Ani chibi, znowu chcą nas zamknąć ! Raz zamknęli za około 20 złotych, "wyłudzonych" z pośredniaka. A teraz kończyny rozcapierzają i długachnymi pazurami sięgają, szponami, co by wygruzić nas z przytulnego zakątka, który sami sobie umościliśmy na obczyźnie jakiejś. Dobrowolnie idąc w gości.
Po sprawiedliwości, żeby było. Nie pojechaliśmy szukać roboty. Zadzwonił do naszego domu w Polsce telefon i zapytał, czy chcemy mieć stałą pracę. Na występach gościnnych. Zastanawiali my się z koleżanką małżonką, ze dwie godziny. I oddzwoniłem, że TAK.
Ale do rzeczy …
Mieliśmy w kraju prawo jazdy z terminem ważności do lutego 2014. W 2012 posialiśmy nasze prawo dla komunikacji drogowej tak nieszczęśliwie, że zaginęło na wieki wieków i ament.
W te pędy skomunikowaliśmy się z adekwatnym, w ojczyźnie, wydziałem komunikacji. Gdzie po długich, ciężkich, wielodniowych telefonicznie, negocjacjach, uzgodniliśmy, że „wtórnik” odbierze nasz kolega, który ma blisko. I czem prędzej nam odeśle. Bo urząd nie może wysłać. Do dziś nie wiemy dlaczego nie może. Ale mniejsza z urzędową niemocą, w kwestii dosyłania delikwentom zagubionych dokumentów.
Rozkoszowaliśmy się „wtórnikiem” kilka miesięcy, a mając na uwadze nieuchronny kres jego przydatności, poczyniliśmy starania, aby pozyskać miejscowy. Zezwalający na prowadzenie pojazdu mechanicznego.
Wtem jak Filip z konopi, wyskoczyło, te wcześniej zagubione. I to z takiego miejsca, że nikt nie uwierzy, więc pominę szczegóły. W razie każdym zaczęliśmy się rozkoszować klęską urodzaju, w naszych osobistych dokumentach uprawniających. W perspektywie rysowało się trzecie, bo miejscowe. Z tym, że jedno musieliśmy oddać, niejako na wymianę. I tak się stało.
Z końcem ubiegłego roku otrzymaliśmy prawo jazdy w obcym języku, ale na nasze nazwisko. Więc jeden, ostatni, polski dokument robił nam za superatę. A w kontekście utraty ważności w lutym br., zaczął robić za pamiątkę. Z godnością należną przybitą przez nas, gwoździkiem do półeczki.
I zapomnieliśmy …
Ale mając polskie korzenie, nie wolno nam pozwolić nawet przez ułamek sekundy na luksus zapominalstwa, że o amnezjach nawet wspominać nie będziemy.
Późną nocką dzwoni do nas z Polski kolega, ten sam, którego kiedyś uprosiliśmy o odbiór i odesłanie naszego „wtórnika”.
„W co ty mnie wkręcasz ? Co ty tam narobiłeś, że mnie milicja wzywa na przesłuchania i przesłuchuje jak nie wiem co ! Zamiast odpoczywać po pracy, włóczę się po komisariatach i jak debil wyczekuję godzinami na korytarzach … „
Zbladłem i zszarzałem. Ręce nam się trzęsły, ciemno w oczach i takie tam inne, w wyniku których koleżanka małżonka pogalopowała po leki uspokajające.
Na dzień następny, wszystkie nasze oszczędności utopiliśmy w telefonach do ojczyzny naszej, umiłowanej, co by cokolwiek wyjaśnić.
I tak. Faktem było to, że przez chwilę, miałem, przy sobie, dwa polskie „prawa jazdy”. Jedno wymieniliśmy a drugie zostało. Ze względu na utratę ważności, a więc i wiarygodności naszej jako potencjalnego użytkownika szos i autostrad, a także niespełnionego „demona prędkości”, będącego postrachem każdej milicji drogowej w EU, nie mieliśmy pojęcia, najmarniejszego, że odesłać trzeba, co nie nasze a własnością jest urzędu.
Czyli nie gwoździkiem do półeczki przybijanie, a należało przeterminowany produkt spakować do koperty i z priorytetem do urzędnika odesłać. Bo po co on tam siedzi i nic nie robi ? A tak choć kopertkę otworzy. Może znaczek odklei, jak to na pocztach onegdaj, jak kto pamięta, bywało …
Nie mniej, w tym właśnie miejscu, urząd kategorycznie stwierdził, że popełniliśmy „kant”. I śmierdzący przekręt.
Zawiadomił więc prędko milicję o przestępstwie. Nawet nie podejrzeniu przestępstwa, ale od razu o przyrodzonej nam złej woli i zbrodniczych inklinacjach.
Milicja wzywała nas po próżnicy, bo nas „tam” przecież nie ma.
To z braku laku wezwała naszego kolegę, który wyszedł przeze mnie na głupka.
Milicja, (uprzejma kobieta, w telefonie a nie mamy wiedzy jak poza słuchawką bywa komunikatywną persona z dystynkcjami ... ), wyartykułowała, że „ nic nie może, bo sprawę przesłała do prokuratury i nie ma „zielonego”, jaką decyzję podejmie, wzmiankowany wcześniej, a umiłowany przez nas, urząd prokuratora."
Albowiem ponieważ, że nie mamy fanatycznie pozytywnej opinii o polskiej sprawiedliwości, opierając przeświadczenie tylko, na naszych prywatnych plecach i dupie, więc obligatoryjnie znamy finał. Potraktują nas jak „chłopa w sądzie”. Czyli tradycyjnie i standardowo.
W międzyczasie Rosja wynegocjuje z Ukrainą, eksterytorialny korytarz, wiodący w okolice zbiornika wodnego Bajkał. W tym samym czasie wyspecjalizowane służby oderwą nas od emigracji zachodniej i przy pełnej, wzajemnej harmonii i ciupasem przekierują ku wschodniej. Emigracji, znaczy się.
Niedźwiedzi tam pewno bez liku. Ale na pewno nie ma polskich wydziałów komunikacji. Ani nie uświadczymy nawet jednej, malutkiej, mikroskopijnej prokuraturki zajmującej się „ w majestacie” NIEWAŻNYM, bo PRZETERMINOWANYM PRAWEM JAZDY !
I tego się trzymajmy …
Inne tematy w dziale Polityka