Alpejski Alpejski
5427
BLOG

Destylacja smoły. Po obejrzeniu filmu "Kler"

Alpejski Alpejski Film Obserwuj temat Obserwuj notkę 301

Trudno mi zacząć tę recenzję, bo film „Kler“ zaliczam do klasy filmów mocnych, bez pardonu pokazujących widzowi jak rzeczywistość widzą jego twórcy. Czy zatem ten film opisuje rzeczywistość polskiego Kościoła?

Mówimy, że kropla dziegciu zniszczy beczkę miodu…

Smoła i dziegieć to produkty suchej destylacji drewna, esencja jego organicznej zawartości, to ciężka i lekka frakcja substancji smolistych zawartych w materii drewna. Po destylacji pozostaje czysty węgiel drzewny i produkty właśnie takie jak dziegieć, zawierający substancje z wyższej półki chemii organicznej o bardzo intensywnym odstręczającym zapachu. Jednak dziegieć ma bardzo pożyteczne własności. Poddany dalszej destylacji pozwala na wydobycie niezwykle cennych substancji o własnościach biocydów szczególnie zabójczych dla grzybów. Jedną z nich jest znana ze starych czasów prawie wszystkim w Polsce substancja zwana kreozolem, na którego bazie produkowano silnie działający syrop, stosowany w stanach anginowych. No i jak to się ma do filmu „Kler”? Już odpowiadam…

Aby opisać pewną rzeczywistość autorzy filmu nie tylko musieli dokonać destylacji tego, co tworzy materię Kościoła. Po pierwszej destylacji należało dokonać kolejnej, co twórcy filmu uczynili, wydobywając z ciężkich frakcji smoły te najbardziej lotne substancje.

Tak, więc mamy tu smołę w postaci prozy życia parafialnego, reprezentowanej przez dwóch księży Kukułę i Trybusa – Jakubik i Więckiewicz, stanowiącej osnowę dla naprawdę interesującej opowieści o mechanizmach zachowania na szczytach kościelnej hierarchii. Dla każdego znającego dobrze polski kościół, niezwykle czytelna jest postać arcybiskupa Mordowicza grana przez Janusza Gajosa. To hybryda, co najmniej dwóch polskich arcybiskupów - jednego obecnie z północy, a drugiego z południa Polski. „Smaczki” tej postaci polegają na tym, że w brawurowo zagranej przez Janusza Gajosa roli, znawcy dopatrzą się jeszcze wielu „odprysków” z osobowości kilku wysokich polskich hierarchów. Wracając do naszej analogii z frakcjami smoły, można powiedzieć, że tu już mamy do czynienia z bardziej lotnymi niż smoła substancjami, czyli tymi, które podczas suchej destylacji ujawniają się, jako pierwsze, ale są trudne do uchwycenia, bo są bardzo lotne. I to one są najbardziej toksyczne dla organizmów żywych.

Reżyser poprowadził nas umiejętnie przez świat zalany lepką śmierdzącą smołą, i kiedy jesteśmy już wystarczająco wstrząśnięci tym, co przylepia się do naszych butów – ba zaczyna brudzić nam ręce – pokazuje nam „eter” wydestylowany z tej smoły. Tym eterem są ci, co kierują kościołem. Muszę przyznać, że aktorzy koncertowo grają swoje role. Trudno mi wymienić kogoś najlepszego, bo wszyscy spisują się znakomicie, ale szczególne wrażenie zrobiła na mnie rola kurialisty Leszka Lisowskiego, grana przez Jacka Braciaka.

Kiedy jako młody człowiek oglądałem Klausa Marię Brandauera w filmie Istvana Szabo „Mephisto”, zastanawiałem się czy znajdzie się ktoś, kto przebije tę kreację. Czekałem długo i przyznać muszę, że tak diabolicznej postaci, zagranej tak oszczędnymi środkami, jak zrobił to Braciak nie widziałem jeszcze w kinie.

Jako kontrapunkt pojawia się rola, w swym tragicznym wymiarze, niezwykle poruszająca widza. To rola księdza Kukuły grana przez Arkadiusza Jakubika. Jest w tym wątku kilka naprawdę przejmujących scen, ale jego spowiedź przy ołtarzu powoduje, że do oczu napływają łzy i nie chodzi tu o to, co konkretnie czai się za tą spowiedzią, ale nabiera ona wymiaru uniwersalnego, przypominając każdemu z nas jak grzechy uczynione przeciw nam samym, niszczą nasze wnętrze i wyzwalają wtórne zło, które czynimy innym.

