Patrzę się na te dziewczyny i kobiety w czerni. Na ich krzyk, protest, sprzeciw. Najpierw czuje wściekłość – myślę sobie – oto suki, wyzbyte odrobiny współczucia. Nierozumiejące tajemnicy życia. Nierozumiejące prawdziwej kobiecości, którą przyroda, a może i dobry Bóg obarczył wzniosłą misją. Oto znak naszych czasów - zanik męskości, ale także, zanik potrzeby macierzyństwa. Ucieczka od życia w tym swoim najbardziej naturalnym przejawie, w kierunku jakiejś wyspekulowanej ideologii. Triumf egoizmu. Luzu i wygody. Bo czy nie przyjemniej, w niedzielne popołudnie, wędrować po modnych butikach, w poszukiwaniu bucików i bluzeczek, niż po tych 5 – 10 – 15, a potem jeszcze po tych banalnych sklepach z gospodarstwem domowym. W poszukiwaniu rondla. Po stokroć tak. Jeżeli ktoś zaprzeczy, niech pierwszy rzuci kamieniem.
Ale przecież – może być i tak, że te dziewczyny i te kobiety są takie wściekłe w tym swoim czarnym proteście tylko w grupie, w tłumie podobnych sobie kobiet. Gdy każda z osobna, każda postawiona przed tragicznym wyborem, co zrobić z płodem? Co zrobić z dzieckiem, u którego stwierdzono jakikolwiek defekt, tak naprawdę, dokonałoby innego wyboru ... Wyboru za życiem. Nikt tego nie wie. Bo właśnie na tym polega tajemnica życia. Tajemnica Boga, jeżeli ktoś wierzy w Boga. I bardzo często jest tak, że ci, którzy uciekają od heroizmu, stają się bohaterami dnia codziennego, a także i na odwrót, ci odważni, ci śpiewający wzniosłe pieśni, pierwsi poddają się wyzwaniom życia. Rejterują z ustami pełnymi wymówek.
Więc nie bądźmy jak ci, których rozdziobią wrony i kruki. Przytulmy te dziewczyny i kobiety w czerni, bo jeszcze całe życie przed nimi.