O! Czy ktoś może zauważył, jak niepostrzeżenie zmieniła nam się mądrość etapu? Niby drobiazg, ale niemal z dnia na dzień Kaczyński przestał być Putinem.
Owszem, nadal bywa Gomułką, Kim Ir Senem, Mao Tse Tungiem, ajatollahem, gnomem, bolszewikiem, krasnoludkiem sikającym do mleka, karłem moralnym, faszystą, ale w żadnym wypadku nie bywa już Putinem.
A jeszcze nie tak dawno, straszono nas uderzającym pono podobieństwem Kaczyńskiego do tego złowrogiego potwora. Tego autorytarysty z KGB rodem, dyktatora, totalniaka, imperialisty, zamordysty i mordercy ze Wschodu. No, ten Putin był wprost - wypisz, wymaluj - Kaczyński. Poświęcono temu nawet lead w Bardzo Opiniotwórczym Tygodniku Opinii, który potem dyżurni specjaliści od nawozów i od świata komentowali miesiącami. I wychodziło im, że faktycznie, ten Kaczyński to jota w jotę, kieszonkowa wersja Putina. Pod rządami Kaczyńskiego, prócz ptasiej grypy, francy i kokluszu nieuchronnie groziła nam mroczna i duszna putinizacja Polski.
Tymczasem, gnany wiatrem historii Tusk wpadł temu monstrum, Putinowi w objęcia i zmieniła nam się mądrość etapu. Nie na tyle jednak, by Tusk mógł sobie pozwolić na wpadnięcie w objęcia Kaczyńskiego.Co to - to nie!
Coraz oczywistsze bowiem jest dla wszystkich ostatnio, że Kaczyński jest nowym Hitlerem. Na pierwszy rzut gołego oka widać, dla wszystkich myślących i świadomych, że to jest nowy, kieszonkowy Hitler.
Może dlatego, że od trzech ćwierci wieku jakby nieco zmalało prawdopodobieństwo, że któregoś dnia trzeba będzie pokazać w telewizorze, jak Tusk ściska się w Auschwitz z Hitlerem?