I wreszcie trzeci z głównych bohaterów grany przez Roberta Więckiewicza, czyli ksiądz Trybus. Kiedy szedłem na ten film, przed oczami miałem wiele recenzji, w których twierdzono, że to film pozbawiony dobra, całkowicie pozbawiający nadziei. Nie wiem czy tamci recenzenci oglądali ten sam film, a nawet czy oglądali go w ogóle. Postaci zarówno Trybusa jak i Kukuły są bardzo ludzkie. To żadne demony, to ludzie rozdarci i potwornie samotni. Kukuła jest z nich wszystkich najbardziej oddany swoim parafianom. Na co dzień nie ma wad rzucających się w oczy, jak te u Trybusa. A ten to pijak nad pijaki! Do tego nieprzejmujący się tym, że żyje ze swoją gosposią, która początkowo jest dla niego jedynie taką „nadmuchiwaną lalą” i wygodnym nadzorcą parafialnego biznesu. Ale poczęte dziecko zmienia dramatycznie bieg wydarzeń i z nieodpowiedzialnego szczeniaka Trybus zmienia się w ojca. Zaczyna widzieć siebie w zupełnie w innym świetle i kiedy ponownie „upada” wysyłając dziewczynę do kliniki w Czechach, aby usunęła jego dziecko, a po chwili „powstaje” rozumiejąc zło, które wyrządza, widzimy narodziny nowego człowieka. Będziemy z przejęciem kibicować mu w drodze do kliniki aborcyjnej, kiedy postanawia powstrzymać dziewczynę przed czynem, do którego jeszcze przed chwilą ją zmusił. To najważniejsza decyzja w jego życiu, decyzja odpowiedzialna i dramatyczna, bo wiążąca się z porzuceniem stanu kapłańskiego.

Czy znam takie przypadki? A było ich mało? Nie trzeba było studiować na Papieskiej Akademii Teologicznej, aby znać sprawę księdza profesora Tadeusza G. i jego decyzję o odejściu z kapłaństwa. Ile było innych? A ile skończyło się źle?

Niestety nie jest to wiedza dobra. Im wyżej tym gorzej…

W tym miejscu pora „zabrać się za rolę” Mordowicza. Jest taka scena, kiedy pada zdanie o rezydencji na Mazurach. No to już niektórzy wiedzą, że tam ze swojego złotego „Kałacha” AK-47 otrzymanego w darze od pracowników „Łucznika”, ciągnie po lesie seriami jeden z potężnych polskich arcybiskupów. Ech ten, to dał z siebie wiele pomysłów dla popisów aktorskich Gajosowi… Pijatyki, sarmacki styl życia i jazda po pijaku. O nie myślcie, że ten hierarcha miał zawsze kierowcę przy sobie. On na wewnętrznej stronie płaszcza nosił odznakę „Honorowy Policjant RP”. Wsiadając kompletnie pijany do swojego Mercola, uspokajał jednego ze swoich gości, że ta odznaka zapewnia mu całkowite bezpieczeństwo, kiedy ten gość widząc co się szykuje, chciał go podwieźć do parafii, w której ów arcybiskup miał za chwilę bierzmować. Kierowcę to ma Kraków…

No i tu pojawia się kolejne źródło inspiracji, jaką dla reżysera był krakowski dwór. To jest ten najbardziej toksyczny destylat z naszej smoły, produkujący takich kurialistów Lisowskich. I nie myślcie, że tu arcybiskup jest centrum zła. O nie!

Lisowski, nauczony jest przez dwór otaczający, w sumie poczciwego Mordowicza, zachowań takich, że sam Mephisto mógłby być jego uczniem. A Mordowicz jest trochę tak jak rodzic patologicznie kochający swoje dzieci - ciągle udaje, że rzeczywistość jest inna niż ta prawdziwa. Możemy mu wierzyć, że on robi wszystko dla swojego kościoła, nic dla siebie. Tak - on jest samotny, zagubiony i niedopuszczający do siebie prawdy o tym, jaki jest dwór, jaki jest Kościół, który ten dwór buduje. Jak rodzic naciągany przez wyrośniętego bachora, bez przerwy wyciąga kolejne pliki banknotów - dla dobra sprawy oczywiście - a że ci, co je biorą robią z nich inny użytek niż on chce? Zagubienie Mordowicza zdaje jeszcze większe, kiedy widzimy zależności polityczne i finansowe. Kiedy święci kible to święci je, bo chce wznieść swój kościół. Ale odgrywa to na politykach i świecie nauki, którym pomiata. On nie zauważa nawet swojego stylu życia. Korupcja? A co to takiego? Jadąc wypasioną limuzyną uczy się zdań – przez lata żyłem w ubóstwie. No żył, naprawdę we własnych oczach tak żył. A że nie ma pojęcia, czym ubóstwo jest, to wydaje się mu, że ta kurialna rzeczywistość przepychu, która go otacza jest prawdziwym ubóstwem. Złoty, a skromny… Ile razy słyszałem podobne zdania? Czy wie, czym jest zło? Czy wie, że je czyni?

I tu dochodzimy do wątku, który wchodzi w relację z polską historią, a który przez krytyków filmu został nadużyty. Mianowicie czas Solidarności i stanu wojennego. Mordowicz wypowiadający słowa św. Pawła „zło dobrem zwyciężaj”, które były jak wiadomo osnową kazań beatyfikowanego księdza Popiełuszki, bezcześci pamięć tego wybitnego kapłana. Bezcześci w kontekście tego co robi. Po prostu depcze tę pamięć, bo te słowa w jego ustach to obraza Bożego Ducha, obraza pamięci o tamtych dniach. Obraza świadoma uczyniona z czystego wyrachowania. Podobnie jest, kiedy w retrospekcji widzimy księdza, który prześladował Kukułę, kiedy ten był ministrantem. Sugerowanie, że to Popiełuszko, świadczy o ignorancji tak twierdzących, bo przecież prześladowany w końcu spotyka swojego prześladowcę w domu emeryta. Dla nieznających historii - bestialsko zamordowany przez SB ks. Jerzy Popiełuszko nie dożył emerytury.

To nie jest film jednoznacznie czarny.

To nie jest film bez nadziei, bez dobra. Widzimy jak to dobro jest gniecione i tłamszone. Widzimy jak ten, u którego mógłby się uczyć Mefisto, ogląda z pokładu prywatnego business-class-jeta, swój nowy port docelowy i ciarki chodzą nam po plecach…

Ale czyż tak nie jest?

Nie tak dawno wyrzucony przez własnych wiernych za niebywałe przekręty finansowe i bizantyjski styl życia biskup Limburga trafił, jako szef nowej ewangelizacji, tam gdzie chciał i trafił wspomniany filmowy Mefisto - kurialista Lisowski. Podobnych przykładów znamy dziesiątki, jeśli nie setki.

Ten film jest jak destylat smoły.

Celowo już na początku tej notki przywołałem smołę W ludowych wyobrażeniach piekła ta smoła wypełnia kotły, w których gotowani są grzesznicy. Może być tak, że ta smoła destylowana przybiera postać silnie antyseptycznego związku chemicznego. Aby leczyć dozowanie musi być bardzo ostrożne, bo sam środek wprawdzie zabija organizm inwazyjny, ale i sam jest silnie toksyczny i rakotwórczy. I to jedyna szansa, że niektórzy z ludzi Kościoła potraktują ten środek, jako lekarstwo. Inaczej to tylko piekielna smoła, w której wszyscy będą siedzieć po szyję. Wbrew temu, co niektórzy sądzą, siedzieć będą również również wierni.

Tu Smarzowski jednak podlizał się wiernym i oszczędził im podstawiania lustra. Prawda jest taka, że każdy ksiądz dysponuje armią zaślepionych obrońców i gdyby było tak, że chce się obronić, to ci „umyślni” zrobią za niego czarną robotę. Z tego powodu, że scenarzysta z postaci Kukuły zrobił człowieka wobec własnych grzechów uczciwego, potrafiącego je dostrzegać, nie pojawił się w filmie wątek „parafialnego piekła”, jakie każdy ksiądz może bez problemu uczynić każdemu swojemu krytykowi… Co więcej postać Kukuły, który walczy o swoją godność budzi sympatię.

Film znakomity, mocny i wbrew recenzjom pokazujący wiele prawdy, bolesnej prawdy o polskim i powszechnym kościele.

I niech was nie dziwi scena, kiedy w napięciu „dwór” wertuje wszystkie wydania lokalnej prasy. Przecież nie prawda się liczy, a to, co napisze prasa. Jednak najlepiej jest, aby media w ogóle nie zajmowały się Kościołem. Tak właśnie myśli Mordowicz i zachowuje się jak makler giełdowy po udanym skoku na kasę, te oklaski w scenie przeglądania prasy zapadają w w pamięć…

Czy film ma słabe strony? Czepiając się odpowiem, że ma. Długie zbliżenia koszy napełnianych pieniędzmi są zbyt łopatologiczne i pachną propagandowymi chwytami. Co więcej świadectwa osób pokrzywdzonych zaaranżowane na dokument – choć są prawdziwe - sprawiają wrażenie manifestu. Wszak filmowy Mordowicz powiedział – złoty, a skromny. Czyli czasem mniej znaczy lepiej. Tu się nie mylił. Bo, po co razić po oczach diamentami. Niech ludzie czytają takie świadectwa sami, niech ruszą cztery litery do bibliotek i się zastanowią! Może to coś da? Kto wie? Choć znając ludzkie lenistwo może to i dobrze że się pojawiły w takiej a nie mniejszej ilości?

Wszak z tej smoły może być jeszcze lekarstwo i wszystko zależy od nas wszystkich, jaką postawę wobec tego przyjmiemy. To wierni w dużej mierze pozwalają, aby kościół stał się silnie klerykalny, choć to jest zaprzeczeniem jego misji…


Alpejski
O mnie Alpejski

Nie czyńcie Prawdy groźną i złowrogą, Ani jej strójcie w hełmy i pancerze, Niech nie przeraża jej postać nikogo...                                                                     Spis treści bloga: https://www.salon24.pl/u/alpejski/1029935,1-000-000

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura