Przeczytałem prawie jednym tchem 700 stronicową historyczną powieść "Katedra w Barcelonie" Ildefonsa Falconesa. Rzecz jest świetnie napisana, bez obłędnych teorii spiskowych jak w gniocie Dana Browna i co najważniejsze bez udziwnień formalnych. Podstawowym atutem "Katedry” jest postać głównego bohatera- everymana. Podobnie jak my wszyscy ma on swoje wzloty i upadki i podobnie jak większość ludzi ma on w swoim życiu stały punkt. Dla żyjącego w średniowiecznej Katolonii Arnaua jest nim wybudowana w stylu gotyku płomienistego katedra Santa Maria del Mar.
Powinno więc się to czytać się to z prawdziwą przyjemnością. Niestety łyżka dziegciu poprawności politycznej powoduje zepsucie smaku całej tej beczki miodu. Po lekturze „Katedry” można by dojść do wniosku, że średniowieczni katalończycy zajmowali się głównie zamurowywaniem kobiet żywcem, mordowaniem Żydów i Maurów oraz znęcaniem się nad dziećmi. Wszystko to spowodowane przez nietolerancyjny kościół, którego inkwizycja jawi się jako skrzyżowanie Gestapo i NKWD. Gdyby tak było w istocie fascynujący i barwny świat katalońskego średniowiecza nigdy by nie powstał. Oaza dobrobytu i swobód obywatelskich jakim była średniowieczna Barcelona mogła zaistnieć jedynie w kręgu kultury chrześcijańskiej. Była to efekt zwycięskiego starcia ze światem islamu gdzie sytuacja kobiet i Żydów była bez porównania gorsza a o społeczeństwie obywatelskim do dziś nikt nie słyszał. W Katedrze mamy sugestywny opis konfliktów religijnych i narodowościowych ale ani słowa wyjaśnienia, że były one efektem dwustuletniego panowania Maurów w Barcelonie.
Przez 5 lat studiów nad materiałami do książki autor nie pojął, że stosowanie dzisiejszych pojęć do 14 wieku jest nonsensem. Po raz kolejny okazuje się, że przedstawianie nawet prawdziwych, pojedynczych faktów bez ukazania ich kulturowego i dziejowego kontekstu to zwyczajne fałszowaniem historii. Szkoda tylko, że sympatyczny i dzielny Arnau musi występować w tak lipnej scenerii.
Inne tematy w dziale Kultura