Albatros ... z lotu ptaka Albatros ... z lotu ptaka
760
BLOG

Panie Ministrze Waszczykowski 100 dni minęło

Albatros ... z lotu ptaka Albatros ... z lotu ptaka Polityka Obserwuj notkę 1

Pod uwagę i rozwagę.

Wielka Brytannia ceni tylko tych, ktorzy są mądrzejsi od brytyjczyków.

Linia Curzona – Wikipedia, wolna encyklopedia

pl.wikipedia.org2000 × 1822Wyszukiwanie obrazem

Linia Curzona, 1945

imageWarianty linii granicznej na podstawie mapy przygotowanej na konferencji w Teheranie w listopadzie-grudniu 1943

https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/7/77/Linie_A-F_pol.png/800px-Linie_A-F_pol.png

 

Niestety w HISTORII oprocz nielicznych przykładow i przypadkow naszej DYPLOMACJI polacy przegrywali z brytyjczykami.

A wszystkiemu jest winny Stalin, a obecnie Putin.

Hola Panowie przyjrzyjcie się uważnie jak wyciąga się gorące kartofle z cudzego ogniska nie tego domowego a wszczynanych i realizowanych konfiktow na świecie.

https://www.youtube.com/watch?v=8yW5duLHBqs

Waterloo - 1815 - Film dokumentalny - Lektor pl

Józef Retinger czy polski patriota ?

Opublikowany 24.06.2014

BATTLE OF WATERLOO 1815

Data: 18 czerwiec 1815
Konflikt: 100 dni Napoleona (1815)
Miejsce: Belgia
Rezultat: zwycięstwo sprzymierzonych

STRONY KONFLIKTU

Cesarstwo Francuskie Vs Zjednoczone Królestwo | Prusy | Królestwo Niderlandów | Królestwo Hanoweru | Księstwo Nassau | Brunszwik-Lüneburg

DOWÓDCY

Napoleon I Bonaparte Vs Arthur Wellesley | książę Wellington |
Gebhard von Blücher

LICZEBNOŚĆ ARMII

73 000 Francuzów 
67 000 Sprzymierzonych
60 000 Prusaków

STRATY

25 000 zabitych i rannych (Francja) Vs 22 000 zabitych i rannych (reszta)

W pierwszej połowie 1815 r. Napoleon podjął próbę powrotu do wielkiej polityki. 26 lutego uciekł z Elby, a kilka dni później przybył do brzegów Francji i rozpoczął triumfalny marsz do Paryża. Bonaparte dokonał rzeczy niebywałej: dysponując symboliczną armią, nie oddając jednego strzału, przebył w ciągu 19 dni drogę do stolicy Francji, zmusił do ucieczki króla i sam ponownie zasiadł na tronie.

W czerwcu 1815 r. cesarz na czele nowej armii wyruszył do Belgii naprzeciw wojsk angielskich i pruskich. 18 czerwca nieopodal miasteczka Waterloo doszło do decydującej bitwy. Wyrównany i bardzo krwawy bój trwał cały dzień, ale pod wieczór armia francuska uległa przeważającym siłom wroga i rzuciła się do panicznej ucieczki. Klęska pod Waterloo była ostatnią bitwą Napoleona. Cesarz został zesłany na odległą Wyspę Św. Heleny, gdzie zmarł po kilku latach niewoli.

 

http://niniwa22.cba.pl/jozef_retinger.htm

image

Józef Retinger – kim tak naprawdę był? « Wolne Media

wolnemedia.net200 × 212Wyszukiwanie obrazem
W 1946 założył Niezależną Ligę na rzecz Współpracy Gospodarczej (która miała swoje oddziały w wielu miastach europejskich a także w USA), a już rok później Międzynarodowy Komitet Ruchów Europejskich (późniejszy Ruch Europejski).

Józef Retinger "Salamander" (1888-1960)

Józef Retinger
Polityk
Józef Hieronim Retinger – polski literaturoznawca, pisarz i polityk, doradca Władysława Sikorskiego; organizator kongresu haskiego, sekretarz generalny Ruchu Europejskiego, jeden z twórców Wspólnoty Europejskiej; emisariusz polityczny, wolnomularz. Wikipedia
 
Data i miejsce urodzenia: 17 kwietnia 1888, Kraków

(...)

Człowiekiem jeszcze bardziej interesującym był Józef Hieronim Retinger "Recio" (1888-1960). W wojennym Londynie znano go przede wszystkim jako osobistego sekretarza generała Sikorskiego. Pod tą oficjalną funkcją kryło się jednak mnóstwo mniej publicznych powiązań, a wszystkie one prowadziły - taką czy inną drogą - ku alianckim służbom wywiadowczym. Że miał za sobą barwną przeszłość, to mało powiedziane. Urodził się w Krakowie jako poddany cesarza austriackiego, syn wybitnego adwokata; w młodym wieku wyjechał na Zachód, gdzie studiował na Sorbonie i - podobnie jak jego równolatek Lewis Namier - w London School of Economics. Był protegowanym wpływowych arystokratycznych rodzin francusko-polskich katolików, którzy zajęli się jego wykształceniem po śmierci ojca - od nich nauczył się swobodnie obracać w najwyższych kręgach społecznych, politycznych i kulturalnych. Jego najsłynniejszy wojenny pseudonim brzmiał "Salamander".

Kariera Retingera, znawcy języków, psychologii społecznej, literatury i sztuki, poszła w co najmniej trzech kierunkach. W karierze literackiej pomogły mu długoletnie powiązania z Josephem Conradem, którego poznał w 1909 roku w Londynie i który prawdopodobnie wprowadził go do brytyjskiego wywiadu. Karierę międzynarodowego negocjatora zaczął w roku 1917, kiedy po stronie państw sprzymierzonych uczestniczył w tajnych i nieudanych rozmowach dotyczących zawarcia odrębnego pokoju z Austrią. Wkrótce potem rozpoczął karierę eksperta do spraw Ameryki Łacińskiej: z niewyjaśnionych przyczyn w pośpiechu opuścił Paryż i wyjechał do Meksyku, gdzie zapewnił sobie stałą posadę jako osobisty asystent prezydenta. Później - podejrzewany kolejno o to, że jest agentem Watykanu, bolszewików, Amerykanów i masonów - wypływał od czasu do czasu w najbardziej nieoczekiwanych miejscach. Odegrał czynną rolę w tworzeniu międzynarodowego ruchu związków zawodowych; zaprzyjaźnił się z brytyjskimi socjalistami Ernestem Bevinem i Staffordem Crippsem. Podczas hiszpańskiej wojny domowej był w Hiszpanii. W roku 1939 wytropiono go w Londynie, gdzie żył w biedzie w obskurnym jednopokojowym mieszkaniu na tyłach Baker Street. Koło jego fortuny odwróciło się wraz z wybuchem wojny. To właśnie Retinger poleciał 18 czerwca 1940 roku do Francji i na wyraźny rozkaz Churchilla sprowadził generała Sikorskiego do Anglii.

W roku 1941 razem z Sikorskim pilnie negocjował polsko-sowieckie umowy. Nawet został w Moskwie jako charge d'affaires, aby nadzorować przygotowania do otwarcia tam ambasady rządu emigracyjnego. Wtedy też zawarł osobistą znajomość z Mołotowem.

Związki Retingera z MI-6 wciąż są utrzymywane w ścisłej tajemnicy, ale mimo to trudno jest w nie wątpić. Jego dossier nie przekazywano do publicznych archiwów przez ponad sześćdziesiąt lat. Natomiast niedawno autor pracy opartej na oficjalnych źródłach wymienia go jako "wpływowego agenta MI-6", potwierdzając w ten sposób to, co wielu jego rodaków zawsze podejrzewało *[Stephen Dorrill, MI-6: Fifty years of Special Operations, London 2000, s. 7.]. Retinger był postacią zbyt ważną i zbyt angażował się w niezliczone zadania, aby mógł pozostawać tylko szeregowym pracownikiem brytyjskiego wywiadu. Mimo to nie jest zbyt prawdopodobne, żeby podejmował w czasie wojny jakieś poważniejsze inicjatywy bez uzgodnienia ich z MI-6. Jednak ta etykietka może okazać się niewystarczająca. W oczach niektórych ludzi Retinger był chorobliwie ambitnym fantastą.

Po śmierci Sikorskiego w lipcu 1943 roku Retinger znalazł się w pewnym sensie w sytuacji wiernego psa pozbawionego pana. Podczas nabożeństwa żałobnego z okazji pogrzebu generała z pewnością uronił niejedną łzę. Był człowiekiem szukającym dla siebie jakiejś misji i w odpowiednim czasie taką misję znalazł. W styczniu 1944 roku zaangażował się w przedsięwzięcie, którego dokładny cel do dziś pozostaje zagadką. Szykował się do zrzutu spadochronowego do Polski. Jak na osobę liczącą sobie pięćdziesiąt sześć lat i niezbyt sprawną fizycznie, był to krok ryzykowny - także dlatego, że Retinger odmówił udziału w skokach próbnych stanowiących przyjętą praktykę, tłumacząc się, że mógłby od tego stracić całą odwagę. Co więcej, to zadanie było tak bardzo tajne, że zamierzał włożyć maskę, aby ukryć się zarówno przed towarzyszami wyprawy, jak i przed załogą RAF-u mającą obsługiwać lot. W oczekiwaniu na zrzut pojechał do bazy RAF-u w pobliżu Brindisi. Raz za razem kazano mu czekać, a dla zabicia czasu radzono czytać Platona. Jedyną osobą w rządzie emigracyjnym, którą poinformowano o jego wyjeździe, był premier Mikołajczyk. Tymczasem w korytarzach hotelu Rubens w Londynie zaczęła krążyć plotka, że Retinger narobił sobie zbyt wielu wrogów i wobec tego po przybyciu na miejsce zostanie zlikwidowany.

Na podstawie dostępnych dziś materiałów nie da się osądzić, jaki był udział Brytyjczyków w całej sprawie. Ale misja miała swoje znaczenie, ponieważ stanowiła jedyny sygnał świadczący o tym, że brytyjscy koledzy Pierwszego Sojusznika zadali sobie trud, aby na miejscu przeprowadzić wiarygodny wywiad. Na początku 1944 roku duże misje brytyjskie działały we współpracy z podziemiem w Jugosławii i Grecji, ale Retinger był jedynym znanym brytyjskim agentem, którego w tym czasie skierowano nad Wisłę.

(...)

