andjj andjj
585
BLOG

Generacja "f"

andjj andjj Polityka Obserwuj notkę 9

Cztery miesiące, trzy tygodnie, dwa dni

Zima, rok 1988. Schyłek rządów Nicolae Ceausescu. Ponure rumuńskie miasto, akademik i dwie dziewczyny z prowincji mieszkające w obskurnym pokoiku, z łazienką na korytarzu. Gabita zachodzi w ciążę. Niechcianą ciążę. Chce poddać się aborcji, lecz w komunistycznej Rumunii nie jest to takie proste. Jej najbliższa przyjaciółka, szlachetna Otilla, dociera do Bebe – człowieka, który ma być ich wybawieniem. Wskutek niefrasobliwości i drobnych kłamstw Gabity, Bebe okazuje się ich koszmarem...

To fabuła znakomitego, nagrodzonego w Cannes filmu „Cztery miesiące, trzy tygodnie, dwa dni” w reżyserii Cristiana Mungiu. Cztery miesiące ciąży, trzy tygodnie nerwowych ruchów, dwa koszmarne dni w hotelowym pokoju. Na koniec wymowna scena: dziewczyny siedzą w hotelowej restauracji, milczą i są już dla siebie zupełnie obce.

Siłą tego filmu jest m.in. to, że w tych obrazach widać... zmierzch epoki. Młodzi ludzie już korzystają z markowych produktów, już kwitnie wolny rynek w akademiku. I już widać, jak ich aspiracje rozmijają się z szarą, ograniczającą ich rzeczywistością.

Cztery lata, trzy miesiące, dwa tygodnie

Zima, rok 2012. Cztery lata oczekiwania na pozytywne zmiany, trzy nerwowe miesiące drugiej kadencji i dwa tygodnie awantury o ACTA. Wymowne sceny na ulicach miast: kilkadziesiąt tysięcy młodych ludzi wychodzi z domów i skanduje, że nienawidzi premiera, który jeszcze cztery-pięć lat temu był ich idolem. W czwartkowy ranek, 26 stycznia, dzień po największych politycznych manifestacjach od 1989 r. piszą o sobie: „Zdradzeni o świcie”.

Wśród dziennikarzy i polityków totalna konsternacja, komentarze na żenującym poziomie. „Idioci” – wyrwało się Niesiołowskiemu. „Młodzi zostali zmanipulowani, za protestami stoją serwisy żyjące z piractwa” – dodał Wroński z „Wyborczej” i wtórował mu Fąfara z „Polska The Times”.

Pod tymi tekstami miażdżące komentarze protestujących przeciw ACTA internautów. Wroński, porównywany do towarzysza Gomułki - już więcej nie zabierze głosu w tej sprawie. Inni zwolennicy ACTA też milkną. Ostatecznie usta zamkną im sondaże – dwie trzecie Polaków jest przeciw ratyfikowaniu umowy.

Pierwszy raz w historii III Rzeczypospolitej, politycy i dziennikarze zupełnie nie kontrolowali tego, co dzieje się wokół nich, i co tli się w umysłach młodych ludzi. Mieli niewyobrażalnie duży kłopot z rozumieniem rzeczywistości.

“Nous sommes des enfants du siècle;
le siècle est politique”

Ta sentencja na tyle wdzięcznie brzmi w języku francuskim, że nad Sekwaną jest jednym z bardziej znanych cytatów Wisławy Szymborskiej. Tłumacząc pierwsze frazy opublikowanego w 1986 roku wiersza: „Jesteśmy dziećmi epoki | epoka jest polityczna”.

Ta epoka powoli dobiega końca. Ale o tym za chwilę...

W historii rozwoju cywilizacji wydzielić można trzy główne etapy:
* narodziny państwowości (Starożytny Egipt);
* narodziny filozofii, nauki (Starożytna Grecja, Rzym);
* wynalazek druku, kolonizacja i globalizacja świata – wymiana myśli i idei (era nowożytna);

Każda z tych epok miała też swój charakterystyczny okres schyłkowy. Starożytny Egipt był świetnie zorganizowanym państwem, w którym przez prawie trzy tysiąclecia wprowadzano coraz więcej innowacji. Były oczywiście wzloty i upadki (Stare Państwo wykończyła pazerna... kasta biurokratów). Religia? Mocno „elastyczna” (nie odrzucała np. lokalnych bóstw), była przede wszystkim instrumentem władcy. Król pełnił rolę jedynego pełnoprawnego pośrednika między ludem a bóstwem. Dopiero w czasach Nowego Państwa, już w okresie największego rozwoju Starożytnego Egiptu (od XV w. p.n.e.) można mówić o pojawieniu się stanu kapłańskiego. W tym czasie świątynie stały się potężnymi i bogatymi instytucjami o znacznej sile ekonomicznej, politycznej i militarnej. I to zwiastowało zmierzch mocarstwa – XI wiek p.n.e. to już właściwie upadek potęgi Egiptu...

Starożytna Grecja i Rzym to kolejny etap rozwoju cywilizacyjnego. Kluczem była filozofia, czyli umiłowanie mądrości! Edukacja, wymiana myśli (agora, Acta Diurna) – to wszystko sprawiło, że do dziś korzystamy z potencjału kulturowego tamtej epoki (np. z fundamentów prawa). Okres schyłkowy tej epoki to czasy Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego i Cesarstwa Bizantyjskiego, średniowiecze. Podobnie jak w egipskim Nowym Państwie, Kościół zawłaszczył myśl filozoficzną, majątki, uzurpował sobie monopol na dystrybucję wiedzy. Nie wspomnę o tym, że wszystkich myślących inaczej, wyrokiem sądów inkwizycyjnych palono na stosie... Schizmy, niekończące się wojny, chaos. I nowa era, którą zapoczątkowała Wielka Reformacja.

Przełomem był wynalazek druku. Powszechna dystrybucja książek sprawiła, że nasza planeta mocno przyspieszyła. Dzięki żarówce, telefonom, samochodom, liniom lotniczym czy wreszcie odbiornikom radiowo-telewizyjnym nasze życie zupełnie się zmieniło... U schyłku tej (jeszcze analogowej) epoki rolę egipskich kapłanów czy Kościoła przejęła telewizja (instrument prania mózgu - w rękach polityków i korporacji). Procesy polityzacji mediów i mediatyzacji polityki (charakterystyczne i dla państwa totalitarnego, i dla fasadowej demokracji) sprawiły, że system się degeneruje. Obie strony narzucają wygodną dla obu stron narrację i sposób myślenia. Nie dyskutują o tak „abstrakcyjnych” tematach, jak reforma szkolnictwa czy ACTA, bo efektowniej wygląda świński łeb czy penis w telewizyjnym studiu.

Nowy wspaniały świat

Internet na szczęście zapoczątkował nową erę. Powoli znika modelowy dotąd schemat komunikacji: nadawca – odbiorca, stawiający w uprzywilejowanej pozycji nadawcę. Powoli odchodzi też do przeszłości prometejska wizja innowacyjności, gdzie bohaterem jest jednostka-geniusz. Innowacje powstają w sieci, na skutek interakcji, współpracy, także kreatywnego naśladownictwa. To wywołuje dyskusję na temat anachroniczności obecnego modelu ochrony praw własności intelektualnej.

Facebook rewolucjonizuje tymczasem model komunikacji społecznej. Tu my jesteśmy nadawcami. I my (nie zawodowi dziennikarze) tworzymy wartość tego serwisu. To nowy rodzaj wspólnoty, nowa komuna, nowy, wspaniały świat ;)

Kilkadziesiąt tysięcy młodych ludzi wyszło na ulicę. Umówili się na facebooku, dzięki czemu nie potrzebowali pieniędzy, plakatów i całej tej machiny promocyjno-wydawniczej, którą widzą na każdym kroku. Nawet jeśli nie wiedzą dokładnie czym jest ACTA, intuicyjnie czują, że wolny internet to nie tylko ściąganie filmów czy muzyki. To m.in. możliwość konsumowania konstytucyjnych praw, w tym prawa do zgromadzeń. Możliwość dzielenia się najciekawszymi treściami w sieci.

Program alternatywny

Jeśli ktoś tu dał się zmanipulować, to... dziennikarze mainstreamowych mediów. Niemal wszyscy do dziś są przekonani, że awantura o ACTA zaczęła się od ataku hakerów. Nic bardziej mylnego! Większość aktywnych użytkowników facebooka (kilkaset tysięcy osób) usłyszała o istnieniu ACTA już w sobotę (21.I), zanim media podały informację o zmasowanych atakach na strony rządowe. W ten dzień, pod wieloma obrazkami, teledyskami i linkami pojawiał się magiczny tekst „Komentarz usunięty przez ACTA”. Tekst będący linkiem do strony, na której w kilku prostych zdaniach tłumaczono, czym jest ACTA, i czemu warto w tej sprawie protestować. Kluczem było więc współdziałanie użytkowników facebooka i tzw. „marketing wirusowy”.

Później wszystko toczyło się w ekspresowym tempie. Zainteresowani mobilizowali znajomych i wklejali „Komentarz usunięty przez ACTA” wszędzie, gdzie się dało. Najaktywniejsi zaczęli wyszukiwać wszystko, co jest związane z tą umową (także w języku angielskim) i dzielić się linkami. To dzięki temu, już po dwóch dniach akcji, byłem po lekturze kilkunastu różnych tekstów na ten temat, m.in. opinii prawnej autorstwa Konrada Gliścińskiego, tłumaczącej istotę sprawy (w skrócie: to umowa międzynarodowa, akt niemal tak ważny jak konstytucja, dokument wyznaczający przede wszystkim ramy prawne; to kaganiec na polskie i unijne ustawodawstwo, który uniemożliwi liberalizację ochrony praw własności intelektualnej). Istotę ACTA, którą media, a właściwie urzędnicy (minister Boni u Lisa, dr Wiewiórkowski, GIODO w TOK FM/gazeta.pl), zauważyli dopiero po... dziewięciu-dziesięciu dniach od rozpoczęcia protestów.

W tym czasie wśród nas - „poszukujących” i dyskutujących na ten temat internautów - narastała frustracja, że politycy i dziennikarze sprowadzają temat do piratów i hakerów. Formułowaliśmy więc (wszędzie gdzie się dało: na blogach, na facebooku, na twitterze) dość jednoznaczne tezy. Że media manipulują! Że obecny model ochrony własności intelektualnej nie sprzyja zrównoważonemu rozwojowi, pogłębia różnice społeczne, chroni tylko interesy korporacji i najbogatszych państw świata (do takich konkluzji prowadzą raporty OECD czy dokument „W stronę nowej ery praw własności intelektualnej: od konfrontacji do negocjacji”, przygotowany przez międzynarodową grupę ekspertów ds. biotechnologii, innowacji i własności intelektualnej). Że własność to prawo państwa do użycia przemocy! Że ACTA jest sprzeczna ze strategicznymi dokumentami Unii Europejskiej, np. Zieloną Księgą o gospodarce opartej na wiedzy. Że ACTA to po prostu samo zło... Manipulowaliśmy? Nie bardziej niż mainstreamowe media.

Po dwóch dniach grupa ACTAwistów była na tyle liczna, że facebookowy mechanizm promocji („like’owanie”, „komentowanie” i „udostępnianie”) wyraźnie eksponował nasze opinie i nasze linki na cudzych tablicach. Co więcej, np. w „mojej” strefie facebooka, czyli wśród moich znajomych, sprzeciw wobec ACTA wyrażało m.in. dwóch znajomych twórców (muzyk i pisarz), trzech najlepszych w regionie didżejów (jeden pojechał nawet na protest do Rzeszowa!) i dwóch młodych nauczycieli akademickich. Krótko mówiąc... liderzy opinii. Ktoś, kto nawet rzadko loguje się na facebooka (konta ma tam ponad 7 mln Polaków) i niewiele słyszał na temat ACTA, gdy już wszedł, trafiał na dość jednoznaczne opinie. I dedukował: „skoro grupa niegłupich ludzi, których znam z imienia i nazwiska i którym ufam bardziej niż jakiejkolwiek władzy, tak jednoznacznie się na ten temat wypowiada, też muszę być przeciw ACTA”. Można rzec, że to my, facebookowi ACTAwiści, staliśmy się gatekeeperami (selekcjonerami treści i opinii). I zastąpiliśmy tradycyjne media w narzucaniu tematów i punktów widzenia. To jest prawdziwy fenomen facebooka.

