W niedzielę wybrałem się do poznańskiego Teatru Nowego na „Namiętność”. Niestety na miejscu okazało się, że spektakl został odwołany a zawiedzionym miłośnikom Melpomeny zaproponowano w zamian "Przyjęcie dla głupca". Dowiedzieliśmy się także, że bilety można zwrócić jedynie natychmiast a nie na przykład w poniedziałek. Takie postawienie sprawy spowodowało monstrualną kolejkę przy kasie a komentarze niedoszłych widzów wytworzyły niebanalną atmosferę przed spektaklem. Pomimo wszystko postanowiłem jednak obejrzeć kolejne dzieło Tadeusza Bradeckiego.
"Przyjęcie dla głupca" francuskiego dramatopisarza Francisa Webera to lekka farsa o nieskomplikowanej fabule. Główny bohater to pławiący się w luksusie wydawca ( książek a nie ludzi bo rzecz dzieje się we Francji), który z nudów urządza z przyjaciółmi tytułowe przyjęcia. Zaprasza na nie osobników z których można by się pośmiać. Niestety przed kolejną imprezą wypada mu dysk a niedoszła ofiara, która nawiedza go w domu to człowiek- katastrofa. Sprowadza na zblazowanego bogacza wszelkie możliwe nieszczęścia z urzędem podatkowym włącznie.
Oglądając przedstawienie cały czas zastawiałem się jak oni to robią. Mając do dyspozycji tekst będący właściwie samograjem, reżysera, który nie schodzi poniżej pewnego poziomu i dobrych aktorów stworzyli gniota od którego bolą zęby. Ze sceny na której miotały się papierowe postacie wiało przeraźliwą nudą. Zapamiętałem tylko jeden gag – żona poborcy finansowego tarzając się z kochankiem w stercie deklaracji podatkowych mówi do niego- wejdź mi na hipotekę. Trzeba przyznać, że scena ta bardzo trafnie oddaje sposób zawierania niektórych transakcji na poznańskim rynku nieruchomości.
Inne tematy w dziale Kultura