Misja, z którą Józef Retinger udał się do Polski wiosną 1944 roku, stanowiła temat licznych dyskusji, ale wciąż jest to jeden z najbardziej tajemniczych epizodów w dziejach polskiego podziemia. Czytelników biografii Retingera prosi się, aby uwierzyli, że ten człowiek - super-eminence grise - był osobiście i wyłącznie odpowiedzialny za pomysł przerzucenia go do okupowanej przez hitlerowców Europy i że jego jedynym celem pozostawało zbadanie opinii publicznej w okupowanym kraju. Taka wersja nie jest w stu procentach niewiarygodna.

Wszelkie oceny muszą jednak uwzględniać kilka znanych faktów. Fakt pierwszy: Retinger wyjechał z Londynu do Bari we Włoszech w styczniu 1944 roku, ale przydział na lot do kraju dostał dopiero w kwietniu. Fakt drugi: Retinger opuścił Londyn, nie mówiąc nikomu - oprócz premiera - ani w rządzie, ani w Sztabie Naczelnego Wodza, dokąd jedzie ani co zamierza robić. Fakt trzeci: podczas lotu do Polski zorganizowanego przez SOE Retinger miał na twarzy maskę, aby ukryć swoją tożsamość. Fakt czwarty: samolot nie poleciał do żadnego z miejsc w południowej lub środkowej Polsce, gdzie zwykle przeprowadzano zrzuty, lecz do z góry ustalonej strefy położonej daleko na wschodzie (w województwie lubelskim), między Wisłą a Bugiem. Fakt piąty: znalazłszy się w Polsce, Retinger padł ofiarą nieudanego zamachu. Fakt szósty: kiedy po licznych przygodach dotarł w końcu z powrotem do Londynu, pierwszy złożył mu wizytę brytyjski minister spraw zagranicznych Anthony Eden. Fakt siódmy: z oficjalnych brytyjskich dokumentów, ujawnionych wiele lat po śmierci Retingera, wynika, że był on osobą wielce użyteczną dla MI-6 - chociaż nie został oficjalnym pracownikiem tajnych służb wywiadowczych, pracował dla nich i uważano go za cenne źródło informacji. Fakt ósmy: dzięki swojej podróży dyplomatycznej do Moskwy w 1941 roku osobiście znał najwyższych sowieckich przywódców, szczególnie Mołotowa. I fakt dziewiąty: był zwolennikiem polsko-sowieckiego pojednania.

Retinger musiał sobie doskonale zdawać sprawę z kryzysu politycznego, jaki wisiał w powietrzu na przełomie lat 1943 i 1944. Armia Czerwona nieubłaganie posuwała się na zachód, w kierunku Polski. Kwestia granicy pozostawała nierozwiązana. Moskwa szykowała swoich polskich klientów na wypadek przejęcia władzy, równocześnie domagając się usunięcia pewnych osób o rzekomo antysowieckiej postawie z rządu emigracyjnego w Londynie. Wreszcie, podczas gdy Sowieci zmuszali Niemców do odwrotu, w polskim podziemiu przygotowywano powstanie. Tymczasem Związek Sowiecki już wcześniej zerwał stosunki dyplomatyczne z Polską. Nie wiadomo, co jeszcze powiedziano Retingerowi prywatnie, natomiast wszystkie powyższe fakty były publicznie znane. Co więcej Retinger, już od czasu gdy został osobistym sekretarzem Sikorskiego, nigdy nie ukrywał, że skłania się ku polsko-sowieckiemu pojednaniu. Można by sądzić, że nadawał się idealnie do misji mającej na celu nie tylko wysondowanie poglądów podobnie jak on myślących ludzi w kraju, ale także przygotowanie jakiegoś rozwiązania.

Związków, jakie łączyły Retingera z brytyjskim wywiadem, nigdy do końca nie wyjaśniono; w jego własnych dokumentach nie ma chyba o nich nawet najmniejszej wzmianki. Jest jednak rzeczą trudną do pomyślenia, że mógłby w wojennym Londynie działać tak, jak działał, gdyby nie został całkowicie oczyszczony z wszelkich podejrzeń, czy że służby brytyjskie mogłyby nie zauważyć, jak bardzo jest dla nich użyteczny. Jako polityk w średnim wieku, byłby związany raczej z Ministerstwem Spraw Zagranicznych i z MI-6 niż z SOE (chociaż znał absolutnie wszystkich), i jest bardziej niż prawdopodobne, że MI-6 miało jakiś udział w jego misji do Polski. W spóźnionym liście do prezydenta Władysława Raczkiewicza, w którym wyjaśniał powody swojego nagłego wyjazdu, pisał, że to Brytyjczycy nalegali, aby jego misja została utrzymana w tajemnicy. Ci Brytyjczycy to niemal na pewno było MI-6. Ale jaką grę prowadziło MI-6 i jego polityczni zwierzchnicy z Ministerstwa Spraw Zagranicznych? Na ten temat można tylko snuć spekulacje. (Snucie spekulacji nie jest zresztą niczym zdrożnym).

Na przełomie lat 1943 i 1944 najbardziej palące pytania w Europie Wschodniej dotyczyły przywrócenia polsko-sowieckich stosunków dyplomatycznych - przynajmniej na płaszczyźnie praktycznych działań. Niestety - Ministerstwu Spraw Zagranicznych podawano dwie całkowicie sprzeczne wersje. Ambasada brytyjska w Moskwie przekazywała pogląd Sowietów, że polski naród marzy, aby go wyzwoliła Armia Czerwona, i że jedyną przeszkodę na tej drodze stanowi rząd emigracyjny oraz jego reakcyjna polityka. Wielu brytyjskich funkcjonariuszy było skłonnych podzielić ten pogląd. Natomiast rząd emigracyjny mówił zupełnie co innego. Uważano jednak, że polskie koła w Londynie znane są z rozpowszechniania plotek o sowieckich obozach i o dokonywanych przez Sowietów masowych morderstwach, a także z upartego przeświadczenia, że tylko niewielu spośród ich rodaków zechce Sowietów życzliwie powitać. Wobec tego ktoś niezależny musiał podjąć zadanie odkrycia, gdzie właściwie leży prawda. A któż nadawał się do tego lepiej niż Retinger? Innymi słowy, według takiej hipotezy, Retingera wysłano by do Polski za plecami członków rządu emigracyjnego po to, żeby sprawdził, czy ich oświadczenia są prawdziwe. (I stąd potrzeba zachowania tajemnicy). Poproszono by go zwłaszcza o zbadanie trzech kwestii: po pierwsze, jak powszechne jest poparcie dla świeżo zreformowanych organizacji komunistycznych i prokomunistycznych; po drugie, jakie są szansę współpracy między komunistami i partiami demokratycznymi; oraz po trzecie, jaka będzie prawdopodobna reakcja szerokich kręgów ludności na wybuch powstania. Jest to wiarygodny scenariusz.

Retinger czekał na wylot z Bari przez trzy miesiące. Wzbudził wielką ciekawość wśród brytyjskiej załogi lotniska, choć nie rozgłaszano jego obecności. Zwłokę tłumaczono złą pogodą, co wyglądało na pretekst. Ostatecznie wszystko się udało. Retinger wszedł na pokład samolotu SOE wylatującego z Bari 3 kwietnia. Dwanaście godzin potem, o świcie, bezpiecznie skoczył. (Wbrew krążącym później plotkom, ani nie złamał nogi w kostce podczas lądowania, ani - na tym początkowym etapie - nie poniósł innego uszczerbku na zdrowiu). Został przyjęty przez prywatny komitet powitalny, a następnie wysłany do zadań i miejsc, których jego towarzysze podróży nie mogli się nawet domyślać. Nieliczne znane szczegóły dotyczące działalności Retingera w Polsce nie składają się w żadną większą całość. W którymś momencie zamieszkał w Warszawie i prowadził rozmowy z przywódcami podziemia. Spotkał się z generałem "Borem", który - tak jak każdy zwykły żołnierz - mógł mu powiedzieć tylko to, o czym wiedzieli wszyscy: że premier powinien próbować osiągnąć jakieś porozumienie ze Stalinem. Spotkał się z delegatem rządu na kraj Janem Stanisławem Jankowskim oraz z innymi politykami - na przykład z Kazimierzem Pużakiem i Stefanem Korbońskim - którzy mogli jedynie powtórzyć to, co już wcześniej przekazali do Londynu. Przez pewien czas miał ochronę przydzieloną przez służby bezpieczeństwa AK; dopilnowano, aby został zainstalowany w bezpiecznej kwaterze. W dokumentach nie ma niczego, co by mogło wskazywać na jego kontakty z komunistami, chociaż zarówno Bolesław Bierut, jak i Władysław Gomułka ukrywali się tuż obok. Zapewne wiedzieli, kim jest, i z pewnością mieli możliwość zaaranżowania - przez pośredników - jakiegoś spotkania. Ale komuniści reprezentowali maleńką izolowaną mniejszość i dysponowali niewielkim polem działania. Można by sądzić, że z radością przyjmą pomysł jakiegoś rapprochement. Ale ich pierwszym odruchem byłoby skierować wszystkie pytania do Moskwy.

Osobiste dokumenty Retingera, których część zachowała się w Londynie, nie rzucają zbyt wiele światła na cele jego misji z 1944 roku. Potwierdzają, że spotkał się z "Borem" i z delegatem rządu na kraj. Potwierdzają też jego wrażenie, iż Gestapo zostało poinformowane o jego przybyciu. Potwierdzają wreszcie, że Retinger bardzo nie chciał, żeby go uważano za szpiega. "Zawsze byłem przeciwny idei zawodowego wywiadu - pisał - (...) dlatego spotykałem się z wrogością służb wywiadowczych lub Deuxieme Bureau w każdym znanym mi kraju". Jednak są w tych dokumentach rzeczy wskazujące na to, że szczególnie interesowała go liczebność oraz struktura podziemia i że wyrażał opinie nie do końca przychylne. "Polska była polska w nocy" - brzmi jeden z jego komentarzy. Dostrzegał rolę NSZ i SL, ale nie wygląda na to, żeby odnotował obecność komunistów. W komentarzach, które pochodzą chyba z jakiegoś późniejszego okresu, Retinger pisze o wrażeniu, jakie zrobiło na nim Państwo Podziemne, jeśli idzie o sprawy cywilne, natomiast nic nie świadczy o tym, żeby był pod jakimś wyraźnym wrażeniem wojskowego potencjału Armii Krajowej. Według jego oceny, do lipca wyeliminowano dwadzieścia siedem procent brytyjskich agentów wysyłanych do Polski. W Warszawie rozkazów Armii Krajowej słuchało czterdzieści procent dorosłych w wieku poborowym, czyli tylko pięć procent całej populacji.

Próbę zamordowania Retingera podjęła pewna młoda kobieta, wypełniając bezpośredni rozkaz swoich zwierzchników z Armii Krajowej. Według jej własnych relacji, wcześniej zlikwidowała kilkunastu hitlerowców, kolaborantów i osób niepożądanych; nigdy jej nie podawano dokładnych przyczyn, dla których miała to robić. Jak wspominała później, tym razem rozkazy pochodziły wprost od szefa wywiadu w sztabie "Bora", pułkownika Kazimierza Iranka-Osmeckiego "Hellera", choć co do tego punktu toczyły się - i nadal się toczą - gwałtowne spory. Tak czy inaczej, nie ma wątpliwości, że próba zamachu się odbyła i że jako broń wybrano truciznę. Niedoszła zabójczyni dostała się do apartamentu Retingera, zaprawiła trucizną butelkę z lekarstwem, którą tam znalazła, po czym się wycofała, żeby z daleka obserwować efekty. Retinger wrócił, zażył lekarstwo i dostał gwałtownych torsji. Ale ponieważ po chwili przyszedł do siebie, nie podejrzewał niczego, poza kłopotami żołądkowymi. Wkrótce potem nastąpił atak polyneuritis - ostra niedyspozycja, która może być efektem trucizny i objawia się paraliżem kończyn *[Korespondencja autora z profesor Krystyną Orzechowską-Juzwenko z Wrocławia.]. Jego misja - bez względu na charakter - była skończona. Przyjaciele umieścili go pod fałszywym nazwiskiem w niemieckiej klinice, gdzie troskliwie zajmował się nim pewien polski lekarz i gdzie, leżąc w łóżku, niewątpliwie się zastanawiał, jakie ma szansę, aby ujść z życiem. Po pół roku chaotycznego zbierania informacji MI-6 wiedział o sytuacji politycznej w Warszawie tyle samo co przedtem.

Jednak fortuna się do Retingera uśmiechnęła. Szczęśliwym trafem w lipcu 1944 roku SOE zaplanowało specjalny lot, aby przewieźć przechwyconą przez AK rakietę V-2. Wyjątkowo miał to być lot z lądowaniem. Wobec tego sparaliżowaną szarą eminencję doliczono do ładunku. Postawiono ostre warunki. Załodze zapowiedziano, że rozebrana na części rakieta ma się za wszelką cenę znaleźć na pokładzie. Następną pozycją na liście spraw pierwszorzędnej wagi był inżynier, który wcześniej prowadził techniczne badania nad rakietą. Paralityk figurował u dołu listy.

Miał go przenieść na plecach pewien młody żołnierz i towarzyszyć mu również w podróży. Ale gdyby się okazało, że brak sprawności tego tandemu w jakikolwiek sposób opóźnia start samolotu, należało obu zostawić na ziemi.

Na tajne miejsce lądowania wybrano opuszczone przez Niemców polowe lotnisko niedaleko Tarnowa, w południowej Polsce, któremu dano kryptonim "Motyl" (...). Wszyscy członkowie ekipy zgromadzili się w ostatniej dekadzie lipca na kwaterach w niedalekiej odległości (...). Operacja była ważna i nadano jej najwyższą pilność, ale lot nie mógł być z góry wyznaczony na określoną noc, bo decydowała o tym pogoda.

Dnia 25 lipca o godzinie ósmej wieczorem komunikat meteorologiczny był na tyle dobry, że z lotniska w Brindisi wystartowała dakota (...). Załoga była brytyjska, ale samolot prowadził pierwszy pilot Nowozelandczyk Stanley George Culliford, a drugim pilotem i tłumaczem był Polak, kapitan Kazimierz Szrajer.

Pogoda sprzyjała i lot odbywał się spokojnie, a jednak bardzo mało brakowało, by cała wyprawa została jeszcze raz odwołana. Front wschodni przebiegał już przez sam środek Polski, tereny pozostające jeszcze w rękach Niemców były wypełnione cofającymi się na zachód oddziałami i lądowisko "Motyl" znalazło się w niebezpieczeństwie. Niedaleko rozkwaterował się oddział niemieckich lotników, a na lądowisku usiadły dwa rozpoznawcze storchy. Wprawdzie obydwa niedługo odleciały, ale nie było pewności, że nie powrócą (...).

Dakota musiała dwukrotnie nadlatywać nad lądowisko, które rozjaśniała wielkimi falami światła, bijącego z dwóch reflektorów, a gdy podrywała się po pierwszym nieudanym podejściu, ryk jej motorów darł ciszę nocną na strzępy. Gdy usiadła, otoczył ją tłum podziemnych żołnierzy, lokalnych chłopaków z okolicznych wiosek, częściowo bosych (...).

(...) należało się śpieszyć. Wysłannicy z Zachodu wysiedli, zabrano ich bagaż i wszystko zniknęło w ciemnościach nocy, do dakoty poczęli wsiadać pasażerowie z kraju. (...) Zaryczały motory, samolot drgnął, posunął się kilka centymetrów naprzód i stanął. W ostatnich dniach spadły deszcze, grunt był miękki, koła zapadły się i nie pozwalały na wystartowanie.

Po naradzie z oficerem startowym kazano wysiąść wszystkim pasażerom i wyładować bagaż (...). Żołnierze z obsługi lądowiska otrzymali rozkaz wykopania dołków przed kołami i wypełnienia ich słomą.

Znowu wniesiono do wnętrza Retingera, załadowano worek z częściami V-2, weszli pozostali pasażerowie i wrzucono bagaż.

Zahuczały najwyższym tonem motory, ich rozpaczliwy ryk niósł się ponad uśpionymi polami i nie było chyba w okolicy ani jednego Niemca, który by nie zerwał się z posłania. (...)

Niestety samolot nie ruszył z miejsca i znowu otworzono drzwiczki, i po naradzie kazano wszystkim wysiąść. Przed załogą stanął problem wykonania rozkazu, który przewidywał spalenie samolotu, gdyby start okazał się niemożliwy, ale byłaby to ostateczność możliwa tylko w sytuacji bez żadnego innego wyjścia.

(...) zapadła decyzja jeszcze jednej próby. Żołnierze pobiegli do wozów, przynieśli deski i podłożyli je pod koła. Po raz trzeci kazano wsiąść wymęczonym pasażerom (...). Minęło osiemdziesiąt minut od chwili lądowania, krótka lipcowa noc zaczynała się już rozjaśniać świtem.

Nareszcie huk motorów połączył się z ruchem samolotu. Dakota, cała rozdygotana, poczęła powoli posuwać się do przodu. Towarzyszył jej tłum krzyczących z radości podziemnych żołnierzy, którzy biegli obok i wymachiwali karabinami i czapkami.

Przelot do Brindisi odbył się bez przygód, były tylko trudności ze schowaniem podwozia, bo przy starcie, przypuszczając, że zacięły się hamulce, przecięto przewody i wypuszczono płyn hydrauliczny. Dlatego w Brindisi lądowanie odbyło się bez hamulców.

W Brindisi Retinger i dwaj inni mężczyźni opuścili pokład. Dakota została naprawiona i 28 lipca przyleciała do Londynu via Rabat i Gibraltar. Według relacji kuriera niosącego worek z częściami V-2, podeszli do niego dwaj brytyjscy oficerowie i zagrozili, że go zastrzelą, jeśli natychmiast nie odda im bagażu, "bo Churchill czeka już od kilku dni na tę przesyłkę" - oświadczyli. Kurier wyciągnął nóż, oznajmił, że worek jest przeznaczony dla jego zwierzchników, i odparował: "Myśmy w kraju czekali cztery lata na pana Churchilla".

Tymczasem sparaliżowanego Retingera przeniesiono do kwatery dowódcy bazy w Brindisi. Pewna Brytyjka z kobiecych oddziałów pomocniczych, związana z polską sekcją SOE, wspominała potem:

Całą sprawę strasznie wyciszono. Komendant bazy Terry Roper-Caldbeck poprosił mnie, żebym się zajęła gościem, który wcale dobrze się nie czuje. Powiedziano mi, że ma polio; dopiero później dowiedziałam się, że to Polak, i oczywiście nie wiedziałam, kim jest. Wtedy nie mówiło się o takich rzeczach, a już na pewno nie w zwykłej towarzyskiej rozmowie. Był u nas przez dobę, mówiło się, że jedzie z misją do Churchilla (...). Musiałam mu pomagać w jedzeniu (...). Nie mógł nawet chodzić (...). I miał przy sobie tego ogromnego sierżanta (...). Mówię wam, bałam się (...). Trzymałam mój rewolwer, mojego lugera, koło siebie na stoliku (...).

Retinger nie jechał z misją do Churchilla. Miał nadzieję, że zobaczy się ze swoim premierem Mikołajczykiem, który wkrótce miał udać się przez Egipt do Moskwy na spotkanie ze Stalinem. Wobec tego po krótkiej rekonwalescencji odleciał do Kairu.

Ostatni etap misji doprowadził Retingera z powrotem do Londynu. Dwadzieścia godzin na pokładzie trzęsącego, nieogrzewanego liberatora musiało być dla wyczerpanego i sparaliżowanego człowieka trudne do wytrzymania. Ale wytrzymał. Czekał na niego luksusowy apartament w hotelu Dorchester. A także brytyjski minister spraw zagranicznych. Ich rozmowy chyba nie zapisano. Nie mogła jednak się zbytnio różnić od rozmowy Retingera z premierem Mikołajczykiem. Rząd emigracyjny nie przesadzał. Z Sowietami po prostu nie dało się rozmawiać. Polacy nie chcieli okupacji komunistycznej ani trochę bardziej niż okupacji faszystowskiej.

(...)

W latach 1945-1946 sprawami Polski zajmował się jeszcze w Londynie Józef Retinger. Dzięki osobistej znajomości ze Staffordem Crippsem, ówczesnym kanclerzem skarbu, uzyskał olbrzymi grant w wysokości pięciu milionów funtów, z przeznaczeniem na odbudowę kraju. Trzykrotnie jeździł do Warszawy, aby rozdzielić ten hojny dar, który przybywał w postaci ciężarówek wojskowych, mostów pontonowych, urządzeń do budowy dróg, butów i ciepłych czapek - wszystko to kupowano po obniżonych cenach w składach armii brytyjskiej. Urzędnicy reżimu chętnie przyjęli prezent. Ale jednocześnie nakłaniali Retingera, żeby nie potwierdzał tego faktu publicznie. Nie życzyli sobie, aby Wielką Brytanię pokazywać jako zaprzyjaźnione mocarstwo. Kiedy Retinger ostatni raz przyjechał do Warszawy w 1946 roku, wpadł we wściekłość na wieść, że jego wierny asystent Tadeusz Chciuk "Celt", który dwa lata wcześniej wniósł go na pokład samolotu, ratując mu w ten sposób życie, został "zatrzymany" i że nie wrócą razem do Londynu. W końcu udało mu się uwolnić Chciuka w niepowtarzalnym stylu: zatelefonował bezpośrednio do Mołotowa. Tylko Retinger mógł zrobić coś podobnego.

Ale Retinger robił jeszcze dużo innych rzeczy i gdy jego interesy w Polsce schodziły na dalszy plan, kwitły jego interesy paneuropejskie. Podczas wojny nawiązał bliskie kontakty z wieloma politykami - jak na przykład z Paulem-Henrim Spaakiem - działającymi w rządach uchodźczych innych państw i mającymi wkrótce utworzyć trzon przyszłego ruchu zjednoczenia Europy. Retinger nie tylko do nich dołączył, ale zajął się koordynacją ich planów i odegrał zapewne rolę ważnego pośrednika między nimi a potężnymi siłami w USA, których przedstawiciele zamierzali wprowadzić ruch europejski na jego własne ścieżki. Był jednym z organizatorów kongresu w Hadze w 1948 roku.

W roku 1953 Retinger dokooptował do swego grona księcia Holandii Bernharda i założył tak zwaną Grupę Bilderberg. W tej właśnie roli stał się w oczach antyglobalistów zapoznanym geniuszem, który utworzył tajny związek rządzących światem handlarzy władzą.

 

* Norman Davies "POWSTANIE '44", 2004

 

 

JÓZEF RETINGER W ŚWIETLE RAPORTÓW POLSKIEGO I BRYTYJSKIEGO WYWIADU Z LAT 1913-1943

Dariusz Baliszewski - Misja "Salamandra"

 

Lektura nie tylko dla Ministra Waszczykowskiego

Lekcja Historii

Linia Curzona

 

Linia Curzona[edytuj]

 
 

Linia Curzona – proponowana linia demarkacyjna wojsk polskich i bolszewickich opisana w nocie z dnia 11 lipca 1920 roku, wystosowanej przez brytyjskiego Ministra Spraw Zagranicznych lorda George'a Curzona do Ludowego Komisarza Spraw Zagranicznych RFSRR Gieorgija Cziczerina. Przebieg linii oparty został na "Deklaracji Rady Najwyższej Głównych Mocarstw Sprzymierzonych i Stowarzyszonych w sprawie tymczasowej granicy wschodniej Polski" z 8 grudnia 1919 roku. W rzeczywistości lord G. Curzon nie był ani autorem tej koncepcji, ani jej zwolennikiem.

 

 

Geneza pojęcia[edytuj | edytuj kod]

Panie Ministrze Waszczykowski 100 dni minęło
 
Zasięg języka polskiego 1918
Panie Ministrze Waszczykowski 100 dni minęło
 
Mapa rozsiedlenia ludności polskiej z uwzględnieniem spisów z 1916 roku (zaznaczony odsetek ludności polskiej w powiatach)
Panie Ministrze Waszczykowski 100 dni minęło
 
Narodowości w międzywojennej Polsce i krajach sąsiednich[1]
Panie Ministrze Waszczykowski 100 dni minęło
 
Ludność Rzeczypospolitej zjęzykiem ojczystym polskimwedług spisu statystycznego z 1931
Panie Ministrze Waszczykowski 100 dni minęło
 
Ludność Rzeczypospolitej z językiem ojczystym ukraińskim i ruskim, według spisu powszechnego 1931 roku
Panie Ministrze Waszczykowski 100 dni minęło
 
Ludność Rzeczypospolitej z językiem ojczystym białoruskim, według spisu powszechnego 1931 roku

Dyplomacja brytyjska w nocie z 11 lipca 1920 roku, w trakcie konferencji w Spa, zaproponowała linię demarkacyjną wojsk polskich i bolszewickich w toczącej się wówczas wojnie polsko-bolszewickiej. Linia wzięła swoją nazwę od nazwiska George Curzona – szefa brytyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych (ang. Foreign Office). W rzeczywistości lord G. Curzon nie był ani autorem tej koncepcji, ani jej zwolennikiem[2]. Koncepcję linii podchwycił bowiem i zarekomendował Philip Kerr, osobisty sekretarz Davida Lloyd George'a, ówczesnego premiera Wielkiej Brytanii[2]. Kerr korzystał z rad niskiego rangą urzędnika Foreign Office - Lewisa Namiera (Ludwika Niemirowskiego)[2]. Namier urodził się w polskiej rodzinie o korzeniach żydowskich, studiował we Lwowie, a następnie na Oksfordzie i bardzo dobrze znał realia Europy środkowo-wschodniej[2]. To właśnie Lewis Namier był faktycznym autorem projektu linii znanej jako linia Curzona[2].

Linia przebiegała od Grodna przez JałówkęNiemirówBrześćDorohusk, na wschód od Hrubieszowa, dalej na Kryłów, skąd na zachód od Rawy Ruskiej i na wschód od Przemyśla aż do Karpat.

W ogólnych zarysach linia oparta została na linii opisanej w "Deklaracji Głównych Mocarstw Sprzymierzonych i Stowarzyszonych w sprawie tymczasowej granicy wschodniej Polski", podpisanej przez Georges'a Clemenceau – Przewodniczącego Rady Najwyższej Mocarstw dnia 8 grudnia 1919 roku[3] i uważanej za wschodnią granicę obszaru, na którym rząd polski ma prawo do urządzenia własnej administracji, w terminie przewidzianym przez Traktat pokojowy z 28 czerwca 1919 roku. "Deklaracja" ta jednocześnie jednak nie przesądzała dalszych stypulacji – "Prawa, z jakimi Polska mogłaby wystąpić do terytoriów położonych na wschód od wymienionej linii, są wyraźnie zastrzeżone (Les droits que la Pologne pourrait avoir a faire valoir sur les territoires situés a l'Est de ladite ligne sont expressément réservés)".

Na paryskiej konferencji pokojowej kończącej I wojnę światową ustalono polską granicę zachodnią (z Niemcami), natomiast nie ustalono wschodniej, ponieważ Wielka Brytania i Francja liczyły na restytucję przedbolszewickiej Rosji, co stawiało zagadnienie wschodnich granic polskich na porządku dziennym i skłoniło Ententę do wysunięcia projektu tymczasowego i prowizorycznego rozgraniczenia Polski i Rosji. W swoim projekcie tymczasowej granicy oparli się oni głównie na granicach III rozbioru Polski, czyli na przebiegu zachodniej granicy Rosji z 1795 roku. Przedstawiona w "Deklaracji" z dnia 8 grudnia 1919 roku pokrywała się z linią Focha[4], rozdzielającą polską część Suwalszczyzny od Litwy, biegła dalej do Niemna i stąd według sztucznej wschodniej granicy d. obwodu białostockiego guberni grodzieńskiej, skąd Bugiem do dawnej granicy austriackiej tzn. do Kryłowa. Nie obejmowałaGalicji, ponieważ chodziło o granicę polsko-rosyjską, a Galicja do Rosji nigdy nie należała, więc potraktowano ją odrębnie.

Kwestia Galicji Wschodniej a linia Curzona[edytuj | edytuj kod]

Austria podpisując traktat pokoju 10 września 1919 roku zrzekła się w artykule 91 suwerenności m.in. nad Galicją na rzeczMocarstw Sprzymierzonych i Stowarzyszonych. Natomiast wobec trwających już, przed podpisaniem przez Austrię pokoju, walk na tle etnicznym, Mocarstwa te miały w stosunku do niej odmienne plany. 22 lutego 1919 r. została przedstawiona we Lwowie przedstawicielom rządów Polski i ZURL linia demarkacyjna zawieszenia broni w Galicji, pozostawiająca Lwów i Borysławsko-Drohobyckie Zagłębie Naftowe po stronie polskiej, przy jednoczesnym uznaniu ZURL przez Ententę i pozostawieniu po stronie ukraińskiej Tarnopola i Stanisławowa. Była to tzw. linia Barthélemy'ego (od nazwiska francuskiego generała – szefa misji mediacyjnej ze stycznia – lutego 1919), która biegła od Kamionki Strumiłowej przez Bóbrkę, Wybranówkę, Mikołajów i dalej linią kolejową Stryj-Lwów. Projekt zawieszenia broni i linii demarkacyjnej odrzuciła w końcu lutego 1919 strona ukraińska (ZURL), licząc na korzystne dla siebie rozstrzygnięcie militarne. Strona polska starała się skłonić przedstawicieli elit ukraińskich do zaakceptowania linii rozejmowej Sokal-Busk-Halicz-Kałusz-Karpaty (propozycja hrabiego Skarbka z lutego 1919 roku), którą kilka miesięcy później Piłsudski skorygował na korzyść Ukraińców do postaci Sokal-Busk-Kałusz-Karpaty. Oba warianty rozgraniczenia zakładały, że Lwów pozostanie przy Polsce. Wszelkie próby uzgodnienia linii demarkacyjnej z rządem zachodnioukraińskim kończyły się fiaskiem z powodu nieustępliwości strony ukraińskiej. Mocarstwa zachodnie miały szereg wątpliwości w kwestii przyznania Polsce Galicji Wschodniej ze Lwowem, nie były również zgodne co do zakresu koncesji na rzecz Polski. Wyrazem tych różnic był Raport nr 3 z 17 czerwca 1919 roku Komisji do Spraw Polskich Konferencji Pokojowej w Paryżu, na czele której stałJules Cambon. Dokument wytyczał dwie linie rozgraniczenia wschodniej granicy Polski na obszarze wschodniogalicyjskim (tzw. linia A i B). Linia A, za którą optowali Brytyjczycy, biegła w przybliżeniu zgodnie z przebiegiem aktualnej granicy wschodniej od Kryłowa do Karpat, a zbieżna ze stanowiskiem francuskim linia B zostawiała po stronie polskiej Lwów i znaczną część naftowego zagłębia borysławskiego[potrzebne źródło].

Po nieudanej ofensywie ukraińskiej, kontrofensywie polskiej i w konsekwencji po zajęciu w lipcu 1919 r. całego terytorium Galicji po Zbrucz przez wojska polskie, Ententa (Rada Najwyższa – a więc szefowie rządów) postanowiła decyzją z 21 listopada 1919 r. przekazać Polsce zarząd (mandat) nad całą Galicją na 25 lat (a następnie przeprowadzić plebiscyt w kwestii przynależności państwowej tego terytorium) przy jednoczesnym nadaniu przez Polskę autonomii terytorialnej ludności Galicji Wschodniej. Podstawą decyzji Ententy wynikającą z prawa międzynarodowego był traktat pokojowy, który Austria podpisała w Saint-Germain-en-Laye i w którym zrzekła się dotychczasowej suwerenności nad terytorium całej Galicji na rzecz mocarstw Ententy i pozostawiała im decyzję w sprawie dalszej przynależności państwowej tego terytorium.

Decyzja Ententy wywołała oburzenie w Polsce, Sejm przytłaczającą większością (oprócz PPS) przyjął uchwałę sprzeciwiającą się decyzji mocarstw – co jednak nie miało znaczenia prawnomiędzynarodowego. Jednocześnie rząd polski wykorzystując zmianę sytuacji politycznej w Rosji (upadek ruchu białych – klęska wojsk Denikina) i na Ukrainie (Symon Petlura pobity przez białych i czerwonych Rosjan rozpoczął właśnie w Warszawie rokowania o sojusz z Polską) podjął energiczne, zakulisowe działania dyplomatyczne, które doprowadziły 22 grudnia 1919 r. do zawieszenia wykonania uchwały z 21 listopada, co w praktyce oznaczało powrót do negocjacji w tej kwestii.

Trzeba dodać, że politycy Ententy nie znali realiów demograficznych, historycznych i politycznych Galicji Wschodniej i nie mieli sensownego projektu rozwiązania problemu. Skoro odrzucali możliwość istnienia państwa ukraińskiego, uważając to za problem wewnętrzny Rosji (nie uznali URL), to możliwe były dwa rozwiązania: albo Galicja Wschodnia w ramach Rosji (do czego prowadziła taka polityka) albo w Polsce, co było potwierdzeniem status quo istniejącego od lata 1919 r.

umowie sojuszniczej pomiędzy Polską a URL z 21 kwietnia 1920 roku granicę polsko-ukraińską ustalono na Zbruczu[5].

Konferencja w Spa i nierozstrzygnięta kwestia galicyjska[edytuj | edytuj kod]

Podczas konferencji w Spa 10 lipca 1920 w obliczu przewidywanej klęski Polski w walce z bolszewikami Brytyjczycy wysunęli propozycję wycofania wojsk polskich na linię demarkacyjną Niemen-Bug (linia z "Deklaracji" z 8 grudnia 1919), a sprawę Galicji,Śląska CieszyńskiegoGdańska Polska miała zostawić do rozstrzygnięcia mocarstwom Ententy. W Galicji Wschodniej linią demarkacyjną miała być linia frontu w momencie zawieszenia broni. Zatem w Spa nie wyznaczono linii demarkacyjnej w Galicji. Dyplomacja brytyjska podjęła jednak kroki, by i tam zgodnie z postanowieniami konferencji wyznaczyć konkretną linię demarkacyjną. Wytyczoną przez Brytyjczyków linię demarkacyjną, na którą cofnąć się miały wojska polskie, a sowieckie jej nie przekraczać ustanowiono (zgodnie z wcześniej wysuwanymi propozycjami Ententy) na Niemnie i Bugu (czyli linia z "Deklaracji" z grudnia 1919 roku), a w Galicji miała ona biec od Bugu wzdłuż linii Sokal-Busk-Kałusz i dalej do Karpat ze Lwowem po stronie polskiej. Przebieg linii demarkacyjnej miał zostać następnie przesłany w telegramie do sowieckiego komisarza spraw zagranicznych Gieorgija Cziczerina w dniu 11 lipca 1920. Jednakże już w trakcie trwania konferencji w Spa bolszewicy odrzucali wszelkie propozycje linii demarkacyjnych ustalanych przez mocarstwa Ententy, a następnie w dniu 17 lipca 1920 odrzucili już nie tylko propozycję linii demarkacyjnych, ale również samą możliwość pośredniczenia przez Ententę w kwestiach polsko-bolszewickich. Dowództwo bolszewickie liczyło na szybkie opanowanie Polski i wkroczenie sowieckich oddziałów na obszar Niemiec, gdzie miała wybuchnąć powszechna rewolucja. Następnym etapem miał być podbój całego kontynentu europejskiego przez połączone sowiecko-niemieckie oddziały rewolucyjne. Lenin skwitował próby mediacji Ententy słowami : "Za pomocą drobnego szachrajstwa chcą nam odebrać zwycięstwo". Oficjalnie jednak sowiecka dyplomacja głosiła koncepcję dwustronnych rokowań polsko-bolszewickich bez udziału politycznych pośredników. W efekcie, mimo przyjęcia warunków Ententy przez Grabskiego, sprawę wyznaczonej linii demarkacyjnej w Galicji uznano za bezprzedmiotową i nieaktualną. Rezultatem było uzgodnienie przedstawicieli Ententy ze stroną polską, że za podstawę do przyszłych rokowań pokojowych polsko-bolszewickich (bądź polsko-ukraińskich w Galicji) tak czy inaczej będzie się uważać "linię frontu"[6]. Jak więc widać premier Grabski na konferencji w Spa podpisał dokument w którym nie było mowy o konkretnej linii rozejmowej w Galicji. W dniu 15 lipca 1920 roku w Spa rząd polski zgodził się "przyjąć decyzję Rady Najwyższej w sprawie granic litewskich, przyszłości Galicji wschodniej, sprawy Cieszyńskiej i przyszłego traktatu gdańsko-polskiego"[7]. W traktacie ryskim granicę między Polską aUSRR na odcinku galicyjskim ustalono na Zbruczu, co wobec nieuznawania Rosji sowieckiej na forum międzynarodowym[8] miało jedynie charakter dwustronny (wyrzeczenia się pretensji sowieckich do Galicji Wschodniej). Granica ta jednak ostatecznie została uznana przez Radę Ambasadorów Głównych Mocarstw Sprzymierzonych i Stowarzyszonych w Paryżu decyzją z dnia 15 marca 1923 roku[9].

Konferencja w Sèvres[edytuj | edytuj kod]

Latem 1920 roku wydawało się, że los Polski jest już przesądzony i nie zdoła ona oprzeć się nawale bolszewickiej. Mocarstwa Ententy miały do wyboru: albo traktować obszar wschodniogalicyjski jako sowiecką zdobycz, albo jako odrębne od Rosji Sowieckiej oraz Polski (jeśli ta w jakiejś postaci przetrwa) państwo. Wybrano drugą opcję uważając, że odrębne państwo wschodniogalicyjskie pozwoli wbić klin pomiędzy ludność ukraińską a bolszewików oraz przyczyni się do zatrzymania ekspansji sowieckiej. W sierpniu 1920 roku podczas konferencji w Sèvres pomiędzy mocarstwami Ententy a Czechosłowacją, Jugosławią i Rumunią przedstawiciele konferujących państw uznali Galicję Wschodnią za odrębne państwo ukraińskie. Ponownie stanęła kwestia granic tego państwa. Zanim jednak przystąpiono do ich wyznaczania, zwycięstwo nad bolszewikami pod Warszawą unieważniło rozpatrywane w Sèvres projekty.

Niezrealizowana ustawa o zasadach powszechnego samorządu wojewódzkiego z dnia 26 września 1922 roku[edytuj | edytuj kod]

W dniu 26 września 1922 r. Sejm RP przyjął w intencji uzyskania korzystnego rozstrzygnięcia mocarstw nigdy nie uchyloną i nigdy nie wprowadzoną w życieustawę o "zasadach powszechnego samorządu wojewódzkiego, a w szczególności województwa lwowskiego, tarnopolskiego i stanisławowskiego" – w praktyce swych rozstrzygnięć ustalająca dla obszaru Galicji Wschodniej status analogiczny do województwa śląskiego (np. odrębna kuria polska i ukraińska każdego sejmiku wojewódzkiego o uprawnieniach analogicznych do Sejmu Śląskiego, powołanie w ciągu dwóch lat uniwersytetu ukraińskiego, język ukraiński jako równorzędny urzędowy w województwach, zakaz prowadzenia państwowej kolonizacji ziemskiej)[10].

Panie Ministrze Waszczykowski 100 dni minęło Zobacz w Wikiźródłach tekst
Ustawy  z dnia 26 września 1922 roku o zasadach powszechnego samorządu wojewódzkiego

15 marca 1923 r. Rada Ambasadorów ostatecznie uznała suwerenność Polski w Galicji Wschodniej, przy zastrzeżeniu wprowadzenia przez Polskę statusu autonomicznego dla tego terytorium, czego surogat stanowiła ustawa z września 1922, stwierdzająca już w samym tytule szczególny charakter terytorium Galicji Wschodniej w ramach państwa polskiego[11]USRR wniosła protest przeciwko zaniechaniu plebiscytu. Protest został odrzucony przez Polskę z powołaniem się na zapisy traktatu ryskiego i fakt, że terytorium Galicji wschodniej nie wchodziło nigdy w skład państwa rosyjskiego, czy też jego następców prawnych i w konsekwencji jakiekolwiek ich pretensje w tym zakresie są bezprzedmiotowe, zaś ani już istniejący ZSRR, ani wchodząca w jego skład USRR nie są stronami w sprawie.

Decyzja Rady Najwyższej była rozstrzygająca w płaszczyźnie prawnomiędzynarodowej. Następnego dnia po jej ogłoszeniu zaprzestał działalności w Wiedniu rządZURL na emigracji pod przewodnictwem Jewhena Petruszewycza, a jego członkowie w większości powrócili w granice Polski.

Zmiana przebiegu linii demarkacyjnej w Galicji Wschodniej[edytuj | edytuj kod]

Panie Ministrze Waszczykowski 100 dni minęło
 
Linia Curzona, 1945

Prawdopodobnie w nocy z 10 na 11 lipca 1920 roku jeden z pracowników brytyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych (uważa się, że był to Lewis Bernstein-Namierowski, znany również jako lord Namier) zmienił linię wytyczając ją na zachód od Lwowa i Drohobycza i w tej postaci została ona przetelegrafowana z Londynusowieckiemu ministrowi G. Cziczerinowi. Motywy postępowania lorda Namiera, który jest uznawany przez niektórych historyków za autora takiej modyfikacji, nie są jasne. Roman Dmowski w swej pracy Polityka polska i odbudowanie państwa wspomina Namiera jako głównego wroga sprawy polskiej i sprawcę wrogiego stosunku premiera Davida Lloyd George'a do Polski.

Linia Curzona miała być tylko linią rozejmu między walczącymi ze sobą wojskami sowieckimi i polskimi, wbrew obiegowej opinii, nie był to projekt granicy polsko-radzieckiej. Na pozycje wyznaczone przez tę linię miały się cofnąć wojska polskie po podpisaniu rozejmu w wojnie z sowiecką Rosją.

Biegła ona od granicy litewskiej wzdłuż Niemna, z kolei na zachód od Grodna, w północnej części w sposób zbliżony do obecnej granicy polsko-białoruskiej (pozostawiała jednak po radzieckiej stronie Puszczę Białowieskąa po polskiej cały Kanał Augustowski i miejscowość Sopoćkinie) aż do Bugu w miejscowości Niemirów, a w okolicach Kryłowa odchodziła od tej rzeki. Dalszy południowy przebieg był przedmiotem rozbieżności. Linia znana potem jako "A" (linia Namiera przetelegrafowana Cziczerinowi z MSZ w Londynie) biegła nieco na wschód od Przemyśla (podobnie jak obecna granica polsko-ukraińska), wersja oznaczana wiele lat później jako "B" (właściwa linia Curzona + rozważane na konferencji w Spa rozgraniczenie w Galicji wschodniej z zagłębiem naftowym dla Polski) zostawiała zaś Lwów po stronie polskiej.

Po zakończeniu wojny polsko-sowieckiej granica państwowa została ostatecznie wyznaczona w traktacie ryskim z 18 marca 1921 i była przesunięta względem linii o ok. 200 km w kierunku wschodnim.

Formuła "linii Curzona" w okresie II wojny światowej i walka o jej ostateczny kształt[edytuj | edytuj kod]

Panie Ministrze Waszczykowski 100 dni minęło Zobacz w Wikiźródłach tekst
Traktatu o granicach i przyjaźni III Rzesza-ZSRR z tajnymi protokołami – Moskwa 28.09.1939 r.

Po zniszczeniu 6 armii niemieckiej pod Stalingradem w lutym 1943 Stalin skorzystał z okazji aby powołać się wobec Brytyjczyków i Amerykanów na formułę "linii Curzona" przy roszczeniach do wytyczenia nowych granic ZSRR w Europie, ponieważ pokrywała się ona w pewnym stopniu (na linii Bugu) z granicą między ZSRR a III Rzeszą określoną w traktacie o granicach i przyjaźni między III Rzeszą a ZSRR z 28 września 1939 r. – a formuła "Linia Curzona" miała genezę brytyjską, wobec powyższego była neutralną wobec Amerykanów.

Panie Ministrze Waszczykowski 100 dni minęło
 
Stosunki etniczne w województwie lwowskim na tle granic powiatów.

     Większość ukraińsko-rusińska

     Większość polska

W marcu 1943, jeszcze przed zerwaniem stosunków dyplomatycznych w związku z wykryciem grobów katyńskich, Stalin zażądał od Rządu Rzeczypospolitej uznania linii Curzona (szczegółowo niesprecyzowanej) jako nowej granicy między ZSRR a Polską.

Tym samym Stalin żądał od rządu polskiego uznania skorygowanych warunków paktu Stalin – Hitler z 28 września 1939 r., wbrew ustaleniom układu Sikorski-Majski z 30 lipca 1941 r., uznających utratę ważności traktatów niemiecko-sowieckich dotyczących terytorialnych zmian w Polsce i ustanowienia granicy niemiecko-sowieckiej na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Nadmienić należy, że rząd polski nie był uprawniony do dokonywania jakichkolwiek jednostronnych cesji terytorialnych a kwestia kompensaty terytorialnej Polski kosztem Niemiec i jej rozmiaru do października 1944 r. (konferencja moskiewska z udziałem premieraMikołajczyka) oficjalnie nie została przez sojuszników brytyjskich przedstawiona rządowi polskiemu.

Latem i jesienią 1943 r., jeszcze przed konferencją w Teheranie, władze USA i W. Brytanii nie rozpatrywali przywrócenia przedwojennej granicy Polski na wschodzie uznając, iż powinna ona przebiegać w zasadzie jak linia Curzona z zostawieniem Polsce Lwowa. Rząd premiera Mikołajczyka nie był o tym informowany[12].

Mniej więcej do sierpniowej (1944 rok) wizyty premiera Stanisława Mikołajczyka w Moskwie Brytyjczycy mieli nadzieję wytargować od Stalina wariant "B" ze Lwowem dla Polski. Nie znaleźli jednak w swych naciskach na stronę sowiecką żadnego wsparcia Stanów Zjednoczonych, gdyż te nie zamierzały wywierać presji na Stalina w sprawach trzeciorzędnych dla interesów USA i uważały wówczas[13], że bardzo potrzebują pomocy sowieckiej w doprowadzeniu do końca wojny na Dalekim Wschodzie. Straszliwe straty Amerykanów w wojnie dalekowschodniej sprawiły, że dla wciągnięcia ZSRR do wojny z Japonią administracja amerykańska składała na ołtarzu własnej polityki los Polski i Europy Środkowo-Wschodniej.

Kreślenie kolejnych wersji linii Curzona miało miejsce na konferencji międzysojuszniczej w Teheranie. W trakcie jej trwania wyszło na jaw, że istnieją dwie "linie Curzona", na co zwrócił uwagę szef brytyjskiej dyplomacji Anthony Eden. Sfałszowana linia Namiera została naniesiona na mapy alianckie jako linia Curzona "A". Właściwa linia Curzona została ujęta jako linia Curzona "B". Strona brytyjska w swych memorandach (memoranda z 19 i 22 listopada 1943, memorandumToynbee'ego z 12 lutego 1944 oraz memorandum Francisa Bourdillona z 25 lipca 1944) trzymała się wersji "B" linii jako właściwej podstawy do wyznaczenia granicy.

Śladem zażartych targów o polską granicę wschodnią i szczegółowych studiów aliancko-sowieckich jest opracowana podczas konferencji w Teheranie specjalna mapa. Zaznaczono na niej pięć wariantów proponowanej granicy wschodniej oznaczonych od "A" do "E", przy czym wariant pierwszy "A" to granica z 1939 roku. Można spostrzec, że wariant oznaczony na niej jako "B" przewidywał pozostawienie Polsce etnicznie polskiej Wileńszczyzny oraz całej wschodniej Galicji. Warianty "B", "C" i "D" pozostawiały Polsce Grodzieńszczyznę również wówczas w większości etnicznie polską. Warianty "B" i "C" pozostawiały Polsce całą wschodnią Galicję. Wariant "D" zostawiał jedynie Lwów i Drohobycz przy Polsce. Dyplomaci amerykańscy dawali początkowo przedstawicielom Polski nadzieję na wariant w najlepszym razie "B", a więc z Galicją Wschodnią i Wileńszczyzną dla Polski, a w najgorszym razie na wariant "C" pozostawiający przy Polsce LwówTarnopol i Grodno. Wariant "E" przebiegający wzdłuż linii Namiera jako jedyny ze wszystkich odcinał od Polski Lwów, Wilno i Grodno. Stalin na tej mapie samodzielnie zakreskował czerwonym ołówkiem ziemie na zachód od wariantu "E", do których ZSRR rościł pretensje, tj. Białostocczyznę, ziemie chełmską i przemyską, nie wyznaczył jednak swojej wersji wschodniej granicy. Ostatecznie zgodził się na wariant "E", jednak równocześnie wyznaczył linię "F", stanowiącą rozgraniczenie terytoriów w Prusach Wschodnich.

Tuż przed rozpoczęciem obrad konferencji doszło do spotkania Roosevelta ze Stalinem, w czasie którego prezydent USA oświadczył, że przyjmuje linię Curzona jako podstawę wytyczenia wschodniej granicy Polski po wojnie, ale ze względu na zbliżające się wybory prezydenckie i liczenie na głosy Polonii amerykańskiej nie może sygnować do tej pory żadnego oficjalnego porozumienia w tej kwestii. Churchill podczas konferencji obstawał za przynależnością Lwowa do Polski, ale w pewnym momencie stwierdził "Nie mam zamiaru podnosić wielkiego lamentu z powodu Lwowa."[14].

22 lutego 1944 Churchill wygłosił przemówienie w Izbie Gmin dając wykładnie stanowiska brytyjskiego co do granic wschodnich Polski. Stwierdził on m.in. :

(…) my sami nigdy nie udzielaliśmy Polsce w imieniu Rządu Jego Królewskiej Mości gwarancji w odniesieniu do jakiejkolwiek szczególnej linii granicznej. Nie pochwalaliśmy zajęcia Wilna przez Polskę w 1920 r. Stanowisko brytyjskie w 1919 r. znalazło wyraz w tzw. linii Curzona, która usiłowała rozwiązać ten problem przynajmniej częściowo. (…) Mam głęboką sympatie dla Polaków, tej bohaterskiej rasy, której ducha narodowego wieki niepowodzeń nie są w stanie zdławić, ale mam również sympatię dla stanowiska rosyjskiego. Dwukrotnie za naszego życia Rosja była przedmiotem gwałtownej napaści ze strony Niemiec. W następstwie powtarzających się agresji niemieckich zginęły miliony Rosjan, a rozległe obszary rosyjskiej ziemi uległy zniszczeniu. Rosja ma prawo do zabezpieczenia się przeciwko przyszłym atakom z zachodu i my wraz z nią dołożymy starań, aby uzyskała to zabezpieczenie, nie tylko dzięki swojej zbrojnej potędze, ale w wyniku aprobaty i zgody Narodów Zjednoczonych. Wyzwolić Polskę mogą obecnie armie rosyjskie, które utraciły miliony ludzi niszcząc niemiecką machinę wojenną. Nie wydaje mi się aby rosyjski postulat zabezpieczenia zachodnich granic Rosji wykraczał poza to, co jest rozsądne lub słuszne.”[15].

Panie Ministrze Waszczykowski 100 dni minęło
 
Warianty linii granicznej na podstawie mapy przygotowanej na konferencji w Teheranie w listopadzie-grudniu 1943

22 lipca 1944 r. powstał kierowany przez polskich komunistów Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego. Pierwszą sprawą, jaką musiał zająć się PKWN, była kwestia granicy radziecko - polskiej. Rząd radziecki naciskał na podpisanie porozumienia w tej kwestii jeszcze przed porozumieniem odnoszącym się do zagadnienia polskiej administracji na terenach wyzwalanych. Komisja PKWN, która została wyłoniona do opracowania polskich propozycji w tej kwestii, stwierdzała, że "linia Curzona nie powinna ulec jakimkolwiek zmianom na niekorzyść Polski i rozgraniczenie Prus Wschodnich na część polską i sowiecką powinno uwzględnić większy dostęp do morza". Sformułowano również postulaty dotyczące Puszczy Białowieskiej, Lwowa i Zagłębia Naftowego. Strona radziecka zdecydowanie odrzuciła, grożąc zerwaniem rozmów, wszystkie propozycje PKWN, oprócz tych dotyczących Puszczy Białowieskiej[16]. 27 lipca w imieniu PKWN Edward Osóbka-Morawski podpisał w Moskwie Porozumienie między PKWN a rządem ZSRR o polsko-radzieckiej granicy (którego tekstu nie ogłoszono do 1967), ustalając ją wzdłuż tzw. Linii Curzona (z dwiema poprawkami na korzyść Polski (obszar na południe od miejscowości Kryłówi obszar Puszczy Białowieskiej) i zrzekając się tym samym terytorium Kresów Wschodnich. Porozumienie to stało się podstawą do zawarcia w dniu 9 września 1944 roku układu między PKWN i Ukraińską Socjalistyczną Republiką Radziecką o wymianie ludności między Polską i Ukrainą[17]. Stanowiło też ono argument o zgodzie Polaków na "Linię Curzona" jako wschodnią granicę Polski w dalszych negocjacjach z zachodnimi Aliantami, w tym na konferencji w Jałcie.

Z kolei w czasie swych negocjacji ze Stalinem w sierpniu 1944 roku premier rządu RP na uchodźstwieMikołajczyk ostro postawił sprawę przynależności Lwowa argumentując, że miasto nigdy nie było rosyjskie. Stalin odparł, że rzeczywiście Lwów nigdy rosyjski nie był, ale za to Warszawa była. Następnie dodał, żeby Polacy przestali się wykłócać o uzgodnioną już w "Porozumieniu" z 27 lipca 1944 roku granicę, w czasie gdy waży się sprawa ich niepodległości. Insynuacje te wskazują, że jeszcze w sierpniu 1944 roku przywódca sowiecki brał pod rozwagę wariant Polski jako "siedemnastej republiki". W październiku 1944 roku doszło do drugiej tury rozmów Mikołajczyka ze Stalinem w Moskwie. Brytyjczycy po raz ostatni chcieli wynegocjować wariant "B" linii od Rosjan. Ci jednak legitymując się "Porozumieniem" z PKWN zawartym 27 lipca 1944 roku nie ustąpili. Rozmowy zakończyły się ostatecznym fiaskiem. Zachodni Alianci, dowiedziawszy się o zapisach zawartych w "Porozumieniu" z PKWN, zmienili orientację na uwzględniającą interesy ZSRR i wkrótce potem Churchill dowodził, że "ziemie niemieckie, które mają przypaść Polsce są uprzemysłowione, a zatem o wiele cenniejsze niż polskie bagna nadPrypecią, mające przejść w ręce Sowietów." Churchill i Roosevelt ustąpili Stalinowi całkowicie w kwestii kształtu terytorialnego Polski.

Ostatnią słabą próbą ratowania przynajmniej Lwowa dla Polski było spóźnione wystąpienie prezydenta Roosevelta podczas konferencji jałtańskiej. Amerykanie poniewczasie w okresie od października/listopada 1944 roku, w obliczu kampanii prezydenckiej w USA łudzili się, że powiedzie się im uzyskać od Stalina wariant "B" linii Curzona oraz być może jakieś fragmenty Wileńszczyzny, odwołując się li tylko do "wspaniałomyślności" dyktatora. Gest ten miał zjednać im głosy amerykańskiejPolonii w zbliżających się wyborach. Stalin jednak wybrnął z sytuacji wysuwając kontrargument, że ustąpił w kwestii Białostocczyzny, zgadzając się na przekazanie jej części Polsce. W ten sposób Stalin mimowolnie zdradził swe intencje, że prawdziwą podstawą do wyznaczenia granicy między Polską a ZSRR była nie linia Curzona, a linia granicy demarkacyjnej między ZSRR a III Rzeszą z 28.09.1939 roku, która zostawiała Białystok po stronie sowieckiej. Kilka tygodni później – w grudniu 1944 roku – premier RP Tomasz Arciszewski (powołany po ustąpieniu Mikołajczyka) udzielił kontrowersyjnego wywiadu, w którym ograniczył polskie żądania wobec granicy polsko-niemieckiej, deklarując brak zainteresowania Szczecinem i Wrocławiem. Taka postawa polskiego rządu na wychodźstwie została wykorzystana przez komunistów do jego skompromitowania w oczach społeczeństwa. Była jednak wynikiem rachub polskich kół rządowych, że minimalizm odnośnie granicy zachodniej pomoże uzyskać silniejsze wsparcie mocarstw demokratycznych względem uratowania dla Polski ziem na wschodzie podczas konferencji jałtańskiej.

Śladem brytyjskich studiów etnograficznych nad wyznaczeniem linii granicznej pomiędzy Polską a ZSRR jest opracowana w 1943 roku mapa (nosząca datę 5 lutego 1943) z oszacowaną procentową zawartością ludności polskiej, ukraińskiej i białoruskiej na spornych terytoriach.

Ostatecznie powojenna granica wschodnia przyjęła postać – w wyniku ustaleń dokonanych na konferencjach międzysojuszniczych w Teheranie (1943) i Jałcie(1945) – w przybliżeniu linii Curzona "A", którą właściwiej określać należałoby jako linię lorda Namiera z niewielkimi odchyleniami na korzyść Polski (Białowieża i tzw. kolano Bugu i Sołokiji z Krystynopolem) lub ZSRR (okolice Grodna, w tym Suwalszczyzna Sopoćkińska, i Chyrowa). Zmiana granicy polsko-sowieckiej na przebiegającą wzdłuż tzw. Linii Curzona (faktycznie Linii Namiera) nastąpiła 16 sierpnia 1945 poprzez podpisanie umowy o przebiegu granicy pomiędzy rządem ZSRR a Tymczasowym Rządem Jedności Narodowej. Umowa ta stanowi prawnomiędzynarodową podstawę przebiegu obecnej wschodniej granicy Polski z państwami – sukcesorami ZSRRBiałorusią i Ukrainą[18].

Przyczyny poparcia Stalina dla linii Curzona[edytuj | edytuj kod]

Panie Ministrze Waszczykowski 100 dni minęło
 
Ulotka antykomunistyczna z okresu II wojny światowej

Pozostaje pytanie, dlaczego sowiecki dyktator z tak wielką konsekwencją dążył do ustanowienia linii granicznej ze Lwowem po stronie ZSRR. Dążność Stalina do wcielenia tego miasta do państwa sowieckiego jest bardzo wyraźna począwszy od 1943 roku. Wtedy to powołana do życia z moskiewskiej inspiracji komunistyczna PPR zorganizowała okręg lwowski, który jednak istniał krótko. Stalin nakazał wcielenie tej struktury do radzieckiego podziemia. Już wówczas uwidoczniły się sowieckie intencje co do przynależności Galicji Wschodniej. Z punktu widzenia ogromnego imperium sowieckiego różnice terytorialne pomiędzy linią "A" i "B" były bardzo nikłe. Jeśli odrzucimy aspekt psychologiczny zagadnienia (zemsta za klęskę dowodzonych przez Stalina armii oblegających miasto w roku 1920) to pojawiają się dwa wytłumaczenia. Pierwsze często przedstawiane przez rząd sowiecki mówiło, że Lwów oddany Polsce byłby zarzewiem konfliktu polsko-ukraińskiego. Sowiecki imperializm potrzebował uległej wobec centrali moskiewskiej Polski i uległej, zsowietyzowanej Ukrainy. Wszelkie konflikty pomiędzy nimi byłyby niebezpieczne dla Kremla, gdyż mogłyby wymknąć się spod kontroli Biura Politycznego KPZR i wzmagać groźny także dla Rosji ukraiński nacjonalizm. Aby to niebezpieczeństwo zażegnać odcięto Lwów od Polski, mimo że strona sowiecka zdawała sobie sprawę z polskiego charakteru miasta.

Drugie wytłumaczenie ma charakter kulturowo-cywilizacyjny. Lwów był bastionem cywilizacji zachodniej w swoim regionie Europy, promieniującym na znaczną część Ukrainy, a jego polska ludność nie nadawała się do zsowietyzowania.

Jako taki byłby dla ZSRR przeszkodą w zawładnięciu duszami i umysłami Ukraińców w celu wychowania ich według szablonu "człowieka radzieckiego".

Dlatego Stalin postanowił zniszczyć ten bastion cywilizacyjny wysiedlając po prostu jego mieszkańców w latach 1945-1946 (Wysiedlenie Polaków ze Lwowa). Puste miasto, pozbawione własnej ludności nadawało się do zasiedlenia przez odmiennych mentalnie i cywilizacyjnie "ludzi radzieckich".

Odmienny pogląd na kwestię sowieckiego uporu zaprezentował znany polski geopolityk Władysław Studnicki. W wydanej po wojnie pracy pt. "Polska za linią Curzona" stwierdził, że oddanie Stalinowi Królewca oraz części Prus Wschodnich powoduje oskrzydlenie Polski od północy, a więc zmusza ją do przyjęcia pozycji satelity ZSRR. Z kolei wcielenie do państwa sowieckiego krajów bałtyckich umożliwia swobodną ekspansję sowiecką w basenie Morza Bałtyckiego przez co zależność Polski od Kremla staje się jeszcze głębsza i niemożliwa do zrzucenia. Natomiast wcielenie do ZSRR Galicji Wschodniej oraz Rusi Zakarpackiej w analogiczny sposób oskrzydla Węgry oraz Austrię i w ten sposób umacnia sowiecką władzę w Budapeszcie oraz Wiedniu. Innymi słowy według Studnickiego Lwów w rękach sowieckich to rewolwer wymierzony w Budapeszt i Wiedeń, gwarancja utrzymania rosyjskich wpływów w tej części Europy.

Obecnie z perspektywy kilkudziesięciu lat można inaczej spojrzeć na kwestię granic wschodnich Polski i sposób jej rozwiązania po II wojnie światowej.

Dbałość Stalina o interesy ukraińskie była jedynie pozorem, gdyż co prawda wcielił do Ukrainy Lwów i wschodnią Galicję, ale równocześnie pozwolił na pozostawienie w Polsce takich miast jak Chełm i Przemyśl, do których Ukraińcy również rościli pretensje. Oprócz tego zezwolił na wysiedlenie z obszaru Polski pojałtańskiej kilkuset tysięcy Ukraińców, równolegle zasiedlając opróżniony z polskich mieszkańców Lwów nie Ukraińcami, a w znacznej mierze ściągniętymi z głębi Rosji rdzennymi Rosjanami. Trudno to nazwać obroną interesów ukraińskich. Stalin był w gruncie rzeczy jednakowo wrogi ukraińskiej niezależności, jak i polskiej suwerenności, odnosił się z jednakowym lekceważeniem do terytorialnych aspiracji obu narodów, zarówno polskiego, jak i ukraińskiego.

Jego zrealizowane ostatecznie plany granic Polski nie były niczym oryginalnym, gdyż powstały znacznie wcześniej – w początkowej fazie I wojny światowej. W latach 1914-1915 rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Sazonow (1860-1927) przedstawił koncepcje autonomicznego państwa polskiego złożonego z Kraju Nadwiślańskiego poszerzonego o tereny pruskie na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej (tzw. plan Sazonowa). W skład tego projektowanego państwa miała też wejść zachodnia Galicja. Do Rosji natomiast miała zostać wcielona ziemia chełmska i Podlasie, które już w roku 1912 jako tzw. gubernia chełmska zostały odłączone odKraju Nadwiślańskiego i jako ziemie "rdzennie ruskie" włączone bezpośrednio do imperium Romanowów. W tym samym okresie podczas rosyjskiej okupacji Lwowa w latach 1914-1915 car Mikołaj II wizytując miasto jednoznacznie opowiedział się za wcieleniem go do Imperium Rosyjskiego, kwestionując samo pojęcie Galicji iLodomerii oraz podkreślając "rdzennie rosyjski" i "staroruski" charakter tamtych terytoriów. Klęska Rosji w wojnie uniemożliwiła realizację planów zmian terytorialnych proponowanych przez rząd rosyjski.

Różnice pomiędzy zamierzeniami Imperium Rosyjskiego z lat 1914-1915 a koncepcjami Stalina polegały głównie na odmiennym potraktowaniu polskiej ludności. Sazonow po poszerzeniu obszaru dawnego Królestwa Kongresowego o ziemie po Odrę i Nysę Łużycką zamierzał utrzymać na anektowanych terenach dominację ludności niemieckiej, której ludność polska miała zostać podporządkowana. Równocześnie rząd carski nie zamierzał wysiedlać Polaków ze Lwowa i reszty ziem wschodnich.

Plan Stalina zakładał przesiedlenia zarówno ludności niemieckiej z ziem pruskich, jak i polskiej z ziem wschodnich.

Pomimo tych różnic można przyjąć, że Rosja Sowiecka zrealizowała koncepcje imperialne Rosji carskiej, których tej ostatniej nie udało się urzeczywistnić w początkach XX stulecia, a które Stalin uznał za trafne i korzystne dla rosyjskiej imperialnej racji stanu.

Udało się też wytargować od Stalina dla Polski tereny, do których Rosja jeszcze od czasów carskich rościła sobie pretensje: ziemię chełmską, Podlasie, fragment ziemi przemyskiej, Suwalszczyznę oraz skrawek dawnej ziemi bełskiej. Były one w sferze sowieckiego zainteresowania. Należy to zawdzięczać pewnej (aczkolwiek z polskiego punktu widzenia zupełnie niewystarczającej) twardości postawy aliantów zachodnich wobec żądań Stalina. Rządy alianckie były w sprawie polskich granic wschodnich naciskane mocno przez Polski Rząd na Uchodźstwie, który starał się bronić w niezwykle trudnej dla kraju sytuacji interesów polskich, apelował w sprawie polskiej do opinii świata, amerykańskiej Polonii oraz Kościoła Katolickiego. Rządy anglosaskie musiały się w pewnym stopniu liczyć ze światową opinią publiczną. W lutym 1944 roku, a więc po konferencji w Teheranie Rosjanie wysunęli pretensję do Chełmszczyzny. Ukraińscy komuniści apelowali do Stalina w sprawie HrubieszowaZamościaJarosławia oraz Chełma aby przekazać je Ukrainie jako "odwieczną ziemię ruską". Dla radzieckiego dyktatora był to prawdopodobnie środek taktycznego nacisku na Anglosasów i premiera Mikołajczyka, natomiast Ukraińcy traktowali swe pretensje poważnie. Według niektórych historyków rezygnacja Stalina z Podlasia, Białegostoku, Chełmszczyzny i Przemyśla nastąpiła w zamian za "zezwolenie" Churchilla i Roosevelta na przejęcie przezZSRR północnych Prus Wschodnich z Królewcem. (Początkowo zakładano, że całe Prusy Wschodnie wraz z Królewcem zostaną przekazane Polsce). Jednak strona sowiecka jeszcze w 1956 roku, w okresie załamania się stalinizmu w PRL, groziła stronie polskiej "korekturą" granicy polegającą na wcieleniu tych terenów doZSRRNikita Chruszczow groził wtedy władzom PRL "w razie próby opuszczenia przez Polskę obozu państw socjalistycznych" aneksją PrzemyślaChełma,Zamościa oraz Białegostoku. Podobne roszczenia terytorialne wysuwał Chruszczow już w roku 1946.

Przypisy

  1. Skocz do góry↑ Henryk Zieliński: Historia Polski 1914-1939. Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 1983.ISBN 8304007126.
  2. ↑ Skocz do:a b c d e Mateusz Zimmerman: Prof. Andrzej Nowak: dla brytyjskich elit Polska to było "nigdzie" [WYWIAD]. Onet.pl, 2015-06-14. [dostęp 2015-07-02].. Rola Namiera jest kwestionowana (Bartłomiej Rusin, Lewis Namier a kwestia ,,linii Curzona’’ i kształtowania się polskiej granicy wschodniej po I wojnie światowej).
  3. Skocz do góry↑ Deklaracja Rady Najwyższej Głównych Mocarstw Sprzymierzonych i Stowarzyszonych w sprawie tymczasowej granicy wschodniej Polski
  4. Skocz do góry↑ Kronika powstań polskich 1794—1944. Warszawa: Wydawnictwo Kronika, s. 357.ISBN 83-86079-02-9.
  5. Skocz do góry↑ Oznaczało to zaakceptowanie przez stronę ukraińską faktu włączenia Galicji Wschodniej do Polski. Jednak miałoby to znaczenie prawnomiędzynarodowe jedynie w przypadku przetrwania URL jako państwa, lecz wobec dalszego przebiegu wojny polsko-sowieckiej i wycofania uznania RP dla URL w trakcie rokowań pokojowych z bolszewikami nie nastąpiło.
  6. Skocz do góry↑ "Rząd Polski zgadza się na to by: [...] Co się tyczy Galicji wschodniej, to armje staną na linii, którą osiągną w dniu rozejmu, poczem każda armja cofnie się o 10 km., celem utworzenia strefy neutralnej", Odbudowa państwowości..., s. 291)
  7. Skocz do góry↑ Odbudowa państwowości polskiej. Najważniejsze dokumenty 1912-1924 pod redakcją Kazimierza W. Kumanieckiego, Warszawa-Kraków 1924, s. 292,
  8. Skocz do góry↑ Francja i Anglia uznały ZSRR i nawiązały stosunki dyplomatyczne w roku 1922 po układzie niemiecko-sowieckim w Rapallo, Stany Zjednoczone najpóźniej – w roku1934.
  9. Skocz do góry↑ tekst decyzji – Dziennik Ustaw z 1923 nr 49 poz.333
  10. Skocz do góry↑ Dz. U. z 1922 r. Nr 90, poz. 829 za :Odbudowa państwowości polskiej. Najważniejsze dokumenty 1912-1924 pod redakcją Kazimierza W. Kumanieckiego, Warszawa-Kraków 1924, s. 628-631
  11. Skocz do góry↑ " Wobec tego iż uznane zostało przez Polskę, że co się tyczy wschodniej części Galicji, warunki etnograficzne czynią koniecznym ustrój autonomiczny" (oficjalny tekst polski decyzji Konferencji Ambasadorów zamieszczony w Dzienniku Ustaw RP nr 49 poz 333 z 1923 r. z dn. 20 kwietnia 1923 r.) Odbudowa państwowości polskiej. Najważniejsze dokumenty 1912-1924 pod redakcją Kazimierza W. Kumanieckiego, Warszawa-Kraków 1924, s. 676 ("Considerant qu'il est reconnu par la Pologne, qu'en ce qui concerne la partie orientale de la Galicie, les conditions ethnographiques necessitent un regime d'autonomie"- tekst francuski).
  12. Skocz do góry↑ Eugeniusz Duraczyński "Między Londynem a Warszawą" PIW 1986, str. 82 ISBN 83-06-01406-5
  13. Skocz do góry↑ Było to przed sukcesem projektu Manhattan i skonstruowaniem amerykańskiej bomby atomowej.
  14. Skocz do góry↑ Eugeniusz Duraczyński "Między Londynem a Warszawą" PIW 1986, str. 89 ISBN 83-06-01406-5
  15. Skocz do góry↑ Eugeniusz Duraczyński "Między Londynem a Warszawą" PIW 1986, str. 107 ISBN 83-06-01406-5
  16. Skocz do góry↑ Anna Sobór - Świderska "Jakub Berman. Biografia komunisty" IPN Warszawa 2009 str. 128 - 129 ISBN 978-83-7629-090-4
  17. Skocz do góry↑ Peter Raina "Jaruzelski" Wydawnictwo "Efekt" Warszawa 2001 ISBN 83-88900-00-5str. 123
  18. Skocz do góry↑ Umowa ZSRR-PKWN (nie posiadającym statusu rządu Polski, nie uznawanym ponadto międzynarodowo) nie była wiążąca w świetle prawa międzynarodowego, co pośrednio potwierdził Józef Stalin zawierając właściwą umowę z Tymczasowym Rządem Jedności Narodowej, posiadającym uznanie międzynarodowe i stanowiącym podmiot prawa międzynarodowego.

Zobacz też[edytuj | edytuj kod]

Panie Ministrze Waszczykowski 100 dni minęło Zobacz w Wikicytatach kolekcję cytatów Linia Curzona

 

Zakorzeniony w historii Polski i Kresów Wschodnich. Przyjaciel ludzi, zwierząt i przyrody. Wiara i miłość do Boga i Człowieka. Autorytet Jan Paweł II

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka