W 1989 roku dwóch naukowców o zacięciu kabaretowym Martin Fleischmann i Stanley Pons zademonstrowali światu naukowemu niezwykłe urządzenie. Wyglądało ono jak słój po korniszonach, w którym zamocowano kilka rurek i z którego wystawało kilka kabelków. Słój był wypełniony cieczą. Gdyby szukać tu jakiś analogii to nasuwa mi się porównanie do gadżetów ujawnionych u Brunona K. Nasi wesołkowie oznajmili światu naukowemu, że w tym oto słoju przeprowadzają kontrolowaną reakcję (syntezę) termojądrową. I to na zimno, czyli w temperaturze pokojowej. Ot tak po prostu na stole w kuchni. Ja tu nie zamierzam kpić z tych niezwykle zasłużonych dla ludzkości uczonych mężów. Uważam bowiem, że każdy człowiek ma prawo do własnego poczucia humoru i dążenia do pozyskania grantów na badania naukowe.
W tym miejscu muszę przypomnieć, że lat siedemdziesiąte i osiemdziesiąte dwudziestego wieku to lata konsumpcji ogromnych budżetów na badania nad możliwością przeprowadzania kontrolowanej reakcji termojądrowej. To lata obfitości Nagród Nobla w dziedzinie fizyki zajmującej się poznawanie budowy materii i praw nią rządzących. W zasadzie w owym czasie nauka światowa o materii wiedziała już wszystko. No może za wyjątkiem boskiej cząstki, którą pozostawiono niezbadaną jako wehikuł pozyskiwania kolejnych budżetów.
I w takim stanie rzeczy cały świat nauki, nie wyłączając szacownych laureatów, na oświadczenie Fleischmanna i Ponsa rozdziawił gęby. Nie znalazł się nikt z szacownego grona laureatów i naturalnych kandydatów na laureatów, kto by odważył się powiedzieć: to z punktu widzenia nauki niemożliwe, to nie nauka, to numer cyrkowy. Przystąpiono do badań procesów zachodzących w słoju po korniszonach, które to badania zakończyły się tak jak zakończyć się musiały.
Napisałem wyżej, że Martin Fleischmann i Stanley Pons to ludzie niezwykle zasłużeni dla ludzkości. Uważam, że tak jest bo swoim iwentem wykazali oni ponad wszelką wątpliwość, że nauka światowa to już trup. Śmierdzący trup. A jedyne sukcesy jakie aktualnie robiący w branży naukowej ludzie osiągają to otrzymywane od szacownego komitetu Nagrody Nobla.
Pozostaje mi jeszcze wyjaśnić jak do śmierci nauki doszło. To niezwykle proste. Po II WŚ naukę światową, a w zasadzie amerykańską stopniowo opanowali ludzie wychowani w kulturze czci dla Talmudu, czyli ludzie święcie przekonani o tym, że rzeczywistość jest taka jak się o niej mówi i pisze, a nie taka jaka jest naprawdę. Wcześniej nauka osiągała ogromne i rzeczywiste sukcesy, bo w gronie badaczy bardzo mocną i liczną reprezentację mieli ludzie, którzy Talmudu nie studiowali. Nie będę tu wnikał jak doszło do tak niekorzystnych, z punktu widzenia efektywności badań naukowych, przesunięć kulturowo personalnych. Być może chodziło o te coraz większe budżety?
Czytelników, dla których kontekst niektórych zdań z tego tekstu jest niezrozumiały zachęcam do zajrzenia na blog Forum Żydów Polskich do notki Noble a Żydzi. Jak to wyjaśnić.
Inne tematy w dziale Polityka