Problemem Platformy Obywatelskiej (i innych partii) jest i będzie to, że w takiej debacie nie będzie w stanie przeciwstawić się naszym poglądom. W polityce działa niestety prawo Kopernika-Greshama... „Polityka zazwyczaj wynosi w górę miernoty, miernocie zaś zależy tylko na tym, aby pozostać primus inter pares” – pisał Zbigniew Brzeziński. I choć był to komentarz do dojścia do władzy Breżniewa, słowa się nie zdezaktualizowały. Lokalni przedstawiciele „elity” często nie są przygotowani do dyskusji na odpowiednim poziomie. Hamuje ich też fakt, że znajomi doskonale wiedzą, po co im przynależność do partii (dobrze płatna praca w państwowej lub samorządowej instytucji, fuchy w radzie nadzorczej). Aparat się nie wychyla, bo jakakolwiek próba konfrontacji poglądów grozi atakami ad personam - wypominaniem wszelkich synekur i przywilejów, obnażaniem bezideowości.

Dzieci epoki

Najbardziej oddziaływaliśmy oczywiście na tę część użytkowników facebooka (mniej więcej milion osób), która spędza na tym portalu wiele godzin dziennie. To nowa generacja użytkowników internetu, nie korzystająca praktycznie z tradycyjnych mediów. Facebook jest dla nich głównym źródłem informacji – ci młodzi ludzie nie tracą czasu na oglądanie telewizji, bo to co najciekawsze w TV i tak prędzej czy później ktoś im udostępni na swojej „ścianie”.

Internet, facebook, znajomi – to ich przestrzeń, ich codzienna rzeczywistość, naturalne dopełnienie „realu”. Nie masz profilu – nie istniejesz. To, czego nie ma na tablicy facebooka, też nie istnieje. Tak postrzega świat generacja „f”. Milion osób wyłączonych z wpływu pierwszej i czwartej władzy. Prekursorzy nowej epoki...

Ils sont des enfants du siècle
le siècle n'est pas politique

/ Oni są dziećmi epoki
Epoka nie jest polityczna /

Ciężko opisać generację „f”. To zadanie dla socjologów. Jedno jest pewne, i to będzie dość pesymistyczna, lecz realistyczna puenta. Jak zauważa Ivan Krastev, bułgarski filozof i politolog, dziś ludzie mobilizują się tylko wtedy, gdy chcą coś uniemożliwić, zablokować czy odrzucić. Miejsce ruchów społecznych zajęły ruchy sprzeciwu. A ruch sprzeciwu tym różni się od ruchu społecznego, że schodzi się i rozchodzi. Tylko na to stać młode pokolenie. Państwo ich niespecjalnie obchodzi.

Pokolenie, które wyszło na ulice polskich miast, już wie, że wpajany im przez rodziców schemat drogi życiowej, ten Weberowski model pielgrzyma, model nauki i pracy ku chwale małej czy dużej ojczyzny to przeszłość. Pokolenie "f" wie, że nawet najlepsze studia i trzy fakultety niczego dziś nie gwarantują, a kierowca czy murarz zarabia tyle, co wykładowca akademicki...

Żyjemy w erze ponowoczesnej, gdzie „włóczęgostwo” jest cnotą, a niespójność, niekonsekwencja postępowania i epizodyczność rozmaitych sfer aktywności – czymś zupełnie naturalnym. Dlatego to nie jest, niestety, pokolenie, którego władza może się obawiać... Młodzi ludzie nie mają ambicji zmieniać czegokolwiek. Chcą mieć tylko wolność. Wolność wyboru.

A jeśli nie będzie zbyt wielu alternatyw? Zamiast zmieniać ten kraj, wybiorą emigrację...

ktoś, kto rzadko logował się na facebooka (a konta ma już tam ponad 7 mln Polaków) i niewiele słyszał na temat ACTA, trafiał na opinie tylko jednej strony sporu. I dedukował: „skoro grupa niegłupich ludzi, których znam z imienia i nazwiska, którym ufam bardziej niż jakiejkolwiek władzy, tak jednoznacznie się na ten temat wypowiada, też muszę być przeciw ACTA”. Można rzec, że to my, facebookowi ACTAwiści, staliśmy się gatekeeperami (selekcjonerami treści i opinii). I zastąpiliśmy tradycyjne media w narzucaniu tematów i punktów widzenia. To jest prawdziwy fenomen facebooka
andjj
O mnie andjj

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka