allocator allocator
49
BLOG

Państwo to JA !

allocator allocator Polityka Obserwuj notkę 3

Czytam, oglądam i... przecieram oczy ze zdumienia.

 

Usłyszałem wczoraj, że Tusk spocił się w nocy ze strachu przed przeprowadzką do Dużego Pałacu i dlatego nie chce kandydować. Dowiedziałem się też, że kogoś zaszachował, że kogoś innego rozczarował, że jako genialny strateg rozwalił ukierunkowaną na konflikt wyborczą strategię PiS-u. Mówiono i pisano do mnie, że przegrałby z Kaczyńskim i najzwyczajniej stchórzył. Czytałem nawet o wieloletnim sekretnym planie pod równie tajemnym kryptonimem POPiS (sic!), którego niezbyt istotnym (i przemilczanym przez autora tej antykoncepcji) efektem ubocznym jest trwająca od czterech lat wojna domowa. W rzeczy samej: co komentator, to opinia. Szczególnie wzruszyła mnie wizja Tuska-męża-stanu, kroczącego świętymi stopami wprost w annały historii. Nie mogę nic poradzić na to, że podobne teksty wzruszają mnie do łez. Dlatego gdy oddałem sporą ich ilość, po czym jako tako się opanowałem, postanowiłem dołożyć swoją kropelkę smoły do wspólnego polskiego piekiełka.

A Tusk najzwyczajniej w świecie chciał. Zostać KIMŚ. Ale jak bardzo chciał! Wypromowany skokowo "cudem" (czyt. jednym, być może kupionym, prezydenckim sondażem) w 2005 roku (w trzy dni z 7% na ponad 20%), nie zdołał pokonać dawnego prawego skrzydła AWS. Witał się już z Pałacem, tymczasem doświadczył podwójnej porażki - partyjnej i osobistej. Cóż za dramat polityka, który już wtedy chciał mieć większość władzy w ręku! Wystarczy przypomnieć negocjacje z Kaczyńskim, żądania większości w Radzie Ministrów...

Z tym niezbyt imponującym bagażem porażek, Tusk jako lider opozycji borykał się przez dwa lata. Tuż po wspólnym (wraz z wierchuszką PO) podjęciu decyzji o rozpoczęciu gry na wepchnięcie PiS-u w łapska Leppera, doszedł do wniosku, że w PO nie ma miejsca dla wielu liderów. Plakaty wyborcze z 2005 roku należało prędko zastąpić wizerunkiem już nie przewodniczącego w grupie współpracowników, ale przywódcy, niezależnie od wyniku wyborów. Tak się stało, a Tusk-przegrany, konsekwentnie konsolidując swoje ugrupowanie (dla realistów: kosząc partyjnych konkurentów, lub rozstawiając ich po kątach), osiągnął w partii władzę właściwie absolutną i niepodzielną. Przed wybuchem afery gruntowej Tusk-szef był już jedynym kandydatem na 'wodza narodu'.

Strategia czarnego PR-u przeciwko PiS-owi (który nietrudno było uprawiać, choćby przez samą osobę Andrzeja L. w roli wicepremiera) oraz katastrofalny dla PiS-u finał kampanii wyborczej 2007 - ta koniunkcja zdarzeń przyniosła Tuskowi władzę, o której wcześniej nie marzył. Widzieliśmy wtedy Tuska ględzącego w kółko o polityce miłości, który jakby nie spostrzegł, że zwycięskie wybory już za nim - ta piękna wizja szczęśliwego patrioty zapadła głęboko w pamięć jego wyborców. Szczypta PR-u i mamy premiera miłości.

Po pewnym czasie kompetencyjnych utarczek Tuska z Lechem Kaczyńskim można było odnosić wrażenie, że ten pierwszy nie zechce już kandydować na prezydenta. Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego, uważni obserwatorzy polskiej polityki mogli w miejsce tego wrażenia swoboddnie wyrażać solidne przekonanie. Nie po to przecież igra się z inteligencją za pomocą Palikota, deprecjonując osobę prezydenta wraz jego z urzędem, żeby samemu na tym oplutym stolcu zasiąść.

Jednak cała dotychczasowa polityczna biografia Tuska staje się niczym w odniesieniu do tego, co pokazał  wczoraj. Nie na giełdzie. W wywiadzie wyemitowanym po Faktach TVN, premier zrzucił maskę polityka miłości. Wylazł z niego ten Tusk, który siedział głęboko ukryty od 2005 roku pod opozycyjnymi frustracjami, a następnie pod rządowym pudrem, w dodatku stale maskowany 'odpowiednim' kadrem. A wczoraj widzieliśmy takiego Tuska: to JA pozwoliłem na komisję hazardową, to JA wygrałbym wybory prezydenckie, to JA rządzę partią, to JA poświęcam swe ambicje dla Was, to JA będę budować Polskę, to MOI ludzie zrobią to wszystko, co JA im nakażę. Zobaczyliśmy władcę absolutnego, który nie jest w stanie ani swej władzy oddać, ani się nią podzielić. Który - śladem Wałęsy - istnieje sam jeden dla świata, nie chcąc pamiętać o ciężkiej solidarnej robocie swych współpracowników.

Zza maski wyjrzała twarz fanatyka władzy. To właśnie stało się z Tuskiem, kiedy został premierem Polski - ciąg do władzy, naturalny dla każdego polityka, przerodził się akurat u tego człowieka w niepohamowaną żądzę władzy maksymalnej. "Ich jest dwóch, ja jestem jeden" - najgorszy w tym stwierdzeniu nie jest jednak dramat człowieka, który nie może się rozdwoić. Najgorsze byłoby to, że po zasmakowaniu pełni władzy realnej, jako premiera, wodza partii i idola tłumów, Tusk musiałby tę władzę komuś przekazać. KOMUKOLWIEK innemu. A właśnie tego nie jest w stanie uczynić.

 

Tu nie ma miejsca na taktyki, strategie, plany i grę zespołową. Liczy się tylko władza. Za każdą cenę.

Tylko tyle, nic więcej.

allocator
O mnie allocator

Łodzianin od urodzenia.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka