Noc przyniosła mi możliwość obejrzenia po raz setny filmu Wajdy "Ziemia obiecana".
"Przyniosła", bo choć projekcja skończyła się grubo po piątej rano, jak zwykle nie mogłem się od tego filmu oderwać.
Uważam ten obraz za najlepsze dzieło w historii kina polskiego i za jedno z najlepszych w historii światowego. Być może ten sukces jest, jak twierdzą znawcy przedmiotu, bardziej zasługą ekipy otaczającej reżysera, niż jego samego, jednak firmuje je Wajda i jest arcydziełem.
Tyle, że...Kiedyś po raz pierwszy obejrzałem ten film, potem jeszcze raz i sięgnąłem po pierwowzór, czyli książkę Reymonta, nie wiedzieć czemu niosącą ten sam tytuł. I wtedy przekonałem się, jaką kanalią był Wajda, co potwierdził dobitnie wiele lat później włączając się otwarcie w dyskurs publiczny prawem Kaduka, tak jak wcześniej prawem Kaduka manipulował branżą i zachwyconymi widzami przy okazji innych swoich filmów.
W "Ziemi obiecanej" Wajda przeinacza, fałszuje, gwałci, zakłamuje dzieło Reymonta w sposób tak nieprzyzwoity i bezczelny, że zadałem sobie pytanie, dlaczego on ten film w ogóle zrobił?
Długo nie znajdując odpowiedzi, uznałem, że pytanie jest źle postawione, więc sformułowałem je inaczej. Mianowicie: " po co, zrobił ten film ? ".
I teraz, odpowiedź stała się jasna. Zrobił to po to, by nikt nie sięgał po książkę! Lepiej jej ukryć nie było można a wymazać niepodobna. Któż się odważy wymazać Noblistę?
Dlaczego? A, to przeczytajcie sobie arcydzieło Reymonta...Jednak uprzedzam, to niełatwa literatura, co perfidnie wykorzystał Wajda i jego komusze pryncypały...
