Luty 1982. Jestem umówiony z kolegą pod gdańskim Żakiem. Spóźnia się. Wychodzę na zewnątrz. Zimno jak cholera. Mróz trzyma tak samo mocno jak STAN WOJENNY. Wypatruję czy nie nadchodzi... Słyszę z tyłu: DOWÓD ...
Tuż za mną czterech ZOMOWCÓW w pełnym rynsztunku. Podaję dokument. Ten który wziął, kartkuje za stroną, gdzie jest pieczątkowe potwierdzenie stałej pracy, koniecznie w państwowym przedsiębiorstwie. Znalazł. Krzyk radości:
CO TY KURWA ROBISZ W GDAŃSKU ?
Przyjechałem na spotkanie z kolegą ...
PO CO ? OKRADAĆ SKLEPY?
Nie odezwałem się.
Zomowski dzielny FONKCJONARIUSZ zaczął szukać w DO strony z meldunkiem. Znalazł:
ALE MIESZKASZ W GDYNI, A NIE W GDAŃSKU ?
Ponownie zrezygnowałem z jakiejkolwiek odpowiedzi. Za to ONI ambitnie prowadzili śledztwo nadal.
A MASZ ZEZWOLENIE NA PRZYJAZD DO GDAŃSKA ?
NIE ...
Popatrzyli na siebie. Jeden wziął mnie pod pachę i razem przeszliśmy
na drugą stronę ulicy. Do furtki w dużej bramie. Kiedy ostatni ZOMOWIEC
zamknął drzwiczki,zostaliśmy zupełnie sami. W dużej oświetlonej
sieni. Po środku dużego miasta.
Ten który miał mój dowód, nie pozostawił żadnych złudzeń:
ROZBIERAJ SIĘ ! SZYBKO, KURWA ...
Inny nie tracił czasu i przeszukiwał opadające na klepisko rzeczy. Kurtkę, marynarkę, spodnie...
Znalazł przypięty do koszulowej kieszonki malutki, jak gdyby pomalowany czerwoną farbką opornik.
CO, KURWA, OPORNY JESTEŚ ?
Stałem ze spuszczoną głową, w bieliźnie i skarpetkach. Jeśli kogoś w życiu serdecznie nienawidziłem, to właśnie wtedy ICH.
TERAZ GADAJ ! WPIERDOL, CZY KOLEGIUM ... ?
Marne to, ale zawsze jakaś alternatywa. O kolegiach wiedziałem tyle, że od razu zamykali. Za darmo. Na dwa lub trzy miesiące do więzienia ? Nigdy ! Wypiąłem dumnie cherlawą pierś. W lustrze po kąpieli zawsze wyglądała jak przydeptany karton. Co mi tam:
BIJCIE ...
Jeden stał na czatach przy furtce a trójka rozpoczęła metodyczny oklep. Nie ruszałem się. Nie zasłaniałem. Łzy po twarzy płynęły nieprzerwaną strugą.
Pauza.
Już ?? Koniec ??
Poprawili mundury. Schowali pałki. Któryś rzucił na ziemię dowód. Wyszli gęsiego na chodnik, przy ruchliwej ulicy miasta w CENTRUM EUROPY.
Zostałem sam. Wśród rozrzuconych ubrań. W cieniutkiej podkoszulce. I zasikanych kalesonach.
Inne tematy w dziale Polityka