- O której? - zapytał.
- Wyjdziemy tak po 23. Masz farbę?
- Tak. Powinno wystarczyć – popatrzył na mnie i roześmiał się. - Chyba, że chcesz machnąć dwumetrowe litery?
Pokręciłem przecząco głową.
- Ta rura jest gdzieś metrowej średnicy. Ale z kolejki ją dobrze widać.
Wieczór był chłodnawy, mimo że w dzień słońce grzało jak wściekłe. Na ulicy było pusto; czuliśmy się trochę nieswojo, ale z drugiej strony mieliśmy w sobie ten pewien rodzaj zacięcia, który występuje tylko wtedy, kiedy robi się coś z przekonaniem. Doszliśmy do końca płotu jakiegoś zakładu; rury ciepłownicze biegły gdzieś na jego tyłach, musieliśmy więc się przedrzeć przez jakieś chaszcze.
- Tędy – powiedziałem cicho, wskazując na niemal niewidoczną ścieżkę.
Jeszcze raz zlustrowaliśmy ulicę; w zasięgu wzroku nikogo nie było widać, więc szybko ruszyliśmy w stronę krzaków. Po kilku minutach byliśmy na miejscu; wyciągnąłem z plecaka słoik z farbą i dwa pędzle.
- Jak zwykle? - usłyszałem.
Roześmiałem się.
- Jak zwykle? Przecież ostatni raz robiliśmy to ponad dwadzieścia lat temu... Tak, ja pierwszą literę, ty drugą i lecimy. Tylko się nie pomyl! - roześmiałem się. - Pamiętasz, jak wtedy, ma tamtym bloku...
- Odczep się... Wtedy się spieszyliśmy, bo byliśmy na widoku i …
- Dobra, dobra, dawaj, jedziemy...
- Kurczę, trochę się upiep... - usłyszałem cichy szept.
- Gdzie? - zapytałem, próbując coś dostrzec w ciemnościach.
- Na ręce... na ubraniu chyba nie...
- Trzymaj...- podałem mu butelkę z rozpuszczalnikiem. - O kurcze, tylko nie mam żadnej szmatki...
- Cholerka, ja też nie... Dobra, nie ma rady, rozpuszczalnik szybko wysycha...
Właśnie przejeżdżała kolejka, jedna z ostatnich; światło padające z jej okien pozwoliło nam zobaczyć nasze dzieło.
- Dobrze wyszło... Do rana nie będą wiedzieć, że jest napis; a rano nie zdążą go za szybko zamalować i trochę ludzi go zobaczy, jak będą jechać do centrum...
- Myślisz... Naprawdę myślisz, że to coś da? - usłyszałem w jego głosie lekkie powątpiewanie.
- Ci starsi sobie przypomną, jak to kiedyś bywało... - roześmiałem się, ale szybko spoważniałem. - A ci młodsi się będą zastanawiać, o co chodzi. Te gnojki nie mogą nas dalej tak zlewać. Myślą, że jak mają w łapach telewizję i tych wszystkich krętaczy na swoich usługach, to mogą ludziom wmawiać te brednie, że naprawdę jest jakieś śledztwo...
- Taaa... W sumie napis daje do myślenia...
Spojrzałem jeszcze raz, choć teraz napis był już niemal niewidoczny w ciemnościach nocy:
SMOLEŃSK – ŻĄDAMY PRAWDY
- A kiedyś pisałem Solidarność Zwycięży... I wydawało mi się, że oni też są z naszej paczki... Mocno, jak mocno się pomyliłem... No dobra, spadamy stąd. Jutro machniemy następny, co?
- W sobotę, przed świętem?
- No pewnie... nie zamalują do wtorku.
- Może tym razem coś o Tusku?
- O, dobry, bardzo dobry pomysł...
Inne tematy w dziale Polityka