Dziwny dwugłos pojawił się ostatnio w sprawie polsko-ukraińskich stosunków oraz tzw. polsko-ukraińskiego pojednania. “Rzeczpospolita”, która raczej nigdy nie promowała ukraińskiego nacjonalizmu, po “odzyskaniu” przez Hajdarowicza, zamieściła kuriozalny tekst A. Talagi pod wszystko mówiącym tytułem “Nacjonalizm to pestka: Ukraina walczy o niezależność”. Z kolei “Wyborcza”, znana do tej pory z rozchylania parasola ochronnego nad ukraińskim nacjonalizmem, dała głos europosłowi Zalewskiemu, który z dziedzictwem OUN-UPA obszedł się na jej łamach tak ostro, jak nikt przed nim.
To zdumiewające, że o tych samych sprawach można mówić w tak różny sposób i wyciągać radykalnie różne wnioski.
Talaga wpisuje się w histeryczny ton, jakim opisuje się Ukrainę jako wieczną ofiarę, kraj “walczący o niezależność”, słowem państwo szczególnej troski, z którym należy się cackać jak z rozkapryszonym bachorem. Taladze obojętne jest, jaka będzie Ukraina – może być nawet dyktaturą, może być nacjonalistyczna (“nacjonalizm to pestka”), byle była. Uwadze Talagi uchodzi fakt, że tę “pestkę” odczuły na własnej skórze podczas wojny setki tysięcy Polaków, Żydów, Ormian, Czechów, Romów oraz samych Ukraińców – mordowanych, wypędzanych, żyjących w cieniu terroru OUN-UPA. Banderowskie ludobójstwo na Polakach natężeniem przewyższyło ludobójstwo sowieckie i niemieckie. Czuli to sami mieszkańcy Kresów, nie mający powodów, by kochać Sowietów – w 1944 roku meldunek gen. “Bora” do Londynu oznajmiał, że “coraz więcej ludzi czeka na Sowietów jako na mścicieli rzezi ukraińskich”. Oni myśleli inaczej niż Talaga. Cóż, już podczas wojny pisano: “Warszawa, ta wielbicielka ukraińskiej ideologii Wołynia”....
Zalewski wyciąga zupełnie odmienne wnioski. Uważa, że nacjonalistyczna Ukraina stanie się izolowanym tworem podatnym łup Rosji. Jedynie odrzucenie przez nią tradycji banderowskich z jednej strony i sowieckich z drugiej, oraz przyjęcie w to miejsce “europejskich wartości”, zagwarantuje jej stanie się krajem nowoczenym, przyjętym do “europejskiej rodziny”. I to uchroni ją przed ekspansją Rosji. Wybór ten, pisze Zalewski,
w efekcie oznacza [...] odrzucenie banderowskiej tożsamości, potępienie czystek etnicznych i ludobójstwa na Polakach oraz pogromów antyżydowskich.
Od cynicznej i topornej wizji Talagi zdecydowanie wolę idealistyczną wizję Zalewskiego. Czy ta druga wizja oznacza zmianę podejścia obecnej władzy do kwestii banderowskiego ludobójstwa? Chyba za wcześnie, by o tym mówić, choć pojawiły się już pierwsze jaskółki zmiany.
Przypadek Talagi przywołuje na myśl niezliczone przykłady różnych “ekspertów od spraw wschodnich” i specjalistów od “polsko-ukraińskiego pojednania”. Dają się oni poznać urabiając polską i ukraińską opinię publiczną w jednym kierunku: promocji ukraińskiego nacjonalizmu i szkodzenia otwartej dyskusji o jego zbrodniczości.
Oto na przykład z ostatniej “Nowej Europy Wschodniej”. Pisze w niej Ukrainiec Kabaczij: Mnie […] interesuje jedno: co kryje się pod określeniem “przeprosiny” ze strony Ukraińców [za Wołyń, rzekomo żądane w polskiej debacie publicznej – przyp. Mohort]? “Oświecił” mnie analityk Ośrodka Studiów Wschodnich Wojciech Konończuk, który spotkany na jednej z konferencji powiedział: “To mają być przeprosiny ze strony parlamentu, wraz ze wskazaniem faktu ludobójstwa Polaków”. Fakt ten oczywiście oburza Kabaczija.
Nie wiem, w jakich debatach uczestniczy ekspert Konończuk, że słyszy takie rzeczy i potem o nich opowiada. Wsłuchuję się dość uważnie w dyskusje o ludobójstwie OUN-UPA i poza pojedynczymi głosami prywatnych osób nie słyszałem żadnego gremialnego nawoływania Ukraińców do przepraszania. Z pewnością nie czynią tego organizacje kresowe. Wręcz przeciwnie, kresowianie wiedzą najlepiej, że OUN-UPA nie reprezentowały narodu ukraińskiego, Zmuszanie parlamentu ukraińskiego jako reprezentacji narodu do takich przeprosin byłoby sprowadzaniem odpowiadzialności zbiorowej na ogół Ukraińców za grzechy popełnione przez niezbyt liczną reprezentację nacjonalistów wyhodowanych w “galicyjskim Piemoncie”. Jeśli czegoś oczekujemy od Ukraińców, to potępienia zbrodni i odcięcia się od spuścizny OUN-UPA. Straszenie ich jakimś czekającym ich rzekomo upokorzeniem, jak to czyni Konończuk, tylko szkodzi porozumieniu Polaków z Ukraińcami. Notabene utożsamienie OUN-UPA z państwem ukraińskim jest niezmiennie marzeniem ukraińskich nacjonalistów, a takie przeprosiny byłyby tego realizacją.
Jeszcze innym reprezentatywnym przykładem eksperta od spraw ukraińskich jest p. Iza (Izabela?) Chruślińska, znana z przeprowadzanych na klęczkach wywiadów z Ukraińcami. Parę miesięcy temu ukazał się jej wywiad z ukraińską pisarką, mniemaną kandydatką do Nobla Oksaną Zabużko. Książka Zabużko pt. “Muzeum porzuconych sekretów” była “Książką Roku” na Ukrainie i właśnie została przetłumaczona na j. polski. Zabużko przedstawia w niej losy Racheli, żydowskiej sanitariuszki z UPA, oparte na nieprawdziwej historii niejakiej Stelli Krencbach. Oczywiście autorka ma prawo do przedstawiania dowolnej fikcji literackiej, jednak jeśli zaczyna w nią wierzyć, przedstawiać jako prawdę i tumanić ludzi, to już jest bardzo źle. Mówi Zabużko Chruślińskiej:
Losy Żydów z UPA, po szekspirowsku wręcz tragiczne, stanowią zapomniany rozdział Holocaustu. Żydzi, którzy trafiali do UPA, a było ich naprawdę dużo, ratowali się przed Niemcami. Ukazały się wspomnienia na ten temat i kilka wartościowych prac naukowych, w których zostały opisane wstrząsające historie. […] Nota bene prototypem postaci Racheli jest sanitariuszka z UPA, Stella Krencbach. Tyle że jej jesienią 1946 r. udało się nielegalnie przedostać przez Austrię do Izraela. Opublikowała na Zachodzie wspomnienia, po czym zginęła w zagadkowych okolicznościach. Bolało mnie to, że ci Żydzi strony pokonanej, jaką była UPA, są dzisiaj nikomu niepotrzebni.
Na ten proupowski bełkot Chruślińska w ogóle nie reaguje, a jako ekspertka powinna wiedzieć, że Żydzi w UPA byli darmową siłą roboczą (UPA trzymała ich na wzór niemiecki w leśnych obozach pracy), a przed przyjściem Sowietów, jako niewygodni świadkowie zostali wymordowani. Żadna Stella Krencbach nie istniała – jej rzekome wspomnienia to fałszywka ukraińskich nacjonalistów. Żadne “wartościowe prace” na ten temat nie powstały; pewnie chodzi o propagandowe broszury banderowskiego Centrum Badań Ruchu Wyzwoleńczego, z którego Zabużko wyniosła całe worki agitacyjnych materiałów. Chruślińska swojej interlokutorki z błędu nie wyprowadza, przy okazji tumaniąc (świadomie albo nieświadomie) także polskich czytelników.
Ostatnio inny, bezimienny tym razem ekspert z ukraińskiej sekcji Polskiego Radia w swoisty sposób postanowił poinformować Ukraińców o zamiarach IPN odnośnie 70 rocznicy rzezi wołyńskiej. Podaną przez PAP wypowiedź Łukasza Kamińskiego o tym, że “upamiętnienie ofiar rzezi wołyńskiej będzie najważniejszym wydarzeniem historycznym 2013 roku” przekazał Ukraińcom w następujący sposób (tłumaczenie moje):
Upamiętnienie ofiar wołyńskiej tragedii, czyli obopólnej czystki etnicznej ukraińskiej i polskiej ludności, dokonanej przez Ukraińską Powstańczą Armię i polską Armię Krajową w 1943 roku pod czas drugiej wojny światowej na Wołyniu – będzie najważniejszym wydarzeniem historycznym 2013 roku - powiedział szef IPN Łukasz Kamiński.
Gdy o tym swoistym tłumaczeniu stało się głośno, informacja zniknęła ze stron radia, za “pomyłkę” redakcja przeprosiła. Pomylić się oczywiście można, jednak taka freudowska pomyłka dużo mówi o jej autorze. Pracownik w końcu POLSKIEGO Radia w wypowiedzi Kamińskiego zmiękcza wymowę używając eufemizmu (tragedia zamiast rzezi) oraz wkłada w jego usta fałszywy opis wydarzeń oczerniający AK. Czy tak trudno było dosłownie przetłumaczyć informację PAP? Pytanie wydaje się retoryczne.
Przykłady podobnych ekspertów poupychanych po różnych “forach polsko-ukraińskich”, fundacjach, ośrodkach, można by mnożyć w nieskończoność. Zaczęło się chyba od “nadeksperta” Osadczuka, doradcy kilku prezydentów RP a wcześniej ukraińskiego nacjonalisty i stypendysty Hitlera. Nie raz pisałem o p. Hnatiuk, byłej radcy polskiej ambasady w Kijowie, krytykującej kresowian za próby szerzenia wiedzy o OUN-UPA na Ukrainie. Pewien jej kolega po dyplomatycznym fachu skompromitował się kiedyś stwierdzeniem, że Timothy Snyder (którego chyba nie trzeba nikomu przedstawiać) nie jest ekspertem w sprawach ukraińskiego nacjonalizmu.... Pisałem o “intelektualistach” próbujących tłamsić inicjatywy na forum Sejmu zmierzające do upamiętnienia ofiar OUN-UPA... Pisałem o roli GW, która nawet wydała całą książeczkę pt. “Wołyń – pojednanie”...
Czy to nie zastanawiające, że pomimo takiej czeredy ekspertów od “spraw wschodnich” i od “pojednania”, w powszechnej opinii pojednanie polsko-ukraińskie nie tylko nie nastąpiło, lecz wręcz oddala się?
Odpowiedzi na ten stan rzeczy należy szukać u prawdziwych mędrców; takim był niewątpliwie wybitny filozof, pochodzący z wymordowanej przez UPA Berezowicy Małej, o. prof. Mieczysław Albert Krąpiec, który pisał:
W dyskusjach polsko-ukraińskich i planach pojednania między naszymi narodami nie widać znaczących postępów właśnie ze względu na istnienie tych trzech form zakłamania w odsłanianiu naszej tragicznej przeszłości: negacji faktów, manipulowania nimi, a także ustawiania ich w niewłaściwym kontekście.
Oby pojednanie to kiedyś nadeszło. Jednak jeśli tak się stanie, będzie to nie dzięki, ale wbrew tym wszystkim Osadczukom, Juzwenkom, Talagom, Konończukom, Chruślińskim, Krykom, Hnatiukiom i im podobnym.