1954krawiec 1954krawiec
124
BLOG

Gdzieś w EU - pararela Arłukowicza.../254

1954krawiec 1954krawiec Polityka Obserwuj notkę 5

Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się nadpsujesz …

Mniemam,  iż Mistrz z Czarnolasu wybaczy drobną manipulację.Docierają do nas nie optymistyczne wieści o działalności rodzimej służby zdrowia. Pomijając kwestię taką, że się nam medialnie nie spodobał najgłówniejszy specjalista.

Pod uwagę biorąc jego przekupioną politycznie wymianę barw, bo nie lubimy pszczółek, co to z kwiatka na kwiatek … 

I takie tam inne. Choćby wielomiesięczne,  kolejkowe wystawania do wyspecjalizowanych bakałarzy medycyny .Co sami przerabialiśmy, ale lat dobrych kilka wstecz.                

My zaś nie wiemy, jak jest teraz ? Bo nas tam nie ma. I stąd nie możemy a nawet nie wypada psioczyć na odległość. Albo opierać nasze własne wymądrzanie, na li tylko na przekazach medialnych.                      

Raczej i tak krytykujących.                                                                                                                                               Jako rzekliśmy bliżej początku, cosik nam się popsuło i pierwszy raz skorzystać musieliśmy z zagramanicznej opieki nad naszą emigrancką zdrowotnością. 

I powiemy jak było, żeby któś inny porównać mógł i sam pomyślał: dlaczego tu jest tak,  a tam jakby może inaczej?

Bo my pamiętamy z Polski, szpitalny hałas, rwetes i harmider. Istne bezhołowie.                                                                                     

A tu zastaliśmy od początku do końca tzw. święty spokój.                                                                                          

7.30 – z kwitkiem w recepcji.                                                                                                                                                                                     

Dwie minuty później, pan w uniformie prowadzi nas i naszą koleżankę małżonkę, do przeznaczonego nam miejsca.   Zaciszny kącik. Aparatura. Łoże na pilota. Dwa fotele i dookoła stelaże z zasłonami dla prywatności.                                                                                                                                                                           

7.45 – pojawia się jedna z trzech non-stop, obskakujących nas pielęgniarek.                                                      

O egzotycznych imionach.  I wprowadza nas w tajniki zamiany naszej garderoby przyjezdnej na ichnią, przed operacyjną.

Przebieramy się.                                                                                                                                                                                         

8.00 – objawia się druga pani egzotyczna i robi z nami dość długie interview.                                                     

8.30 – za parawanem pojawia się pani interpreter, będąca na szpitalnym żołdzie.                                               

Dla zminimalizowania wpadek językowych i potencjalnych pozwów.                                                                         

Tuż za nią wkracza  mocna trójca.

Przedstawiają się z imienia z podaniem ręki włącznie.                           

Pan anestezjolog, pan pomagier operatora i sam główny inżynier.  

Każdy wypowiada swoją kwestię.                                                                                                                                                                     Interpretorka dokładnie tłumaczy, poczym podają nam swoje rąsie na odchodne, rzecząc ze śmiechem: do zobaczenia wkrótce.                                                                                                                                                        

Zaraz za nimi wpada młoda i na nieszczęście ładna dziewczyna, co by zarysować na nas pole interwencyjne.

I jak tu gacie opuszczać ?                                                                                                                                         

Sromota, ze wstydem pospołu.                                                                                                                                     Koleżanka małżonka odwróciła głowę, pani interpreter tudzież, a ładna młoda gapi się, rysuje, aż uszy mnie poczerwieniały.                                                                                                                                                               

Uj, biednemu zawsze wiatr w oczy, broda rośnie i niewinne dziewcze w majty, publicznie żurawia zapuszcza.                                                                                                                                                                       

Przeżyliśmy.

Byle jak,  ale przeżyliśmy.                                                                                                                                

8.45 – jedna pani z trójcy egzotycznych i najbliższych opiekunek prowadzi na zatracenie.                                Pode drogą uspokaja, co byśmy się nie zestrachali, bo za chwilę, tuż za drzwiami napadnie na nas dwóch facetów i kobieta.                                                                                                                                                                      Fakt ! Minutę trwało ulokowanie naszych potencjalnych zwłok na madejowym łożu i zdążyliśmy usłyszeć, nawet nie do końca kwestię o spaniu i już nas nie było. 

Pełny odlot z odjazdem …                                                             

Po przeszło godzinie otworzyliśmy oko i cichutko zapytaliśmy stojącej obok pani, czy już  jesteśmy w niebie, czy może jeszcze tą razą nam się upiekło ?                                                                                         Otrzymaliśmy akuratne potwierdzenie, nadal ziemskiej egzystencji. Stety, emigracyjnej.                               

Za kolejne 5 minut, pani obok wezwała siłę fizyczną, męską,  a ta wywiozła ożywione na powrót nasze problemy, nazad, na z góry upatrzone pozycje.                                                                                                                

Na ten tych miast objawiły się przy nas trzy urocze, nieustająco egzotyczne niewiasty i jedna obwieściła, że ewentualnie pójdę za godzinę do domu, jeśli wprzód wypiję kawę, herbatę do wyboru i zjem lunch.         A kiedy, post fatum nasikam pełną butlę, to nawet przebiorą mnie osobiście na wyjściowo.                                                

Inna pani przyniosła menu z kolorowymi, lunchowymi obrazkami.                                                                     Wyżarliśmy wszystko.  Bo od poprzedniego,  wczesnego wieczora,  nic a nic w pysku nie mieliśmy i głód piorunowy, wraz z nawrotem do strefy żywych nastąpił.                                                                                         Popiliśmy zaraz trzema kubkami kawy.                                                                                                                                        

Co spowodowało napełnienie butli z meniskiem. Uporządkowaliśmy jeszcze nasze miejsce i po,  w miarę czułym pożegnaniu z  wszystkimi osobami, które się wzorowo opiekowały nasza emigracyjną posturką, w towarzystwie nieocenionej koleżanki małżonki udaliśmy się na domowe pielesze.

Bo gdzie jak gdzie, ale w domciu jest najlepiej.  Nawet tym emigracyjnym.

I tego się trzymajmy …

 

 

1954krawiec
O mnie 1954krawiec

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka