaczek.
A jak kiedyś w realu, w Pikutkowie Wielkim, wyląduje zmilitaryzowane UFO, to też będzie na Kaczyńskiego. Bo to taka gmina …
I tego się trzymajmy …
Inne tematy w dziale Polityka